M. Środa: czyste ręce hipokrytów
Pani Barbara Jackiewicz, która po dwudziestu czterech latach bezustannej troski, „domaga się” eutanazji dla swego pozostającego w stanie wegetatywnym syna, mówi („Dziennik”, 1.03), że nic nie wzbudza w niej takiego buntu jak ludzkie zakłamanie. Jedni krzyczą o świętości życia, ślepi na ludzkie cierpienie, a inni doradzają proste sposoby załatwienia problemu: skutecznie i bez rozgłosu.
Tak jest z większością problemów moralnych: z aborcją, z eutanazją, tak będzie zapewne z zapłodnieniem in vitro.
Bo my w Polsce nie mamy problemów moralnych z lekceważeniem życia, lecz z hipokryzją. Ze wstrętną, obleśną, bezduszną hipokryzją. Przybiera ona różne sceniczne najczęściej formy: politycznych wystąpień, gwałtownych komentarzy, świętoszkowatego oburzenia, apokaliptycznych potępień. Ma różne oblicza, choć z reguły męskie (tak jak ofiarami cierpienia są z reguły kobiety). W mediach widzimy twarze hipokrytów, na których widoczna jest absolutna niczym niezachwiana pewność siebie, twarze wyrażające pryncypializm i gotowość walki w imię abstraktu (bo już nie konkretnych ludzi), twarze wściekłe, potępiające wszystko i wszystkich, którzy działają według innych zasad.
Hipokryta to najczęściej człowiek, który łączy poczucie własnej świętości z interesem politycznym, który na niej można ubić. Ponadto jest to człowiek z reguły nie dotknięty żadnym nieszczęściem; żona płodna, (w przypadku niepłodności: szybka adopcja dokonana dzięki kościelnym koneksjom), hospicja zna on z reportaży telewizyjnych (jeśli w ogóle ma czas na oglądanie w TV czegokolwiek innego niż własne wystąpienia), a cierpienie kojarzy mu się wyłącznie z zamrażanym zarodkiem.
Z drugiej strony mamy wypracowane w naszym społeczeństwie różne techniki radzenia sobie z problemami. „Podziemie” aborcyjne ma się doskonale, zresztą, jakie to podziemie, gdy środki farmakologiczne można kupić w internecie, a i z niechcianym dzieckiem kobiety jakoś sobie poradzą. Osobę w stanie wegetatywnym, którą nikt nie chce się zajmować lub nikt nie chce płacić za opiekę nad nią, można przeziębić. Metoda prosta, a do tego nie wzbudza żadnych podejrzeń. Zapalenie płuc, do którego takie postępowanie doprowadza, jest przecież chorobą, która powoduje szybką śmierć, a ręce wszystkich pozostają czyste.
Bo to nie tyle abstrakcyjne zasady i głośne deklaracje są celem działań hipokryty, lecz czyste ręce. Niech tam robią co chcą, byleby o tym nie mówić, nie przyznawać racji, nie dopuszczać do głosu. Cierpienie musi pozostać nieme. Bez racji. Bo w czasie mszy, debat i w świetle telewizyjnych kamer, dobitnie może rozlegać się tylko jeden krzyk. Krzyk w obronie życia „poczętego” i „wegetatywnego”.
A co ze zwykłym życiem? Ludzkim? Ludzie sobie przecież poradzą! Byleby hipokryta zachował czyste ręce.
Magdalena Środa specjalnie dla Wirtualnej Polski