Magdalena Adamowicz: Uświadomiłam sobie potrzebę batalii z hejtem
- Cokolwiek nie zrobię ja, czy w przyszłości nasze córki, to zawsze znajdzie się kilku takich, którzy stwierdzą, że to "dzięki zmarłemu mężowi, czy tacie" - mówi Magdalena Adamowicz. Kandydatka do PE podkreśla, że w Brukseli będzie m.in. walczyć z mową nienawiści.
Wdowa po prezydencie Gdańska Pawle Adamowiczu wystartuje w wyborach do Parlamentu Europejskiego z drugiego miejsca pomorskiej listy Koalicji Europejskiej.
W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" podkreśla, że gdy po zamachu udzieliła pierwszych wywiadów, pojawił się "straszny hejt". - Mowa nienawiści skierowana w moją rodzinę. To jeszcze bardziej uświadomiło mi potrzebę rozpoczęcia batalii, walki z przyzwoleniem na takie zachowanie - mówi.
Magdalena Adamowicz zaznacza, że jej mąż wielokrotnie podkreślał w przeszłości, że gdy przestanie być prezydentem, to ona powinna wejść do polityki. W jednym z wywiadów tuż przed śmiercią miał też podkreślić, że "zwycięstwo proeuropejskich sił w wyborach parlamentarnych i europejskich" to jego marzenie.
- Przypomniałam sobie ten wywiad i to był kolejny argument dla mnie za zgodą na start - zdradza teraz Magdalena Adamowicz. Dodaje, że decyzję o wzięciu udziału w "wyścigu" do Brukseli podjęła wspólnie z córkami, które rozumieją i popierają jej decyzję.
- Śmierć Pawła to wynik mowy nienawiści i hejtu, który dziś już nie dotyka tylko osób znanych, ale jest problemem każdego z nas. Wieczór 13 stycznia unaocznił to wielu ludziom. Ufam, że to element trwałej zmiany - podkreśla w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" kandydatka Koalicji Europejskiej.
Cała rodzina z zarzutami
Dziennikarz prowadzący rozmowę przypomniał, że Platforma Obywatelska odcinała się od Pawła Adamowicza, ponieważ ciążyła na nim lista zarzutów prokuratorskich. Z drugiej strony zarzuty mają też inni działacze PO m.in. Stanisław Gawłowski czy Sławomir Neumann, a jednak partia otwarcie ich popiera.
Wdowa po prezydencie Gdańska oceniła, że Adamowicz odszedł z Platformy dobrowolnie. Stwierdziła, że nie ma pretensji do lidera tej partii Grzegorza Schetyny. - Jak każdy człowiek ma prawo do błędów. Nie mnie to oceniać - przyznała.
Kandydatka do europarlamentu odniosła się również do faktu, że na niej także ciążą zarzuty. Chodzi o sposób, w jaki rozliczała podatki od wynajmowanych przez siebie mieszkań. - Prokuratura sformułowała całkowicie absurdalny zarzut zatajenia prowadzenia przeze mnie pozarolniczej działalności gospodarczej - zaznaczyła podkreślając, że nie ma sobie nic do zarzucenia.
Magdalena Adamowicz została również zapytana, czy to prawda, że jej matka usłyszała zarzuty składania fałszywych zeznań?
- Niestety na obecnym etapie postępowania nie mogę publicznie czegokolwiek ujawnić na ten temat, gdyż może to stać się pretekstem do kolejnych działań prokuratury - komentuje. Adamowicz ocenia tylko, że skoro członek jej rodziny usłyszał zarzuty w środku kampanii wyborczej, "nie było to przypadkowe".
Magdalena Adamowicz zaznacza, że na pewno wielokrotnie będzie słyszała zarzut o to, że robi "karierę dzięki zmarłemu mężowi".
Stwierdza, że "nie ma żalu" do osób, które formułują takie zarzuty, ale "bardzo ją to boli".
Kandydatka do Parlamentu Europejskiego zapowiada, że zrobi wszystko, by profesjonalnie i kompleksowo walczyć z mową nienawiści. Zdradza, że ma już umówione spotkania w Kongresie USA w Waszyngtonie oraz w siedzibie Facebooka.
- Chcę przeprowadzić bardzo dużą zmianę nie tylko w postrzeganiu mowy nienawiści, ale także w legislacji dotyczącej praw człowieka. Dlatego spotkam się z najważniejszymi osobami mogącymi mi w tym wyzwaniu pomóc - podkreśla.
Źródło: Gazeta Wyborcza