Lis: sondaż w Newsweeku był tylko pretekstem
Prezydencki sondaż w "Newsweeku" to był
pretekst, żeby się mnie pozbyć - powiedział Tomasz
Lis. Według niego, zarząd TVN nie zamierzał doprowadzić do
wyjaśnienia sprawy jego rzekomych planów politycznych.
11.02.2004 | aktual.: 11.02.2004 08:27
Lis został we wtorek wieczorem zwolniony z pracy w TVN. Powodem zerwania kontraktu, jak powiedział prezes TVN Piotr Walter, był brak jednoznacznej deklaracji w sprawie ewentualnego udziału Lisa w wyborach prezydenckich.
Ten zarzut Lis określił jako kuriozalny. "Taką precyzyjną deklarację złożyłem w gabinecie Waltera dokładnie 15 dni temu, gdy tylko ukazał się sondaż "Newsweeka". Poinformowałem, że taką deklarację jestem gotów złożyć w wieczornym wydaniu Faktów przed całą Polską. On tego nie chciał usłyszeć" - powiedział Lis.
Zdaniem dziennikarza, zarząd TVN nie zamierzał wyjaśnić sprawy jego rzekomych planów startu w wyborach prezydenckich. "Wyglądało to tak: chcemy skorzystać z pretekstu, żeby faceta się pozbyć" - dodał. Na pytanie, dlaczego Lis odpowiedział: "Ja się boję myśleć, bo już przez to straciłem pracę. Być może mówimy o czymś, co zdecydowanie wykracza poza rynek mediów. Zastanawiam się po prostu".
Lis wyraził zadowolenie, że prezes Walter przyznał, iż w jego zwolnieniu chodziło m.in. o sprawę sondażu w "Newsweeku". "Bo mi do tej pory mówiono, że chodzi o wielokrotne łamanie zapisów kontraktu" - powiedział Lis.
Lis zaznaczył, że po stracie pracy w TVN nie ma żalu do dziennikarzy "Newsweeka". "Oni mnie ze 40 razy pytali, czy mam plany polityczne, a ja zaprzeczałem. Za którymś razem postarałem się o odpowiedź bardziej oryginalną i powiedziałem: no to zapytajcie mnie za rok albo za dwa".