Ma wybór: operacja albo więzienie. Polska interweniuje
W szpitalu w Mińsku operowany jest uwięziony opozycjonista Źmicier Bandarenka, w którego sprawie apelowała do władz w Mińsku ambasada Polski, wskazując na obawy rodziny działacza przed ryzykowną operacją. O operacji powiadomiła żona działacza, Wolha Bandarenka.
Wcześniej rodzina opozycjonisty, skazanego na dwa lata pozbawienia wolności, podała, że musiał się on zgodzić na operację, która jest ryzykowna i grozi kalectwem.
U Bondarenki wystąpiły poważne problemy z kręgosłupem.
Bandarenka pod koniec kwietnia został skazany przez sąd na dwa lata kolonii karnej za udział w protestach opozycji po zeszłorocznych wyborach prezydenckich. Podczas wyborów był współpracownikiem jednego z opozycyjnych kandydatów na prezydenta Andreja Sannikaua, również skazanego na kolonię karną. Przed skierowaniem na odbywanie wyroku znalazł się w szpitalu więziennym z powodu poważnych problemów z kręgosłupem. Administracja więzienna oznajmiła w ostatnich dniach, że daje mu wybór: albo podda się operacji, albo będzie skierowany do kolonii karnej.
Bliscy opozycjonisty oraz organizacja Europejska Białoruś, której jest on działaczem, zwracają uwagę, że termin operacji jest przymusowy, operacja jest skomplikowana i ryzykowna. Ponadto w więzieniu nie można spełnić wymogów rehabilitacji zalecanej po takim zabiegu.
Ambasada Polski, pełniącej obecnie przewodnictwo w UE, zwróciła się do władz Białorusi, by zapewniły Bandarence odpowiednie leczenie. "Państwa członkowskie UE dowiedziały się o niebezpiecznym stanie zdrowia i o złym traktowaniu Źmiciera Bandarenki w areszcie. Rozumiemy twierdzenia jego rodziny o tym, że nieodpowiedni proces rehabilitacji po operacji chirurgicznej może wywołać trwałą niesprawność. Lokalne przedstawicielstwo UE w pełni podziela obawy rodziny pana Bandarenki i jego zwolenników, i wzywa władze Białorusi, by zapewniły mu odpowiednie traktowanie, porady i rehabilitację" - głosi oświadczenie.