ŚwiatMają dość polskiej "Kiszki" czy brakuje im "cashu"?

Mają dość polskiej "Kiszki" czy brakuje im "cashu"?

Polska dzielnica w Nowym Jorku zmienia charakter. Jej uroki doceniają coraz częściej biznesmeni z Manhattanu lub młodzi artyści, którym podoba się specyficzny klimat tego miejsca. Rosnąca popularność podbija niestety ceny, to z kolei sprawia, że wielu Polaków wyprowadza się z dzielnicy. Jak długo więc Greenpoint pozostanie polski?

Mają dość polskiej "Kiszki" czy brakuje im "cashu"?
Źródło zdjęć: © WP.PL | Tomasz Bagnowski

01.08.2011 | aktual.: 02.08.2011 12:07

- Teraz jest tu zdecydowanie mniej Polaków niż kiedyś - mówi Alina Barwicka, właścicielka salonu piękności przy Manhattan Avenue, jednej z głównych ulic Greenpointu. - Moi klienci to oczywiście w większości Polacy, jednak wiele osób wróciło w ostatnim czasie do Polski. Tutaj robi się coraz drożej, ludzie się przenoszą - na Queens czy do New Jersey - ciągnie z nostalgią w głosie pani Alina.

Coraz drożej, coraz mniej Polaków

O mniejszej liczbie klientów mówią także właściciele polskich firm rozlokowanych na Greenpoincie. Mniej jest chętnych do wysyłania paczek do Polski, mniej zleceń tłumaczenia dokumentów, czy rozliczeń podatkowych.

W agencji Samy Expert Brokerage Inc., gdzie można między innymi ubezpieczyć samochód, czy wykupić polisę dla firmy przy jednym z biurek klient, Afroamerykanin z dreadami. - So, what kind of business do you have (jakiego rodzaju firmę pan prowadzi) - pyta go obsługująca Polka. Niedaleko w popularnym sklepie mięsnym "Kiszka" także jakby więcej Amerykanów. Zamiast "kto następny" ekspedienci pytają, więc: "who's next".

Na Franklin Street, równoległej ulicy do Manhattan Avenue, polskiego prawnie nie słychać. Klienci umiejscowionych tu, często nowo powstałych knajp, czy butików, to głównie Amerykanie. Dziś typowy greenpoincki obrazek to młody chłopak śmigający jedną z licznych tu ścieżek rowerowych, mijający szyldy w obcym dla niego języku: Restauracja Łomżynianka, Polska księgarnia, czy Mówimy po polsku.

Greenpoint nie po raz pierwszy się przeobraża. Niegdyś była to dzielnica rolnicza. Funkcjonowało tu wiele farm, a ich właściciele przeprawiali się łodziami na Manhattan, by tam sprzedawać swoje produkty.

Greenpoint ciągle się zmienia

W połowie XIX w. Greenpoint zaczął się przekształcać w dzielnicę robotniczą. W znacznym stopniu przyczyniło się do tego uruchomienie stałego połączenia promowego z Manhattanem. Dzielnica stała się centrum budownictwa okrętowego i transportu wodnego. Powstał tu między innymi pierwszy amerykański pancernik - USS Monitor. Przy rzece Newtown Creek zbudowano zaś największy, w owych czasach, drewniany statek handlowy o dumnej nazwie The Great Republic.

Tutaj też ulokowało się wiele różnego rodzaju zakładów przemysłowych, a dzielnicę zaczęli zaludniać liczni robotnicy, często rekrutujący się ze świeżych emigrantów. Wówczas właśnie napłynęła na Greenpoint duża grupa Polaków, którzy stopniowo wypierali Niemców i Irlandczyków. Greenpoint stał się sercem polskości w Nowy Jorku.

Dziś jednak serce to zaczyna bić nieco wolniej. Nie ma dopływu "świeżej krwi", a wręcz przeciwnie, Polaków ubywa. Wiele osób zadaje sobie pytanie jak długo jeszcze Greenpoint pozostanie polski?

Do zmian znów, jak przed laty, przyczyniło się ponowne uruchomienie komunikacji promowej na East River, z której w ramach promocji przez jakiś czas można było korzystać bezpłatnie. Wielu Amerykanów właśnie dzięki temu na nowo odkryło Greenpoint i zaczęło penetrować miejscowe agencje nieruchomości w poszukiwaniu mieszkań i domów. Greenpointem interesują się także w Hollywood, wielu aktorów przy okazji kręcenia filmów w Nowym Jorku wynajmowało apartamenty właśnie w polskiej dzielnicy. Nie wszystkich stać jednak na to, by płacić za mieszkanie tyle, co filmowi gwiazdorzy. Na wzroście cen cierpią właśnie Polacy, którzy coraz częściej zamiast płacić krocie za nieruchomości przenoszą się na Queens, najczęściej do Ridgewood, dzielnicy już dziś nazywanej drugim Greenpointem.

Tendencję tę łatwo wyjaśnić, gdy spojrzy się na ceny. Mimo trwającego wciąż kryzysu na rynku mieszkaniowym w USA za porządny dom na Greenpoincie zapłacić trzeba nawet 700 tys. dolarów. Na Ridgewood identyczny można znaleźć już o 100-150 tys. dolarów taniej. Podobnie jest z mieszkaniami. Ceny w polskiej dzielnicy są przynajmniej o kilkadziesiąt tysięcy dolarów wyższe niż na Ridgewood. Jeśli ktoś szuka mieszkania do wynajęcia także musi się liczyć z tym, że na Greenpoincie zapłaci więcej.

Manhattan przenosi się za rzekę

Miesięczny czynsz w dwupokojowym mieszkaniu na Ridgewood to dziś wydatek około 1000 - 1200 dolarów, na Greenpoincie nawet 2 tysiące. Ceny mieszkań trzypokojowych nierzadko przekraczają już 2500 dolarów. To na tyle "tanio" by przyciągnąć ludzi z Manhattanu i jednocześnie na tyle drogo, by odstraszyć od osiedlenia się mniej zamożnych, w tym również Polaków.

Z Greenpointu wyprowadzają się też osoby starsze, które nie są w stanie dotrzymać kroku galopowi cen. Cierpią na tym miejscowe firmy. Te, którym nie udało się utrzymać na rynku są zamykane. Inne próbują przestawiać się na nową klientelę.

Mimo widocznych zmian Greenpoint wciąż jeszcze jest bardzo polski. To właśnie tu są dwa oddziały popularnej Polsko-Słowiańskiej Federalnej Unii Kredytowej, gdzie swoje oszczędności trzyma bardzo wielu Polaków. Na Greenpoincie jest także duży polski Kościół św. Stanisława Kostki, który przy różnych okazjach wciąż gromadzi tłumy. To tu jest także największe w Nowym Jorku skupisko polonijnych agencji, biur podróży, zakładów kosmetycznych, restauracji, czy sklepów z polskim jedzeniem.

Pytanie, jak długo będą one w stanie przetrwać? Czy utrzymają się także wówczas, jeśli Polacy będą tu przyjeżdżać jedynie na zakupy?

Polskość czy obciach?

Dominującą część opinii o zmianie charakterku Greenpointu stanowią te, które pochylają się nad tym zjawiskiem z troską, ubolewając, że kończy się jakiś etap w życiu polskiej dzielnicy w Nowym Jorku. Warto też jednak zwrócić uwagę, że jest spora grupa Polaków, zwłaszcza tych młodszych, dla których Greenpoint bardziej niż ostoją polskości jest ostoją obciachu. Obciachu, z którym prawdziwa polskość nie ma nic wspólnego.

Wielu Polakom, mieszkającym w metropolii nowojorskiej - z polskością nie kojarzą się wcale pokryte ceratą stoły w polskiej jadłodajni, czy wystawy sklepowe nachalnie upstrzone zdjęciami papieża. Tacy ludzie od Greenpointu stronią, a wręcz go nie lubią. Nie ma w nich także chęci, by polską dzielnicę zmieniać, by uczynić z niej miejsce nowocześniejsze, czystsze, tak by nie sprawiało wrażenia repliki PRL-u z końca lat 80. Wolą po prostu mieszkać gdzie indziej. I raczej to właśnie jest największym zagrożeniem dla polskiej dzielnicy.

Jeśli młodsi, lepiej wykształceni i lepiej ustawienia w Ameryce Polacy od Greenpointu będą uciekać, dzielnica ta prędzej czy później i tak przestanie być polska, nawet, jeśli ceny zaczną kiedyś spadać.

Z Nowego Jorku dla polonia.wp.pl
Tomasz Bagnowski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
historiapolacytradycja
Zobacz także
Komentarze (0)