Łukasz Warzecha: Adam Bodnar, czyli lewak Rzecznikiem Praw Obywatelskich
- Jako Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar będzie mógł rozwinąć skrzydła, promując już wyłącznie te tematy, które sam uważa za ważne. A kto śledził jego wypowiedzi, nie może mieć wątpliwości, jakie to tematy. Jest tu cała lewacka agenda, jakby żywcem wzięta z „Krytyki Politycznej”. I to jej lewej frakcji – pisze Łukasz Warzecha w felietonie dla Wirtualnej Polski. Publicysta zastanawia się, co by się stało, gdyby to prawica wysunęła kandydata o tak skrajnych poglądach i wyjaśnia, dlaczego wyboru Bodnara na RPO nie wolno lekceważyć.
27.07.2015 | aktual.: 25.07.2016 14:54
Proszę sobie wyobrazić, że rządzi w Polsce prawica. I ta prawica najprawdopodobniej przegra wybory z lewicowo-liberalną Platformą Obywatelską. W końcówce kadencji wypada akurat wybór nowego RPO. Prawica wysuwa kandydata, pana Ygrekowskiego, 40-letniego prawnika i do niedawna aktywistę skrajnie nacjonalistycznej Falangi.
Pan Ygrekowski stawia się przed posłami, którzy chcą poznać jego zapatrywania, i stwierdza: „Tak, faktycznie uważam, że polskim nieszczęściom winni są Żydzi. Owszem, jestem zdania, że powinni zostać wydaleni z Polski. Jestem także zwolennikiem dostępności najważniejszych urzędów dla katolików oraz zarezerwowania części miejsc w Senacie dla członków Episkopatu. No, ale polska konstytucja nie daje dziś możliwości przeprowadzenia takich rozwiązań i ja się z tym godzę. Zapewniam państwa, że swoje prywatne poglądy pozostawię za drzwiami biura RPO, nie będę ich forsował w trakcie pełnienia funkcji oraz będę jedynie stał na straży obowiązującego prawa”.
Czy jesteście państwo w stanie wyobrazić sobie oburzenie i jazgot, jaki rozległby się po tych słowach? Sam byłbym zresztą jednym z najgłośniej protestujących przeciwko powoływaniu na urząd RPO osoby z takimi poglądami, choćby przysięgała na święte obrazy, że te przekonania nie będą w żaden sposób wpływać na jej działanie.
Tymczasem mamy bardzo podobną sytuację, tyle że na odwrót. Skrajnie lewicowe, właściwie lewackie, poglądy Adama Bodnara to lustrzane odbicie poglądów skrajnie nacjonalistycznych. Jest tam i promocja mniejszości seksualnych, i akceptacja dla adopcji przez nie dzieci, i wszelkie inne typowo lewackie postulaty. I co? I nic. Bodnar przechodzi głosami lewicy – co zrozumiałe – oraz głosami większości posłów PO. Tylko kilkoro spośród nich stać było na to, żeby w geście protestu zagłosować przeciwko obu kandydaturom: Bodnara oraz jego konkurentki Zofii Romaszewskiej.
W TVN24 pan Bodnar poskarżył się na mnie, że oskarżam niesprawiedliwie jego oraz jego współpracowników z Fundacji Helsińskiej, którą jeszcze kieruje (po ewentualnym objęciu urzędu będzie musiał zrezygnować), bo przecież wiem, że w HFPC zajmowali się różnymi sprawami. Bronili między innymi Piotra Staruchowicza, lidera kibiców Legii, aresztowanego na długi czas na podstawie wątpliwych zeznań i prawdopodobnie z powodów czysto politycznych.
To prawda, HFPC zajmowała się różnymi sprawami. Zdarzało mi się na nią powoływać, bo jako organizacja o lewicowym przechyle była tym wiarygodniejsza, gdy występowała w obronie obywatelskich wolności. Jednak argument Bodnara jest fałszywy. Czym innym jest kierowanie dużą fundacją, a czymś całkiem innym pełnienie jednoosobowego urzędu rangi konstytucyjnej. To, że HFPC zajmowała się różnymi sprawami, nie jest zasługą Bodnara, ale tego, że działają w niej ludzie o najróżniejszych poglądach – także konserwatywnych czy liberalnych.
Jako RPO natomiast Bodnar będzie mógł rozwinąć skrzydła, promując już wyłącznie te tematy, które sam uważa za ważne. A kto śledził jego wypowiedzi, nie może mieć wątpliwości, jakie to tematy. Jest tu cała lewacka agenda, jakby żywcem wzięta z „Krytyki Politycznej”. I to jej lewej frakcji.
Niektórzy lekceważą wybór Bodnara, twierdząc, że RPO i tak niewiele może. Nieprawda. Formalne instrumenty do działania faktycznie nie są potężne: zapytania do instytucji, rekomendacje, wnioski do Trybunału Konstytucyjnego. Ale wiele zależy od tego, kto obejmuje ten urząd i jaką jego wizję realizuje. Prof. Irena Lipowicz była rzecznikiem mało aktywnym i biernym. Jej poprzednik, śp. Janusz Kochanowski był wręcz hiperaktywny.
Jako że miałem zaszczyt znać go prywatnie, wielokrotnie słyszałem od niego, że ktoś kolejny zarzucał mu, iż przekracza swoje kompetencje. Nie była to prawda – ale prawdą było, że ten znakomity prawnik i człowiek wielkiej inteligencji i dowcipu wykorzystywał do maksimum instrumenty, jakie dawało mu prawo, a starał się robić jeszcze więcej. Wśród jego inicjatyw były między innymi alternatywne projekty nowej Konstytucji oraz próba (nieudana, ale nie z winy Kochanowskiego) powołania klubu prasowego ponad podziałami.
Adam Bodnar ma wielkie doświadczenie w działalności pozarządowej oraz niewątpliwe poczucie misji – niestety, fatalnie ukierunkowanej – można zatem spokojnie założyć, że jako RPO będzie bardzo aktywny. I to jest zła wiadomość, szczególnie w czasie, gdy instytucje takie jak Europejski Trybunał Praw Człowieka podsuwają lewicy kolejne punkty zaczepienia, aby wymuszać na Polsce przyjmowanie lewackich rozwiązań.
Janusz Kochanowski był niesłusznie etykietowany jako rzecznik uzależniony od PiS. To nieprawda. Owszem, był człowiekiem konserwatywnych poglądów, ale też wyjątkowej intelektualnej niezależności, co wielokrotnie wywoływało w partii Jarosława Kaczyńskiego irytację i zniecierpliwienie. Rozmawiał i spotykał się ze wszystkimi. Współpracował z Jerzym Owsiakiem, spotykał się z przedstawicielami mniejszości seksualnych. Czy na taką otwartość będzie stać Bodnara? Nie wiem.
Można oczywiście uznać, że niesprawiedliwie jest oceniać człowieka przed podjęciem przez niego urzędu. Jednak w niektórych przypadkach trudno się od tego powstrzymać. Akurat Adam Bodnar jest postacią na tyle wyrazistą, że takiej oceny można dokonać na podstawie jego dotychczasowej działalności. Tak, nie daję mu kredytu zaufania. Jako obywatel o konserwatywnych poglądach mam do tego powody. Być może się mylę – chciałbym. Ale w cuda jakoś nie wierzę.
Zresztą żadna z dwóch kandydatur nie była moją wymarzoną. Trudno porównywać Bodnara do Zofii Romaszewskiej. Słynna solidarnościowa opozycjonistka to całkiem inna półka i inna klasa niż 38-letni lewicowy aktywista. Obawiam się jednak, że gdyby to ona wygrała wyścig, również nie zajmowałaby się tym, co uważam dziś za najważniejsze w działalności RPO. Oboje kandydatów – głównie jednak Romaszewska – kładło nacisk na pomoc wykluczonym. Być może lewicowe sentymenty Bodnara także popchną go w tę stronę. Tymczasem szykuje się przejęcie władzy przez etatystyczny PiS, który pomoc wykluczonym uznaje za część swojego etosu. Nie ma potrzeby, by RPO dublował tę agendę.
RPO powinien zajmować się dziś czymś innym: obroną naszej obywatelskiej wolności przed kolejnymi zakusami państwa, które w coraz większej liczbie dziedzin chce nam dyktować, jak mamy żyć. Państwa, które zabrania dorosłym ludziom iść do restauracji, gdzie można zapalić, które każe nam się ubezpieczać, choć nie chcemy, które w imię bezpieczeństwa wprowadza rozwiązania sprzeczne z konstytucją, takie jak zatrzymywanie prawa jazdy bez prawa odwołania się do sądu powszechnego. Tu jest pole do działania dla Rzecznika Praw Obywatelskich.
Aby jednak osoba sprawująca urząd RPO to pole dostrzegła, musiałaby być z ducha i przekonań wolnościowcem. A że RPO wybierany jest przez Sejm za zgodą Senatu (której to zgody Bodnar jeszcze nie uzyskał), mało prawdopodobne, żeby ktoś taki kiedykolwiek to stanowisko objął. Wszak władza nie będzie podcinać gałęzi, na której sama siedzi.
Łukasz Warzecha dla Wirtualnej Polski