Łukasz Warzecha: PiS uszczęśliwi nas na siłę
Na razie PiS śpi spokojnie, bo sondaże pokazują niewielką przewagę zwolenników zakazu handlu w niedziele. Ale to sondaże robione przed jego wprowadzeniem w życie. A pamiętać trzeba, że zakaz niedzielnego handlu to pierwsza regulacja o restrykcyjnym charakterze, uchwalona za rządów Prawa i Sprawiedliwości, która bezpośrednio uderzy w obywateli, w tym wyborców PiS - pisze Łukasz Warzecha dla WP Opinii.
01.02.2018 | aktual.: 01.02.2018 10:09
Kamera pokazuje śpiącą w łóżku kobietę. Obok śpi mężczyzna, pewnie mąż. Jest jeszcze trochę ciemno, najwyraźniej bardzo rano. Nagle kobieta otwiera oczy, z rosnącym przerażeniem spogląda na budzik, stojący obok łóżka, pokazujący świecącymi na zielono cyframi godzinę 4.30. Kobieta zrywa się panicznie z łóżka, wtedy budzi się mężczyzna.
"Zaspałam!" - woła ona. - "Budzik nie zadzwonił. Zwolnią mnie!" - dodaje płaczliwie"
„Kochanie, dziś niedziela, nie pracujesz" - uspokajająco odpowiada mąż. - "Wracaj do łóżka".
Kobieta kładzie się i przytula do mężczyzny.
W następnym ujęciu widzimy rodzinę - wcześniej pokazani kobieta i mężczyzna oraz dwoje dzieci w wieku szkolnym – jedzących rodzinne śniadanie, potem podczas spaceru w parku. Roześmiani i szczęśliwi. Ściemnienie. Na ściemnieniu napis "Daliśmy wam wolne niedziele. Prawo i Sprawiedliwość".
Oficjalnie zrzekam się tantiem za pomysł tej politycznej reklamówki, którą PiS mogłoby wyprodukować przed wyborami w 2019 roku. Zrzekam się ich nie tylko dlatego, że forsowany przez "Solidarność" pomysł, który w końcu częściowo zrealizowali rządzący, od początku uważam za poroniony, antywolnościowy, nielogiczny i szkodliwy, ale też dlatego, że taka reklamówka przedwyborcza - gdyby powstała - mogłaby do głosowania na PiS zrazić tyle samo lub nawet więcej osób, co zachęcić. A przecież nie wezmę honorarium za nieskuteczny projekt.
Majaczenia o szczęśliwych rodzinach to powtórka z głebokiej komuny
W wypowiedziach polityków PiS i zawodowych działaczy "Solidarności" pojawia się absurdalnie wyidealizowany obraz wolnych od handlu niedziel. Dzięki nim rodziny pracowników marketów, ciemiężonych dotąd przez kapitalistycznych krwiopijców, nareszcie mają się nacieszyć sobą, pointegrować, pójść na spacer i zjeść razem obiad. Tak samo mają postąpić jeszcze liczniejsze rodziny, które dotąd spędzały niedziele na zakupach zamiast na bogobojnym kultywowaniu życia rodzinnego.
Ten cukierkowy obrazek może przemawiać tylko do skrajnie naiwnych. Jeśli zabierze się ludziom centra handlowe w niedziele, możemy spokojnie założyć, że wizja z reklamówki spełni się w paru zaledwie procentach przypadków. Zwykle będzie inaczej: ojciec zasiądzie przed telewizorem, dzieci przed komputerem, matka pójdzie spać. Tak będzie zwłaszcza w mniejszych miastach - wystarczająco dużych, żeby mieć centra handlowe, ale zbyt małych, żeby mieć poważną alternatywną ofertę. Takie są i zawsze były rezultaty inżynierii społecznej. Majaczenia o szczęśliwych rodzinach, które dobre państwo nareszcie ukierunkuje na właściwy sposób spędzania niedziel, to najczystsza powtórka z głębi komuny.
Owszem, jest z pewnością grupa pracowników sklepów, którzy ucieszą się z przymusowo wolnych niedziel. Czy to jednak duża grupa? Opowieści o pracy siedem dni w tygodniu i siedzeniu przy kasie w pieluchach to dziś mity. Tak było - ale wiele, wiele lat temu. Od czasów słynnej bojowniczki o prawa pracowników "Biedronki", Bożeny Łopackiej, mnóstwo się zmieniło. Sieci handlowe przeszły od tamtego czasu długą drogę, a z ich ogłoszeń o pracę wynika, że oferują lepsze warunki niż ma wielu drobnych przedsiębiorców, harujących w świątek i piątek na własny rachunek.
Pracownicy handlu w zamian za niedziele mają wolny inny dzień w tygodniu. To nierzadko dobre rozwiązanie, bo w ciągu tygodnia mogą załatwić sprawy urzędowe albo samemu zrobić zakupy. Teraz stracą tę możliwość. Czy będą zadowoleni? Wątpię.
Niedziele mogą oddać, ale nie oddadzą zysków
A to niejedyny negatywny dla nich skutek zakazu niedzielnego handlu. Właściciele sklepów i centrów handlowych nie poddadzą się przecież łatwo. Niedziele mogą oddać, ale nie oddadzą zysków. Dlatego bardzo prawdopodobne, że w soboty wydłużą czas pracy do północy, a w poniedziałek będą otwierać sklepy wcześniej niż zwykle. Wtedy uszczęśliwieni na siłę przez rząd i związkowców pracownicy niedzielę będą spędzać w łóżku, odsypiając handlową sobotę. Możemy być też pewni, że część sklepów skorzysta z innych możliwości, takich jak połączenie ekspozycji - wystawianie towaru nie jest przecież w niedziele zabronione - z handlem internetowym, również dozwolonym. Polacy byli zawsze niezmiernie pomysłowi w omijaniu barier, budowanych przez realny socjalizm, więc i z neosocjalizmem PiS sobie poradzą.
Gdy zaczęły pojawiać się takie pomysły, Alferd Bujara, szef sekcji pracowników handlu "Solidarności", zadeklarował, że system trzeba będzie uszczelnić, na przykład poprzez ograniczenie godzin otwarcia sklepów w soboty i poniedziałki. Innymi słowy - od zakazu handlu w niedziele przejdziemy do częściowego zakazu handlu w dni sąsiadujące. Nie ma w tym nic dziwnego - to jedynie praktyczny dowód na słuszność słynnej maksymy Stefana Kisielewskiego, że socjalizm to system bohatersko zwalczający trudności nieznane w żadnym innym systemie.
Łatwo przewidzieć, jak to dalej będzie wyglądało: przedsiębiorcy wynajdą natychmiast sposoby, żeby obejść zakaz, rządzący pod naciskiem związkowców załatają luki, wtedy przedsiębiorcy wynajdą inne, te zostaną znów załatane kolejnymi dziesiątkami artykułów w kolejnych nowelizacjach ustawy, co jeszcze bardziej skomplikuje prowadzenie handlu i dołoży kolejne tony papieru do już istniejących przepisów - i tak bez końca. Ale przecież "Solidarności" kompletnie nie interesują kwestie takie jak przejrzystość prawa. Rządzących niestety też nie za bardzo. Ba, PiS ma wręcz zabobonną wiarę w magiczną moc ustaw. Być może w którymś momencie zostanie nawet powołana specjalna inspekcja od wolnych niedziel, kontrolująca sklepy. A ileż to będzie nowych stanowisk do obsadzenia!
Zakaz wkurzy też młodych ludzi, którzy, ucząc się, niedziele traktowali jako jedyną dostępną możliwość zarobienia jakichś pieniędzy. Źródło dodatkowego zarobku stracą też renciści i emeryci. Jeden z nich pisze rozżalony na Twitterze: "W soboty i niedziele rozkładałem towar na półkach. Jestem rencistą (698 złotych). Miałem około 1000 złotych miesięcznie do renty".
Hipotetyczna reklamówka mogłaby też rozwścieczyć tych, których zakaz handlu nie obejmuje. Oni uznaliby, że bezzasadne fory dostała jedna grupa pracowników, nie wiadomo, czemu. Do dziś nikt - z działaczami "Solidarności" na czele - nie jest w stanie wyjaśnić, dlaczego uprzywilejowani mają być akurat pracownicy sklepów wielkopowierzchniowych. Owszem, pojawiają się argumenty, że nie muszą pracować ci, którzy nie wykonują zawodów niezbędnych, takich jak w służbach ratunkowych, policji, może nawet transporcie (ale czy podróży nie można przełożyć, skoro - zdaniem zwolenników zakazu - można przełożyć zakupy?). Tyle że bileter w kinie czy kelner w kawiarni do kategorii zawodów niezbędnych dla funkcjonowania państwa nie należy, a pracować będzie. I może mieć słuszny żal, że jego ustawa nie dotyczy.
Zakupy były także formą integrowania się rodzin
Tu pojawia się odpowiedź, że nie można dać w niedzielę wolnego pracownikom branż, obsługujących spędzanie wolnego czasu. Ale kto decyduje, co taką branżą jest, a co nie jest? Polacy przywykli do spędzania niedziel na zakupach oraz w centrach handlowych. A to znaczy, że także handel faktycznie stał się branżą, obsługującą spędzanie wolnego czasu. Nie zmienią tego żadne zaklęcia: dla Polaków AD 2018 zakupy w centrum handlowym to jeden z ważniejszych niedzielnych rytuałów, często zresztą godzony z udziałem w mszy. Te zakupy były także formą integrowania się rodzin i dawały możliwość przebywania razem. Kto czuje się upoważniony, aby orzekać, że to sposób gorszy niż inne? Cóż, najwyraźniej działacze "Solidarności" uznali, że mają takie prawo.
Skończyć się to może na dwa sposoby: albo wycofaniem się z idiotycznego przepisu, jak to zrobił po niespełna roku Viktor Orbán na Węgrzech, albo skrajnym przeregulowaniem handlu i nieustającą zabawą w kotka i myszkę między przedsiębiorcami a rządem. W której to zabawie handlowcy będą mieć coraz więcej sojuszników po stronie wkurzonych klientów - zwłaszcza w miarę, jak będzie się zbliżał rok 2020, kiedy to wszystkie niedziele mają być w handlu wolne.
Na razie PiS śpi spokojnie, bo sondaże pokazują niewielką przewagę zwolenników zakazu. Ale to sondaże robione przed jego wprowadzeniem w życie. A pamiętać trzeba, że zakaz niedzielnego handlu to pierwsza regulacja o restrykcyjnym charakterze, uchwalona za rządów Prawa i Sprawiedliwości, która bezpośrednio uderzy w obywateli, w tym wyborców PiS. Nie dotyczyło to ani zmian w Trybunale Konstytucyjnym, ani w sądownictwie, ani żadnej innej kwestii, na której opozycja próbowała budować swoją nadwątloną pozycję. W poprzednich podobnych sytuacjach - na przykład gdy pojawił się pomysł opłaty paliwowej, z której miała być finansowana budowa dróg lokalnych - PiS się wycofywał. Tym razem trzeba było coś dać Piotrowi Dudzie w zamian za poparcie "Solidarności". Ale ta nagroda może PiS drogo kosztować.
Łukasz Warzecha dla WP Opinii
Poglądy autorów felietonów, komentarzy i artykułów publicystycznych publikowanych na łamach serwisu WP Opinie nie są tożsame z poglądami Wirtualnej Polski. Serwis WP Opinie opiera się na oryginalnych treściach publicystycznych pisanych przez autorów zewnętrznych oraz dziennikarzy WP i nie należy traktować ich jako wyrazu linii programowej całej Wirtualnej Polski.