Łukasz Warzecha: efekt Euro
Efekt Euro - tak najprościej można skomentować najnowszy sondaż Wirtualnej Polski. Stało się to, co nie jest żadnym zaskoczeniem ani dla socjologów, ani dla piarowców partii rządzącej, ani też zapewne dla opozycji. Podciąganie notowań za pomocą spektakularnych wydarzeń, takich jak wielki turniej sportowy, jest praktyką i zjawiskiem całkowicie normalnym w wielu państwach.
PO ogrzała się w świetle stadionowych jupiterów, a w piłkarskim szale większość osób zapomniała o porażkach, jakie towarzyszyły przygotowaniom do mistrzostw. Macherzy Platformy od piaru bardzo sprytnie - choć nie ma w tym zabiegu żadnej oryginalności - wykorzystali Euro do ponownego wcielenia w życie swojego obłudnego hasła "Nie róbmy polityki, budujmy stadiony" czy co tam kto chce. Tym razem hasło brzmi: "Nie róbmy polityki, cieszmy się Euro" - i oczywiście jest z gruntu polityczne. Jego przesłanie, którego większość wyborców pewnie sobie nie uświadamia, jest takie, że sukces mistrzostw to oczywiście zasługa rządzących (polityczna), a jeśli ktoś chce wskazywać na jakiekolwiek polityczne aspekty imprezy, chce zepsuć wielkie, narodowe święto.
Opozycja została w ten sposób załapana w pułapkę. Nie może podczas mistrzostw kontynuować rozliczania rządu z jego porażek, bo zostanie to odebrane jako psucie nastroju. Możemy być jednak pewni, że odrobi to sobie po turnieju. Na razie bardzo wyraźnie widać, że największa partia opozycyjna nie potrafiła znaleźć sobie w ramach narracji o Euro swojego miejsca. Spadek o 5 punktów proc. jest dość wyraźny, ale też trudno, aby było inaczej, skoro PiS nie ma obecnie praktycznie pola manewru i pozostaje w defensywie. Dodatkowo został przez wielu sprzyjających rządowi dziennikarzy obsadzony w negatywnej roli w sprawie starć pomiędzy rosyjskimi a polskimi kibicami.
Znaczące odbicie widać także w notowaniach premiera, choć przecież od czasu przeprowadzenia poprzedniego sondażu nie wydarzyło się zgoła nic, co by taki rezultat uzasadniało. Jest to zatem wyłącznie efekt Euro. Ten efekt wzmacniany jest graniem na kompleksach znacznej części Polaków, do których przemawiają kampanie typu "Polska jest OK" i tłumaczenia, że Euro jest wielką szansą polepszenia naszego wizerunku. Ta narracja wymusza optymizm nawet wbrew samemu sobie, bo wpaja fałszywą kliszę: jesteś zadowolony, cieszysz się - jesteś europejski i światowy; narzekasz i gadasz o polityce podczas święta sportu - jesteś zaściankowy. Ów wymuszony optymizm odbija się zaś, rzecz jasna, w sondażach.
Na dalszych miejscach trwa pojedynek pomiędzy Ruchem Palikota a SLD. Dla tych dwóch partii Euro nie ma wielkiego znaczenia, bo żadna z nich na nim nie może ani specjalnie wygrać, ani przegrać. Tu zwycięzca jest już bardzo wyraźny: Sojusz Lewicy Demokratycznej. Ruch Palikota dostał zadyszki, jego lider stracił świeżość i coraz więcej może wskazywać na to, że w dziejach polskiej polityki okaże się jednorazową efemerydą, tak jak wcześniej choćby Liga Polskich Rodzin.
Na Euro zarobił sondażowo także Bronisław Komorowski. Prezydent nie na darmo pojawiał się na meczach polskiej reprezentacji w kibicowskim szaliku. Choć jego zasługi w organizacji Euro są zerowe, doceniono jego obecność. Prezydent Komorowski coraz lepiej czuje się w swojej roli, biorąc przykład ze sposobu sprawowania prezydentury - nijako, ale przez to miło dla większości - przez Aleksandra Kwaśniewskiego. Coraz lepiej wykorzystuje też okazje, jakie daje mu jego urząd, aby podciągnąć swoje notowania.
Z pewną ostrożnością można jednak założyć, że kolejne sondaże nie będą już dla rządzących tak łaskawe. Ten przeprowadzany był w dniu polskiej porażki z Czechami (mecz był dopiero wieczorem) oraz w dwóch kolejnych dniach. Polacy wciąż jeszcze wtedy nie ochłonęli z bojowego nastroju. Jednak piarowcy rządu doskonale zdają sobie sprawę, że mimo wszystkich taktyk podtrzymania zainteresowania turniejem, nie uda się już zająć nim ludzi tak jak wcześniej. A gdy Euro się skończy, Polacy szybko wrócą do coraz trudniejszej rzeczywistości, opozycja zaś - w tym dziele na pewno zjednoczą się PiS i SLD - zacznie drobiazgowo rozliczać koszty całej imprezy.
Łukasz Warzecha specjalnie dla Wirtualnej Polski