Łukasz Warzecha dla WP.PL: mowa nienawiści atakuje! Boni na ratunek
Jaka szkoda, że nie istnieje jeszcze rada do spraw mowy nienawiści! Ileż by miała roboty przy okazji Sezonu Świątecznego. Tak chyba należałoby nazwać Święta Bożego Narodzenia, żeby nie stać się obiektem działań wspomnianej rady.
27.12.2012 | aktual.: 09.01.2013 10:36
Czy rada zaistnieje w ogóle – nie wiadomo. Pomysł jej stworzenia przy ministrze cyfryzacji nie wywołał powszechnego entuzjazmu nawet w samej Platformie Obywatelskiej, o opozycji nie mówiąc. I to bynajmniej nie dlatego, że ktoś zadał sobie niemądre pytanie: dlaczego taka rada miałaby powstać akurat przy ministrze od cyfryzacji, który z podobnymi sprawami nie powinien mieć chyba wiele wspólnego? Czemu pytanie jest niemądre? Bo jeżeli najlepszy rząd na półkuli północnej zdecydował, że rada miałaby być przy ministrze cyfryzacji, to widocznie miał swoje powody, tak mądre i słuszne, że nam, maluczkim nic do tego. Mógłby nawet zdecydować, że rada powstanie przy ministrze (dokładnie: pani ministrze) sportu i to także miałoby z pewnością głębokie i słuszne uzasadnienie.
Brak entuzjazmu wynikał jednak raczej ze sceptycyzmu wobec samej idei rady. Lecz szczęśliwie jej pomysłodawca Michał Boni powtarza, że poparcie najwyższych czynników ma i radę powoła. Uff, co za ulga. Bo właśnie w Sezonie Świątecznym miałaby mnóstwo roboty i może już za rok położy kres strasznym rzeczom, które się działy dookoła.
Owszem, trzeba z zadowoleniem odnotować, że jest spora grupa instytucji i mediów, które rozumieją już dobrze, czym jest mowa nienawiści i bardzo dbają, aby jej nie szerzyć również przy okazji Sezonu Świątecznego. Na przykład jedna z największych gazet życzy swoim czytelnikom na pierwszej stronie „dobrych rozmów przy świątecznym stole”, nie pisząc jednak, o jakie to właściwie święta chodzi. I dobrze – tak jest otwarcie i ekumenicznie. To się spodoba pani profesor Środzie albo profesorowi Hartmanowi.
Wśród rozlicznych życzeń, jakie spłynęły na moją skrzynkę mejlową, jest też wiele podobnych, dalekich od mowy nienawiści. Na przykład Narodowy Bank Polski życzy mi po prostu „Wesołych Świąt” (nie precyzując, jakich). Podobnie czyni biuro prasowe Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Znane radio informacyjne życzy mi nie bardzo wiadomo, czego, za pomocą absolutnie neutralnego światopoglądowo obrazka, na którym nie ma słowa o świętach, ale za to jest wytknięta ze śniegu ręka w rękawiczce, trzymająca mikrofon z logo tegoż radia. To przykład do naśladowania! Podobnie jak wysyłane z instytucji europejskich kartki z życzeniami we wszystkich językach UE, których treść po polsku brzmi „Najlepsze życzenia!”. Urodzinowe? Imieninowe? Z okazji zakupu nowego odkurzacza? Nie wiadomo. I tak jest słusznie i tolerancyjnie.
Niestety, ku rozpaczy kręgów postępowych, walczących z mową nienawiści, wciąż wiele jest przykładów odwrotnych i to – ba! – płynących z gremiów rządowych. Oto rzecznik jednego z ministerstw przysyła mi mejla, w którym życzy „ciepłych i wesołych Świąt BOŻEGO NARODZENIA”. Z innego ministerstwa dostaję kartkę z życzeniami dobrych „Świąt Bożego Narodzenia” i wizerunkiem anioła, w dodatku z odręcznym podpisem samego ministra! Jeden z europosłów PO przysyła co prawda mejlem standardowy, stroniący od mowy nienawiści, neutralny w treści obrazek z gwiazdkami śniegu, ale za to z tekstem „Radosnych i spokojnych, pełnych ciepła i nadziei Świąt BOŻEGO NARODZENIA”.
Tak, proszę państwa, Michał Boni i jego rada mieliby tu dużo roboty, już w samej tylko kwestii życzeń. No bo jak to tak? Skoro ktoś życzy wesołych świąt Bożego Narodzenia, to automatycznie dyskryminuje tych, którzy świętują neutralnie światopoglądowo albo nie świętują wcale, a od takiej dyskryminacji już tylko krok do nienawiści. Wniosek jest prosty: takie życzenia powinny być surowo zakazane i miejmy nadzieję, że rada pod światłym przewodnictwem ministra Boniego ukróci te skandaliczne praktyki, na początek przynajmniej w rządowych szeregach.
Ale to tylko czubeczek góry lodowej. Mowa nienawiści szerzy się przecież w wielu innych obyczajach świątecznych. Weźmy choćby kolędy. Ot, na ten przykład – „Pójdźmy wszyscy do stajenki”. A czemu niby wszyscy? A jak ktoś nie chce iść? Magdalena Środa na pewno nie chce. A jeśli ktoś jest buddystą, muzułmaninem albo przez całe święta śpiewa sobie przy bębenku „hare Kriszna”? Taka kolęda to jawna mowa nienawiści wobec mniejszości.
Czy inny, jeszcze jaskrawszy przykład: „Bóg się rodzi” z tekstem Franciszka Karpińskiego. Ten początek można jeszcze od biedy odpuścić, bo nie ma tam w końcu nic o tym, jaki to konkretnie bóg. Ale te słowa: „Podnieś rękę, Boże Dziecię, błogosław ojczyznę miłą”? Toż to jawny szowinizm! Dlaczego niby jakieś „Boże Dziecię” ma błogosławić naszą ojczyznę? A co z innymi państwami? A co z Unią Europejską? Mowa nienawiści w czystej postaci!
No a te szopki, to już po prostu jawny faszyzm. Na ten przykład ta w klasztorze na Jasnej Górze, w której ustawiono zdjęcia dzieci z chorobą Downa i podpisami: „Jestem szczęśliwy, a wy?”, „Mam zespół Downa. I co z tego?”, „Nie jestem dzieckiem źle poczętym”. Przesłanie tej szopki jest jasne: wywarcie niedopuszczalnej psychicznej presji, szantaż moralny i próba obudzenia wyrzutów sumienia wobec postępowych aktywistów, walczących o słuszne i niekwestionowane prawo człowieka, a dokładnie – kobiety – do aborcji, zwłaszcza w wypadku płodu (przez zwolenników mowy nienawiści uparcie nazywanego „nienarodzonym dzieckiem”) uszkodzonego, czyli takiego, z którego potem wyrasta dziecko z zespołem Downa, ewidentnie przecież nieszczęśliwe i na pewno wolące nie żyć wcale niż żyć z tą straszną chorobą.
Szanując odporność psychiczną czytelników, wrażliwych na przejawy mowy nienawiści, pominę przykłady skandalicznych kazań kaznodziejów, którzy ośmielają się mówić zgromadzonym na mszach, co jest dobre, a co złe, tym samym wykluczając i dyskryminując tych, którzy mają odmienną koncepcję dobra i zła. Na przykład sympatycznych satanistów w rodzaju Nergala. Bardzo dobrze byłoby, gdyby rada ministra Boniego, gdy już powstanie, szczególną uwagę skierowała na przedstawicieli kleru, bo właśnie w tych wezwaniach do czynienia dobra, do miłosierdzia i zrozumienia dla przeciwników kryje się szczególny ładunek mowy nienawiści. Nienawiść jest tam mianowicie tak głęboko schowana, że właściwie niewidoczna i to jest najbardziej perfidne.
No dobrze, pożartowaliśmy sobie, a teraz serio, bo obawiam się, że ktoś jeszcze mógłby uznać, iż kroczę w jednym rewolucyjnym szeregu z Magdaleną Środą i Michałem Bonim. Otóż – nie kroczę. Na Boże Narodzenie życzę łask Bożych także ateistom (im przydadzą się szczególnie), Murzynów nazywam Murzynami, Cyganów Cyganami, a o pośle, który specjalizuje się w wyzywaniu oponentów od ćwoków mówię jasno, że jest hańbą polskiego parlamentu. I mam w głębokim poważaniu, czy ktoś to nazwie „mową nienawiści” czy nie.
Powie ktoś, że to, co wcześniej napisałem, to gruba przesada, a „mowa nienawiści”, z którą ma walczyć polskie państwo, to coś innego niż kolędy, kazania lub nawet dosadne publicystyczne epitety. Naprawdę? No to proszę sobie poczytać, co w kwestii „mowy nienawiści” deklarują autorytety obozu postępu, takie jak wspomniana prof. Środa. W tym kontekście moja wizja wcale nie jest fantastyką. Pojęcie „mowy nienawiści” jest tak mgliste, tak szerokie i tak elastyczne, że można pod nie podciągnąć właściwie wszystko, z życzeniami szczęśliwego Bożego Narodzenia i pasterką włącznie.
Ja jednak chcę zadeklarować jasno: nie zamierzam w najmniejszym stopniu przejmować się bajdurzeniami o „mowie nienawiści”, radą ministra Boniego ani rojeniami obozu postępu. Naczelną wartością jest dla mnie wolność słowa, a jeśli za praktyczne korzystanie z niej jakiś rząd zechce mnie kiedyś zamknąć jako nienawistnika – trudno.
Łukasz Warzecha specjalnie dla Wirtualnej Polski