Litwini o wojnie w Ukrainie: my możemy być następni
Mieszkańcy regionu wciśniętego między Kaliningrad i Białoruś przygotowują się do możliwego ataku na ich kraj – do zaatakowania Litwy przez Rosję. – Tuż po wybuchu tej wojny część mieszkańców Litwy chciała uciec z kraju – mówi Tomas Janeliūnas, politolog z Uniwersytetu w Wilnie. – Wojna w Ukrainie stała się sygnałem ostrzegawczym dla Litwy – dodaje w rozmowie z DW poseł do litewskiego parlamentu Laurynas Kasčiūnas.
Otworzyć ogień! Zaczynają się ćwiczenia na strzelnicy. Od trzech lat trenuje na niej Paulius Liškauskas, przygotowując się na najgorsze. – A to najgorsze nigdy jeszcze nie było tak bliskie, jak obecnie – mówi ten 39-latek w rozmowie z DW.
– Już w 2014 roku chciałem wstąpić do Litewskiego Związku Strzeleckiego, gdy Rosja zaanektowała Krym i rozpoczęła wojnę z Ukrainą. Po czym dodaje: "Już wtedy rosyjska propaganda państwowa wzięła Litwę na celownik. Dla nas oznacza to tylko jedno; to my możemy zostać zaatakowani jako następni".
Razem z Pauliusem Liškauskasem strzelanie z karabinu trenuje kilkunastu innych mężczyzn i jedna kobieta. Zajęcia odbywają się w zaciemnionym pomieszczeniu na pierwszym piętrze niewielkiego domu pośrodku deptaka w Mariampolu.
Celem ćwiczących są animowane, ruchome sylwetki terrorystów, rzekomo ukrywających się gdzieś w tym budynku. Wszystko to przypominałoby bardzo niewinną grę, gdyby nie to, że po każdym strzale z głośników rozlega się donośny jęk trafionego terrorysty, brzmiący zaskakująco prawdziwie. Takie odgłosy słychać zapewne teraz często w Ukrainie, gdzie toczy się prawdziwa wojna.
Przesmyk suwalski a możliwości Rosji. Ekspert: Putin walczy w tej chwili o swoje życie
Jedyną kobietą wśród ćwiczących strzelanie jest żona Pauliusa Liškauskasa. Oboje noszą oliwkowozielone mundury Litewskiego Związku Strzeleckiego, wspieranej przez państwo organizacji paramilitarnej. Pełni ona rolę pospolitego ruszenia, a jej członkowie odbywają regularnie zajęcia z bronią i w razie ataku na Litwę są zobowiązani do jej obrony.
Organizacja paramilitarna o dwuznacznej tradycji
Związek Strzelców Litewskich jest stowarzyszeniem mającym za sobą długą historię i dwuznaczną reputację. Powstał w 1919 roku w okresie walk o niepodległość Litwy, a podczas drugiej wojny światowej jego członkowie kolaborowali z nazistami. Szaulisi, jak nazywa się jego członków, po przyłączeniu Litwy do ZSRR walczyli jako partyzanci z sowieckimi okupantami i wielu z nich padło ofiarą stalinowskich represji.
Po odzyskaniu niepodległości przez Litwę w roku 1990 Związek Strzelców Litewskich został przywrócony. Od chwili rozpoczęcia przez Rosję wojny z Ukrainą zgłasza się do niego coraz więcej chętnych.
Paulius Liškauskas cieszy się, że organizacja ta liczy obecnie prawie 14 tys. członków. Cieszy się tym bardziej, że wraz z rodziną żyje na najbardziej narażonym na niebezpieczeństwo w razie wojny z Rosją tzw. przesmyku suwalskim.
Tak nazywa się odcinek łączący Litwę z Polską, położony między rosyjską eksklawą kaliningradzką na północnym zachodzie i sprzymierzoną z Rosją Białorusią na południowym wschodzie. Przesmyk suwalski liczy zaledwie 65 km długości i stanowi jedyne połączenie lądowe państw bałtyckich z ich sojusznikami z NATO. To połączenie Moskwa mogłaby stosunkowo łatwo zablokować, czego bardzo obawiają się mieszkańcy przesmyku, żywiący głęboką niechęć wobec Rosji.
To uczucie podziela także Paulius Liškauskas, adwokat z zawodu, który jednak, podobnie jak wielu innych Litwinów, dostrzega różnicę między rosyjską polityką i zwykłymi mieszkańcami Rosji. – Mam wielu klientów z Rosji, z którymi nadal utrzymuję kontakty. Nie odczuwam żadnej osobistej nienawiści wobec nich, w odróżnieniu od niechęci wobec rosyjskiego państwa i rosyjskiej państwowej propagandy – wyjaśnia.
Tę niechęć powinni odczuwać Rosjanie podróżujący pociągiem z Moskwy do Kaliningradu. Na tej trasie pociąg przejeżdża przez stolicę Litwy, Wilno. Nie wolno im wysiadać w Wilnie z pociągu, ale przez okna wagonu mogą zobaczyć zdjęcia ukazujące okropieństwa wojny w Ukrainie i muszą się liczyć z pytaniami, czy naprawdę popierają prezydenta Rosji Władimira Putina.
Wojna w Ukrainie, obawy i chwila oddechu dla Litwy
Przez prawie 45 lat Litwa była częścią ZSRR. Po odzyskaniu niepodległości w 1990 roku, w roku 2004 Litwa wstąpiła do NATO. W ostatnich latach nasiliły się napięcia między nią i Rosją.
– Wojna w Ukrainie stała się sygnałem ostrzegawczym dla Litwy – mówi w rozmowie z DW poseł do litewskiego parlamentu Laurynas Kasčiūnas. Zwraca uwagę, że Litwa musi być lepiej przygotowana militarnie na możliwy atak ze strony Rosji. – Mamy tylko parę lat, aby się nań przygotować. Dlatego potrzebujemy więcej oddziałów NATO na wschodniej flance sojuszu, które mogłyby skutecznie odstraszać potencjalnego agresora – podkreśla.
Tomas Janeliūnas, politolog z Uniwersytetu w Wilnie, jest zdania, że wojna Rosji z Ukrainą dała Litwie tak potrzebną jej chwilę oddechu. – Tuż po wybuchu tej wojny część mieszkańców Litwy chciała uciec z kraju, teraz jednak wielu z nich dostrzega słabości rosyjskiej armii; większe, niż można by się tego spodziewać – mówi w rozmowie z DW.
– Natomiast silniejsza niż oczekiwano okazała się wola oporu Ukraińców – zauważa Janeliūnas. – Wojna w Ukrainie jest dla nas ważną lekcją. Daje nam czas na przygotowanie się, co zawdzięczamy Ukraińcom. Musimy go optymalnie wykorzystać, aby się należycie przygotować – konkluduje.
Na przykład trenując strzelanie, tak jak czyni to Paulius Liškauskas ze Związku Strzelców Litewskich. On sam też byłby rad z większej liczby żołnierzy NATO na Litwie, ale w razie potrzeby razem z żoną wstąpi w szeregi litewskiej armii.
– Trudno jest w tej chwili mówić o przyszłości. Żyjemy w niespokojnych czasach i nikt nie wie, co nastąpi jutro. Dlatego tak ważne jest teraz korzystać z każdej chwili i przy pomocy wielu małych kroków i własnego patriotyzmu zwiększać siłę własnego kraju – wyjaśnia.
Wojna w Ukrainie sprawiła, że mieszkańcy przesmyku suwalskiego na Litwie z niepokojem patrzą w przyszłość.
Z Mariampola dla DW Jurij Rescheto.
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski