Maciej Dobrowolski zarzuca kłamstwo ministrowi z PO. Borys Budka się tłumaczy
Poseł Borys Budka (PO) jest dziś bardzo zaangażowany w obronę Sebastiana K. - kierowcy Seicento, który zderzył się z samochodem premier Beaty Szydło (PiS). Pod jego adresem na Twitterze pada jednak zarzut, że, gdy był ministrem, to w sprawie przetrzymywanego w areszcie przez 40 miesięcy Macieja Dobrowolskiego (kibica Legii Warszawa) pomagać wcale nie chciał. Budka mówi WP, że sprawą się zainteresował, a Dobrowolski odpowiada, że to kłamstwo.
16.02.2017 | aktual.: 16.02.2017 16:35
WP: Jacek Gądek: Poseł PO Borys Budka twierdzi, że na ile mógł, to starał się panu pomóc. Tak było?
Maciej Dobrowolski: - To nieprawda.
WP: Był minister sprawiedliwości pisze, że zainteresował się, czy nie są łamane procedury i czy nie ma pan na przykład ograniczonego prawa do obrony.
A ja wiem, jak wygląda prawda o tej "pomocy". Dzięki znajomej osobie udało się umówić jedno spotkanie mojego taty z ministrem. Tata i koleżanka mi potem je opisali: przyszli jak petenci z - według ministra - niemożliwą do spełniania prośbą. Pan Borys Budka po prostu zbył mojego tatę, który czuł się po tej rozmowie bardzo kiepsko.
Były tylko szumne hasła ministra, że sądy są niezawisłe, no ale przyjrzy się mojej sprawie. Tata przyszedł dzień, dwa później do aresztu na widzenie ze mną i powiedział, że nawet nie warto, abym słuchał o rozmowie z ministrem, bo niepotrzebnie będzie mnie tylko denerwował. Ojciec po prostu stracił całą nadzieję, że można cokolwiek dla mnie zrobić.
WP: Minister podkreśla teraz: "Spotkałem się z rodziną Macieja Dobrowolskiego. Ale jako minister sprawiedliwości nie mogłem wpływać na pracę sądu. A tego oczekiwał ojciec Maćka".
On po prostu nie zainteresował się sprawą. Już wcześniej napisałem do ministra dwa listy. Nikt na żaden mi nie odpisał, ale nawet się tego nie spodziewałem. Byłem pod ścianą i łapałem się każdej możliwości i szansy. Uznałem w pewnym momencie, że pozwę sędzię, która prowadziła mój proces, o naruszanie dóbr osobistych.
Odwoływałem się też do mediów i nagłaśniałem sprawę, bo inaczej nie wyszedłbym pewnie z aresztu. Ale spotkanie z Budką było jedną wielką kompromitacją.
WP: Panem nie kierują teraz powody polityczne, gdy bije pan w polityka PO?
Nie. Jestem za prawicą i nigdy tego nie ukrywam. Tego wszystkiego nie mówię jednak, żeby komukolwiek dopiec. Przecież upominali się o mnie ludzie z prawej, z lewej i ze środka sceny politycznej. Nie chodzi o to, abym się wyżywał na jakiejkolwiek partii czy polityku. Po prostu pamiętam, jak wyglądał i co mówił mój tata zaraz po spotkaniu z Budką. A był załamany i powiedział, że spotkanie z ministrem nie miało najmniejszego sensu.
Trwało może 15-20 minut. To był jakiś żart ministra z mojego taty. Został potraktowany jak persona non grata.
WP: Borys Budka podkreśla jednak, że zainteresował się pana sprawą i sprawdzał, czy są łamane procedury. Ale jego błąd - to zauważa w kontekście szumu wokół wypadku Beaty Szydło - miał polegać na tym, że czynił to "nie w świetle kamer, a jak widać tylko to się dla niektórych liczy".
Tak? To ja coś panu powiem: gdy dowiedziałem się, że Andrzej Duda zainteresował się moją sprawą - bo coś wspomniał na mój temat - i zrobiło się potem o mnie głośno, to po dwóch tygodniach coś się w końcu stało. Ten sam sędzia, który twierdził, że mogę mataczyć i uciec z Polski, uznał już, że takiego zagrożenia nie ma.
Ewidentnie od początku była to więc sądowa farsa.
WP: Budka - a mówi to stanowczo - miał sprawdzać, czy wszystko odbywało się zgodnie z prawem.
Wierutne kłamstwo - nic nie pomógł. Jeśli trzeba, to jestem gotowy na konfrontację, mój tata też. Zwyczajnie nie wiem, na czym miałaby polegać jego pomoc. A nawet po tym, jak pozwałem sędzię w moim procesie, to moje prawa zostały jeszcze bardziej ograniczone. Widzenia w areszcie miałem już tylko przez szybę - jako jedyny więzień.
Borys Budka dziś mówi, że się mną interesował, bo chce przekonać ludzi, że wtedy było normalnie. Nie twierdzę, że teraz jest idealnie, ale niech pan minister nie opowiada bzdur. Mogę mu to powiedzieć prosto w oczy: żadnej pomocy od ministra nie uzyskałem. Mogłem za to liczyć na Rzecznika Praw Obywatelskich dr. Adama Bodnara. To on podważył zasadność trzymania mnie pod wzmożoną obserwacją i ograniczenia widzeń tylko do takich przez szybę.
Były minister sprawiedliwości Borys Budka w rozmowie z Wirtualną Polską odnosi się do twierdzeń Macieja Dobrowolskiego. Jak tłumaczy, spotkał się m.in. z jego ojcem. - Ale oczekiwania wobec mnie były takie, abym podjął interwencję w sądach, które zdaniem Dobrowolskiego i jego rodziny są niewłaściwe.
Pytany o to, co wówczas zrobił, odpowiada: - Zapytałem prokuraturę, czy postępowanie jest prowadzone zgodnie z procedurami i otrzymałem informację, że wszystkie działania i stosowanie tymczasowego aresztu było poddawane kontroli instancyjnej. A jako minister nie mogłem - i będę to podtrzymywał - ingerować w pracę sądów. Także prokuratura, która wnioskowała o stosowanie aresztu wobec Dobrowolskiego, mi nie podlegała.
Gdy Budka był ministrem, funkcje ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego były rozdzielone.
- Niestety jest tak, że oczekuje się od ministra, a zwłaszcza przy tym, co robi teraz Zbigniew Ziobro, że minister powinien pisać wyroki sądów lub je zmieniać. A ja od początku mówiłem rodzinie Dobrowolskiego, że oprócz sprawdzenia toku postępowania sądów nie mam instrumentów - dodaje Budka.
Były minister pytany o to, czy z dzisiejszej perspektywy - po decyzji sądu o zwolnieniu Dobrowolskiego z aresztu po 40 miesiącach odsiadki - jest przekonany o właściwym prowadzeniu sprawy, odpowiada: - Rozumiem, że coś mogło być nie tak, skoro sąd w końcu uchylił areszt. Ale uzasadnienia nie znam.
I dodaje, że istnieje w prawie możliwość uzyskania odszkodowania za nieuzasadniony areszt, więc Dobrowolski, jeśli czuje się pokrzywdzony, może się takiej rekompensaty domagać.