PolitykaLustrować się, czy nie? Małe redakcje mają wątpliwości

Lustrować się, czy nie? Małe redakcje mają wątpliwości

Nie widzę potrzeby składania oświadczeń lustracyjnych, bo w naszej gazetce podajemy tylko ogłoszenia parafialne - mówi ks. Grzegorz Burda proboszcz parafii w Goławcu, która wydaje gazetkę parafialną "Drogi". No cóż, okazuje się, że w świetle nowego prawa lustracyjnego, ks. Burda może stracić możliwość wydawania pisma. W podobnej sytuacji może znaleźć się kilkaset tysięcy osób wskazanych w ustawie.

19.03.2007 | aktual.: 17.06.2008 12:43

Od czwartku obowiązuje nowa ustawa lustracyjna. W jej świetle m.in. dziennikarze muszą złożyć oświadczenia lustracyjne. W nich będą musiały ujawnić czy były związane z tajnymi służbami PRL. Łącznie tłumaczyć się będzie ok. 700 tys. osób, które urodziły się przed 1972 rokiem.

Przeciw nowej ustawie zaprotestowało w specjalnym oświadczenie wielu znanych dziennikarzy. Swoje niezadowolenie wyrazili m.in. Monika Olejnik, Teresa Torańska, Grzegorz Miecugow czy Jacek Żakowski. Przeciwny lustrowaniu dziennikarz jest też honorowy prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich Stefan Bratkowski. Uważają oni, że zapisy nowej ustawy naruszają konstytucję i międzynarodowe zobowiązania Polski, dotyczące wolności słowa i mediów.

"To dążenie do stworzenia państwa policyjnego"

Jednym z sygnatariuszy oświadczenia był też Paweł Matuszek, redaktor naczelny „Nowej Fantastyki”, który nazywa nową ustawę „przegięciem”. _ Jak to będzie wyglądało u nas w firmie to jeszcze nie wiem, bo najpierw mój szef będzie musiał poddać się lustracji, potem wezwie mnie, a potem ja swoich pracowników. Na szczęście nie podpadam pod te kryteria wiekowe, ale dwóch moich pracowników tak_ - mówi Matuszek i dodaje, że nie powinno się nikogo zmuszać do składania oświadczeń. _ To jest mechanizm represji używany kiedyś przez aparat komunistyczny. Uważam to za niedopuszczalne, ale ktoś wybrał ten rząd, więc mamy to czego chcieliśmy. Wygląda to na dążenie po stworzenia państwa policyjnego, w którym wszyscy o wszystkich będą wiedzieć, będą donosić, manipulować informacją na temat poszczególnych obywateli_ - mówi zdegustowany redaktor naczelny.

Prof. Maciej Mrozowski z Uniwersytetu Warszawskiego wskazuje na wielkie zamieszanie, które wywoła nowa ustawa. Chodzi o to, że ustawa wskazując na dziennikarzy, którzy mają poddać się lustracji powołują się na zapis z prawa prasowego z 1984 roku. Sęk w tym, że ustawa Prawo Prasowe bardzo szeroko określa to, kim jest dziennikarz. Mówi bowiem, że to nie tylko osoba, która pracuje na etacie w redakcji, ale także na rzecz lub z upoważnienia redakcji. Mechaniczne przeniesienie ustawy prawo prasowe powoduje, że lustrować się muszą nie tylko dziennikarz, ale wszyscy którzy piszą lub przygotowują cokolwiek – czyli np. adiustatorzy albo korektorzy. To jest krąg tak zawyżony, że można sobie zadać pytanie – po co ich lustrować? Jakie znaczenie dla pracy redakcji ma to, że np. osoba przygotowująca nekrologi współpracowała z tajnymi służbami? - zastanawia się prof. Mrozowski.

Gazetki parafialne i osiedlowe też pod lupą

Innym problemem nowej ustawy jest to, że nie precyzuje jakie media powinny w procesie lustracyjnym uczestniczyć. A okazuje się, że jest to wielkim problemem dla małych redakcji lub pism specjalistycznych, które nie są przekonane o sensie składania oświadczeń, albo jeszcze nie zainteresowały się tym tematem. Tak jest w przypadku wydawców i redaktorów gazetek parafialnych, którzy często nie mają świadomości, że podobnie jak pracownicy dużych czasopism czy dzienników będą musieli rozliczyć się ze swojej przeszłości. Nie widzę potrzeby składania oświadczeń, bo w naszej gazetce podajemy tylko porządek nabożeństw i ogłoszenia parafialne. Nic więcej. Żadnych dłuższych tekstów nie zamieszczamy – mówi ks. Grzegorz Burda proboszcz parafii w Goławcu w województwie śląskim, gdzie wydawana jest gazetka „Drogi”. Niektórzy dziennikarze jeszcze nie zdążyli poznać szczegółów ustawy. Nie mam zielonego pojęcia na temat ustawy, dlatego nic nie mogę powiedzieć na ten temat – mówi Adriana Bogdanowska – redaktor naczelna
„Rocznika Naukowego Polskiego Towarzystwa Ochrony Przyrody ‘Salamandra’”. Detale zdążył natomiast poznać Zbigniew Poczesny – wydawca i redaktor naczelny „Gazety Zacisze” - miesięcznika opisującego sprawy mieszkańców jednej z warszawskich dzielnic. Złożę oświadczenie, ale jest to dla mnie kompletnie bez sensu. To się powinno zrobić 40 lat temu, a nie teraz - mówi oburzony Poczesny.

Brak logiki wskazuje również prof. Maciej Mrozowski. _ Ta ustawa, która jest bardzo niedokładna wywoła pospolite ruszenie i zamieszanie. Dla mnie to naruszenie sensu społecznego stosowania prawa_ - mówi medioznawca. Rozumiem ludzi, którzy muszą te oświadczenia składać, że czują się obrażeni. To jest normalny odruch. Bo, o ile dawniej agenci szkodzili tylko niektórym ludziom, o tyle teraz ci, którzy ich lustrują szkodzą wszystkim traktując ich jako osoby podejrzane. W tym zawarta jest taka filozofia, że człowiek jest zły z natury i nie ma własnej godności - mówi prof. Mrozowski. Zauważa jeszcze jedną nieścisłość w ustawie. Co zrobić z tymi, którzy pracują równolegle w redakcji i są pracownikami naukowymi. Będą składać jedno oświadczenie, czy dwa razy się lustrować? - ironicznie pyta profesor.

Zakaz wykonywania zawodu na 10 lat za kłamstwo lustracyjne

To, czy oświadczenia są prawdziwe sprawdzi pion lustracyjny Instytutu Pamięci Narodowej. Co o wprowadzonej ustawie sądzi IPN, któremu de facto przybędzie pracy, ze spokojem mówi rzecznik instytucji. Instytut nie jest od interpretacji ustaw. Parlamentarzyści uchwalili ustawę, która dla nas jest wiążąca. Jak będzie wyglądała nasza praca i realizacja ustawy zobaczymy. Trzeba poczekać - mówi zachowawczo Andrzej Arseniuk, rzecznik IPN.

Konieczność składania oświadczeń lustracyjnych wpłynie również na pracę sądów, bo jeśli IPN będzie miał wątpliwości co do prawdziwości danego oświadczenia, skieruje sprawę do wydziału karnego sądu okręgowego. Kłamca lustracyjny będzie miał zakaz sprawowania funkcji lub pełnienia zawodu przez dziesięć lat. Na taki sam okres stracą możliwość wykonywania zawodu lub pełnienia funkcji także osoby, które nie złożą oświadczenia na czas.

Zdaniem prof. Mrozowskiego weryfikacja oświadczeń potrwa kilka lat. Jeśli wszyscy poskładają kwity, to proces będzie się ciągnął. Myślę, że tego „dzieła” nie uda się dokończyć, bo do tego czasu obędą się nowe wybory i kto inny będzie się tym zajmował - kończy medioznawca.

Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)