Łkająca Tuskowi kobieta w szoku. Premier wysłał do niej...
Wystarczyła doba, żeby urzędnicy zajęli się dramatyczną sprawą Teresy Milczarek (55 l.) z Kutna. To ona przedarła się do premiera podczas jego spotkania w tym mieście, pytając, jak ma za grosze utrzymać rodzinę? Premier obiecał pomoc i już są pierwsze efekty. W czwartek urzędnicy wojewody łódzkiego i wiceprezydent Kutna odwiedzili panią Teresę w jej mieszkaniu.
24.09.2011 | aktual.: 24.09.2011 07:52
Teresa Milczarek nie mogła uwierzyć w to, że walczyć o swoje to znaczy pokonać wszystkie przeciwności losu. Do jej mieszkania zapukała osobiście dyrektor wydziału Urzędu Wojewódzkiego w Łodzi oraz wiceprezydent Kutna. - Byłam zaskoczona, że tak szybko ktoś się zainteresował moją sprawą - mówi Faktowi pani Teresa. - Byli bardzo mili i pytali o wszystkie szczegóły naszej sytuacji. Obiecali, że w czym mogą, pomogą, A najszybciej z badaniami, żeby pomóc dzieciom - dodaje.
Dyrektor Agnieszka Łukomska-Dulaj spędziła u pani Teresy parę godzin dokładnie studiując sytuację materialną i zdrowotną całej rodziny. Bardzo dokładny wywiad miał pomóc w ustaleniu, jakiej pomocy można udzielić kobiecie.
Krzysztof Sztrajber z Urzędu Wojewódzkiego w Łodzi wyjaśnia, że na początek jego pracownicy ułatwią przeprowadzenie aktualnych badań lekarskich i skontrolowanie stanu zdrowia kobiety, jej męża i dzieci. Z posiadanej przez panią Teresę dokumentacji wynika, że nie prowadzono ciągłego leczenia. Być może spowodowane to było kosztami niezbędnymi, by odwiedzać specjalistów. Urzędnicy wojewody skoordynują badania i wizyty dla całej rodziny, aby odbyły się jednego dnia i maksymalnie zmniejszyć ich koszty. Prawdopodobnie przeprowadzone zostaną w jednym z łódzkich szpitali.
- Pomożemy w przeprowadzeniu postępowania o ustalenie stopnia niepełnosprawności, co może wpłynąć na wysokość świadczeń z pomocy społecznej - dodaje Sztrajber. - Po stronie władz Kutna pozostaje druga część pomocy, czyli znalezienie stałego zatrudnienia - mówi.
Z informacji z Urzędu Wojewódzkiego w Łodzi wynika, że taką propozycję pani Teresa powinna otrzymać w najbliższych dniach. - Nie boję się pracy i nie chcę siedzieć na garnuszku opieki społecznej. O niczym innym nie marzę, żeby tylko dostać jakąkolwiek pracę i zarobić na życie i leczenie dzieci. Nie żałuję, że poszłam do premiera, bo jak widzę moje sprawy są teraz w dobrych rękach - mówi pani Teresa.
Polecamy w wydaniu internetowym Fakt.pl:
Żona desperata o podpaleniu się męża pod biurem Tuska: Kto nas utrzyma?