Litwa: więcej polskich książek w bibliotekach
"Do niedawna katastroficznie brakowało nam książek w języku polskim. W roku 2000 nasze biblioteki otrzymały jedynie 42 (!) polskie książki, pozostałe pieniądze musieliśmy wydać na zakup książek w języku litewskim. W tym roku sytuacja diametralnie się zmieniła" - twierdzi Dariusz Szilejko, dyrektor Centralnej Biblioteki rejonu wileńskiego w Rudominie.
01.06.2001 | aktual.: 22.06.2002 14:29
Jeszcze kilka lat temu na zakup nowych książek dla bibliotek rejonu wileńskiego biblioteka w Rudominie otrzymywała ponad 100 tys. litów, w roku 2000 i 2001 suma ta zmalała do 70 tys. Lt.
"70 tys. Lt, które przyznało nam Ministerstwo Kultury Litwy, podzieliliśmy następująco - na zakup książek w języku polskim przeznaczyliśmy 32 tys. Lt, w języku litewskim - 30 tys. Lt, za pozostałą kwotę postanowiliśmy kupić książki w języku rosyjskim" - zaznaczył Dariusz Szilejko.
W tym roku księgozbiory bibliotek rejonu wileńskiego już się wzbogaciły o 1778 tytułów w języku polskim. W większości były to dary, które trafiły do bibliotek bezpośrednio z Polski (ostatnio nowe książki otrzymały biblioteki w Kiwiszkach, Porudominie), część książek przekazała Wileńska Biblioteka im. Adama Mickiewicza, z którą Centralna Biblioteka w Rudominie współpracuje od lat.
"Najchętniej przyjmujemy, oczywiście, książki nowe, gdyż właśnie one cieszą się największym zainteresowaniem wśród naszych czytelników. Kompletujemy również lekturę obowiązkową, mamy bowiem wielu czytelników w wieku szkolnym. Niestety, nadal brakuje nam literatury dla naszych maluchów, brakuje encyklopedii i słowników. Sami kupić możemy niewiele, książki te są bowiem bardzo drogie" - mówiła Janina Zubrycka, zastępca dyrektora rudomińskiej biblioteki, która jednocześnie wskazała na inny bardzo ważny problem, a mianowicie biblioteka otrzymywałaby znacznie więcej darów w postaci książek z Polski, gdyby nie trudności, z którymi ofiarodawcy spotykają się na granicy. Każdy z nich długo musi udowadniać, że książek tych nie wiezie na sprzedaż, a i tak często musi zapłacić cło. Dodać do tego należy koszty przewozu, a otrzymana w ten sposób suma skutecznie zniechęci ofiarodawców do organizowania podobnych akcji w przyszłości. (Beata Garnytë/pr)