Londyn zaproponuje zmiany w NATO?
Rząd brytyjski opracował ambitny plan odnowy Sojuszu Atlantyckiego, dopuszczający odejście od jednomyślności w decydowaniu o operacjach zbrojnych i zwiększenie uprawnień sekretarza generalnego NATO - podaje tygodnik Foreign Report.
19.04.2002 | aktual.: 22.06.2002 14:29
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Brytyjski tygodnik pisze, że do przygotowania nowych propozycji, które mają być ogłoszone w maju, skłoniła Londyn świadomość tego, iż Amerykanie, nauczeni doświadczeniem operacji przeciw Jugosławii w 1999 roku, nie mają zaufania do dotychczasowej procedury podejmowania decyzji w ramach NATO, zakładającej jednomyślność.
Z tego względu po zamachach 11 września Amerykanie zdecydowali się przeprowadzić akcję wojskową na własną rękę, choć NATO uznało, że były one atakiem na cały Sojusz.
Jeżeli NATO nie podejmie poważnego wysiłku, by ustosunkować się do amerykańskich obaw, to stanie się nieprzydatne, w najlepszym razie będzie organizacją znaczącą niewiele więcej niż forum dyskusyjne - pisze tygodnik, wydawany przez brytyjską instytucję badawczą Jane's Defence, zajmującą się zagadnieniami wojskowości.
Amerykanie krytykowali europejskich partnerów m.in. za to, że domagają się wpływu na decyzje wojskowe, choć sami niewiele wnoszą do ogólnego potencjału obronnego.
Brytyjczycy wychodzą z założenia, że czasy się zmieniły. W okresie zimnej wojny oczekiwano od Sojuszu, że wszyscy jego członkowie zaangażują się w konflikt zbrojny równocześnie. Ponieważ każdy z członków NATO czuł się zagrożony w równym stopniu, wspólne plany Sojuszu mógł zawetować na przykład Luksemburg.
Obecnie w odróżnieniu od okresu zimnej wojny, konflikty europejskie takie, jak bałkański, nie są poważnym zagrożeniem bezpieczeństwa całego kontynentu i tylko nieliczne wymagają zaangażowania wszystkich członków.
"Foreign Report" pisze, że w czasie operacji przeciwko Jugosławii Stany Zjednoczone musiały prowadzić z pozostałymi 18 krajami NATO uciążliwe konsultacje na temat samej wojny i szczegółów takich, jak wybór celów ataku, choć faktyczny wkład sojuszników był znikomy.
Druga propozycja brytyjska zakłada zwiększenie uprawnień sekretarza generalnego NATO, który, jak pisze tygodnik, "formalnie jest tylko administratorem" i "choć ponosi pełną odpowiedzialność za reakcję na kryzys, nie ma praktycznie żadnej władzy". Władzę ma Rada Północnoatlantycka złożona z ministrów państw NATO.
Według Londynu, sekretarz powinien mieć więcej do powiedzenia przy ustalaniu obsady poszczególnych stanowisk, odchudzaniu biurokracji, likwidacji pewnych kosztownych przedsięwzięć, które przestały być nieodzownie potrzebne, i ustalaniu wytycznych działania dla NATO.
Obecny sekretarz generalny NATO, Brytyjczyk George Robertson, skarżył się w lutym w wywiadzie dla niemieckiego tygodnika "Der Spiegel", że Rada Sojuszu Północnoatlantyckiego posiada wszelkie pełnomocnictwa, ale nie ponosi żadnej odpowiedzialności, ja zaś ponoszę całą odpowiedzialność, ale nie jestem upoważniony do podejmowania decyzji.
"Foreign Report" pisze, że w myśl planu brytyjskiego w sytuacjach kryzysowych sekretarz generalny mógłby od razu przystąpić do budowania konsensusu w sprawie reakcji NATO we współpracy z głównodowodzącym Sojuszu, a nie, tak jak obecnie, zaczynać od zwoływania Rady Północnoatlantyckiej. (mag)