Ludzie wpłacali pieniądze, by im pomóc. Podopieczni fundacji Zielony Liść ofiarami oszustwa
"Złodziejstwo bez winy" - podkreśla Aleksandra Czajkowska. "W głowie mi się nie mieści" - zaznacza Magdalena Sipowicz. Obie były podopiecznymi fundacji Zielony Liść z Torunia. I choć ludzie wpłacali dla nich darowizny, przeznaczali 1 procent podatku, pieniędzy kobiety najpewniej nie zobaczą.
Chciała być fryzjerką. Plany Aleksandrze Czajkowskiej pokrzyżował wypadek. W 2010 roku wpadła pod pociąg, straciła rękę. Kiedy uporała się psychicznie z tą tragedią, zdecydowała się na protezę. A ponieważ to koszt 64 tysięcy złotych, zwróciła się do fundacji prowadzonej na rzecz ofiar wypadków. Wybór fundacji Zielony Liść okazał się jednak błędem.
Pieniądze z subkonta zniknęły. Agnieszka Czajkowska dowiedziała się o tym po dwóch latach, kiedy chciała wpłacić zaliczkę na zakup protezy. Kontakt z fundacją się urwał. Sprawa zgłoszona przez nią do prokuratury została umorzona - informuje TVP Lublin.
Agnieszka Czajkowska nie jest jedyną ofiarą fundacji. Na popularnym serwisie dla pracowników GoWork nie brakuje negatywnych opinii o Zielonym Liściu. Komentatorzy domagają się zwrotu pieniędzy. "Na ludzkiej krzywdzie żerujecie (...). Chamstwo i złodziejstwo w czystej postaci. Oszukują podopiecznych, których mają za inwalidów umysłowych" - piszą. Inni podkreślają, że przekazywali pieniądze na konkretną osobę, a nie ogólnie dla fundacji.
"Jestem już zmęczona"
Magda Sipowicz to kolejna osoba, która zawiodła się na fundacji z Torunia. Została poszkodowana w katastrofie kolejowej pod Szczekocinami, a zebrane około 120 tysięcy złotych na rehabilitację straciła.
- Od roku nic się nie zmieniło. Nie mam z nimi kontaktu. Z moimi pieniędzmi również - mówi w rozmowie z WP Magdalena Sipowicz. Podkreśla, że jest już tym zmęczona, ale zamierza wysłać do fundacji kilka faktur. - Wniosek w prokuraturze, który złożyłam, został umorzony, więc szanse na odzyskanie pieniędzy są niewielkie - dodaje.
- Fundacja ogłasza upadłość. Tyle było waszych przyjaciele pieniędzy, na moją rehabilitację, która trwać będzie do końca życia. To była wasza dobroć, wasze dary, wasze zaufanie, że pieniądze tam zgromadzone pomogą mi wrócić. I pomogły, na tyle, na ile mogły. Ale to nie koniec mojej codziennej walki, mimo że o tym nie trąbię dookoła, zwyczajnie nie jest łatwo. Upadam i wstaję, każdego dnia. W głowie mi się nie mieści, że jest prawomocny wyrok, a była prezes żyje sobie spokojnie, choć z przywłaszczonych kilkuset tysięcy oddała kilkaset złotych. Naprawdę pozostało mi tylko się z tym pogodzić? - pytała w styczniu w rozmowie z "Dziennikiem Polskim".
I rzeczywiście Alicja Cz., była już prezes, okradała fundację z pieniędzy. - I z dobrego imienia - powiedział dziennikowi Grzegorz Śliwiński. W czerwcu 2017 r. sąd skazał Alicję Cz. na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata, dozór kuratora, opublikowanie przeprosin oraz naprawienie szkody. Kobieta przyznała się do winy.
- Dla mnie jako prezesa to, co się wydarzyło, jest porażką nie tylko zawodową, ale też życiową - dodał Śliwiński. I na początku roku podkreślił, że jest zmuszony do ogłoszenia upadłości.
Próbowaliśmy się skontaktować z fundacją. Strona internatowa fundacjazielonylisc.org nie działa, a telefon nie odpowiada.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl