Linas Linkevicius: Nie rozdmuchujmy problemów mniejszości. To byłby duży błąd
- Chcemy zresetować stosunki z Polską. Mamy zbyt wiele wspólnych interesów, by nasze relacje były przez problemy mniejszości, które nie są tak dramatyczne, jak się je przedstawia w Polsce - sugeruje w rozmowie z WP szef litewskiego MSZ Linas Linkevicius. Polityk przyznaje jednak, że nie ma racjonalnego uzasadnienia dla pozbawiania litewskich Polaków prawa do polskiej pisowni swoich nazwisk w dokumentach. Szef litewskiej dyplomacji przyznaje też rację Donaldowi Trumpowi w sprawie NATO. I radzi Polsce, by nie pomagała Białorusi w jej projekcie budowy elektrowni atomowej. – Oczekujemy od Polski solidarności – mówi Linkevicius.
WP: Przed piątkową wizytą w Polsce powiedział Pan, że zrobi pan wszystko, by "zresetować" stosunki z Polską. Czym jest to "wszystko"?
Linas Linkevicius: Powinniśmy zacząć od rzeczy prostych. Moja propozycja jest taka, by powrócić do normalnego dialogu, przywrócić pracę zespołów eksperckich, które wcześniej zajmowały się konkretnymi problemami, jak np. komisja ds. edukacji i kultury, która ostatni raz spotkała się w 2009, mimo że to przecież problem ważny tak dla Polaków na Litwie, jak i Litwinów w Polsce. Powinniśmy do tego wrócić, by móc omawiać i by współpracować w tych najważniejszych rzeczach, jak np. bezpieczeństwie. Nie mówię, że problemy między nami nie mogły być rozwiązane, ale nie powinny one przyćmiewać tego, co najważniejsze. Bo widzimy to, co się dzieje na kontynencie i na świecie. I nasze oceny dotyczące ryzyka, czy chodzi o jedność NATO w obliczu Rosji, czy o konsekwencje Brexitu, szczególnie jeśli chodzi o prawa naszych obywateli mieszkających w Wielkiej Brytanii. Musimy tym się zająć i to ze zdwojonym tempem. Inną sprawą jest liczba wizyt. W ciągu ostatnich czterech lat odbyło się ponad 30 wizyt różnych litewskich oficjeli
w Warszawie, ja sam byłem tu wielokrotnie. Spodziewalibyśmy się, że liczba polskich wizyt byłaby przynajmniej zbliżona.
WP: Ale przeszkodą do tego nadal pozostają problemy związane z prawami mniejszości polskiej na Litwie. Sam mówił pan ostatnio w litewskim Sejmie, że było panu wstyd, kiedy podczas ostatniej wizyty Lecha Kaczyńskiego w Wilnie parlamentarzyści odrzucili projekt ustawy pozwalający na polską pisownie nazwisk w dokumentach litewskich Polaków. Do tego dochodzi jeszcze kwestia polskich szkół.
Moja osobista opinia jest taka, że te problemy muszą zostać rozwiązane. Ale już widzimy znaczący postęp w tej sprawie. Byłem zaskoczony, że w Polsce panuje opinia, że sytuacja polskiej edukacji na Litwie jest dramatyczna. To po prostu nie prawda, tym bardziej że w ostatnich latach sporo uległo zmianie na lepsze. Proszę zauważyć, że Polonia na świecie liczy sobie 20 milionów ludzi, z czego tylko na Litwie jest tylko 1 procent. Ale 20 procent wszystkich polskich szkół za granicą Polski jest właśnie na Litwie, od przedszkoli do liceum. Wydatki z budżetu na polskie szkoły w przeliczeniu na ucznia są o jedną piątą wyższe niż na szkoły publiczne. Słynna szkoła Lelewela w Wilnie dostała ostatnio 2,2 miliona euro na remont. Zresztą wszystkie 71 szkół przeszło z powodzeniem przez proces reform. Oczywiście, zostało jeszcze wiele do zrobienia w tym samym duchu. Ale to dotyczy też naszej społeczności w Sejnach i Puńsku. W ciągu ostatnich trzech lat, ani jedna polska szkoła nie została zamknięta, mimo dramatycznego
spadku liczby uczniów, które tam uczęszczają. Tymczasem w Polsce zamknięto 8 z 12 szkół litewskich, a do tego dochodzą problemy z podręcznikami, czy z polskimi wydatkami na mniejszości narodowe, które zmalały o 30 procent. Ale nie ma sensu dramatyzować. Musimy podejść do tego pozytywnie i po prostu to załatwić. Rozdmuchanie tego problemu byłoby wielkim błędem, bo płyniemy w tej samej łódce i mamy wielkie wspólne interesy, nie tylko jeśli chodzi o bezpieczeństwo, ale też np. infrastrukturę.
WP: Wciąż zalega jeszcze kwestia pisowni nazwisk. Projekty ustaw pozwalającej na polską pisownie w paszportach były procedowane przez cztery lata w litewskim Sejmie. Dlaczego?
Staraliśmy się to zrobić. Ja próbowałem, próbował premier Butkevicius, ale sprzeciw był mocny. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Nie znajduję żadnych argumentów za wstrzymywaniem tego procesu. Musimy to zrobić.
WP: Czy w takim razie wraz z nowym rządem sytuacja się zmieniła? Czy teraz w Wilnie jest polityczna wola żeby to przeprowadzić?
Tak. Mamy nowy rząd z nowym nastawieniem. Zresztą już w kilku miejscach rzeczywiście doszło do przełomu. Poza edukacją na przykład w kwestii nazw ulic. Kiedyś był to duży problem, teraz już nie istnieje. To pokazuje, że można to zrobić. Ale zawsze jest o to łatwiej, kiedy panuje atmosfera wzajemnego zrozumienia.
WP: Spotykamy się w dniu inauguracji nowego prezydenta USA Donalda Trumpa. Jego zwycięstwo wzbudza w Europie duże niepokoje ze względu na to, co mówił o NATO i jego chęć dobicia targu z Rosją. Pan też odczuwa ten niepokój?
Zawsze mówię, że wyrażanie niezadowolenia z powodu wyboru nowych władz jest nieprofesjonalne. Nie możemy tracić na takie sprawy czasu. Musimy jak najszybciej zaangażować się w rozmowy z nową administracją i rozmawiać o sprawach ważnych po obu stron Atlantyku. Oczywiście widzieliśmy niektóre wypowiedzi i komentarze, które mogą wzbudzać zdziwienie, ale kiedy emocje opadną musimy na poważnie podejść do budowania relacji. Przychodzi nowy zespół, i jego część jest nam dobrze znana. Republikanie są znani z podejścia do polityki zagranicznej opartego na wartościach i pryncypiach. Nie upraszczam obrazu, który faktycznie jest skomplikowany, ale my musimy po prostu robić swoje.
WP: Ale pan również podczas kampanii wyborczej skrytykował Donalda Trumpa, mówiąc że jego wypowiedzi leżą w interesie Rosji
- Nie powiedziałem tego dokładnie w ten sposób. Odnosiłem się do części jego komentarzy, tak jak jego niedawna wypowiedź o NATO. Nasi przyjaciele w Rosji zawsze mówią, że NATO jest przestarzałe, że jest przeżytkiem. To samo powiedział Trump. Ale dodał też w tym samym wywiadzie, że NATO jest dla niego ważne. Weźmy więc pod uwagę cały obraz sytuacji. I posłuchajmy, co mówią ludzie wybrani przez niego do najwyższych pozycji w gabinecie. Myślę, że to co mówili podczas przesłuchań w Kongresie było bardzo racjonalne. Nie wyciągajmy więc pochopnych wniosków. Kiedy rozmawiamy z przyjaciółmi zbliżonymi do zespołu Trumpa, mówią nam, żebyśmy byli cierpliwi, wszystko się wyjaśni. Myślę, że nie będzie rewolucji, że się relacje transatlantyckie się nie zawalą.
WP: Wydaje się, że jedną z niewielu pewnych rzeczy dotyczących polityki nowego prezydenta wobec Sojuszu będzie nacisk na wydatki na wojsko. Trump za każdym razem mówi o tym, że sojusznicy Ameryki za mało łożą na wspólną obronę. Litwa też ciągle znajduje się w gronie państw o wydatkach poniżej wymaganego 2 proc. PKB.
- W ostatnim czasie dokonaliśmy ogromnego postępu w tej dziedzinie. Mamy największą dynamikę wzrostu w całym sojuszu. Owszem, to jeszcze nie jest 2 procent, ale w przyszłym roku już będzie. A to nie musi być koniec. W dodatku ma to poparcie wszystkich partii politycznych.
WP: Ale czy nie martwi Pana takie biznesowe podejście do Sojuszu?
- Potrafię to zrozumieć, bo zawsze mówię, że podczas kampanii, biznesmen Trump, który wcześniej nie miał zbyt dużej wiedzy na ten temat, kiedy usłyszał od swoich doradców o tym, jak działa NATO i że USA płacą 70 proc. rachunków, to oczywiście nie był szczęśliwy. Od razu powiedział, że tak być nie może. I ma rację! Bo my też musimy wziąć nasze bezpieczeństwo we własne ręce. Może faktycznie mówił to zbyt ostro, ale to racjonalne i musimy się z tym liczyć.
WP: Litwa będzie niedługo gościć na swoim terytorium niemieckich żołnierzy. Myśli pan, że to własnie bliższa współpraca z Niemcami może być lepszy kierunkiem jeśli chodzi o zapewnienie sobie bezpieczeństwa? Po ostatnich wypowiedziach Trumpa, kanclerz Merkel powiedziała, że teraz Europa musi sama wziąć odpowiedzialność za swój los.
Ma pan rację, zawsze mieliśmy dobre stosunki z Niemcami, ale to kolejny impuls by je wzmocnić. Z radością witamy niemieckich żołnierzy - zresztą nie tylko niemieckich, bo będą to wielonarodowe siły, choć pod niemieckim przewodnictwem. Bardzo cenimy ten gest i chcemy tę współpracę pogłębiać.
WP: W Europie coraz częściej słyszy się o pomysłach zwiększonej współpracy wojskowej między państwami UE, znów powraca temat europejskiej armii. To dobry pomysł?
Jako były minister obrony, mogę powiedzieć, że wzmocnienie współpracy wojskowej wewnątrz Europy jest bardzo ważne. Ale nie powinniśmy duplikować struktur NATO. Nie możemy z nim konkurować. Problemem jest dziś brak koordynacji na bardzo podstawowych poziomach. Tymczasem powinniśmy podchodzić do problemów obronności razem, nawet problemów związanych z zagrożeniami asymetrycznymi, jak cyberbezpieczeństwo, bezpieczeństwo energetyczne czy komunikacja strategiczna. Ale powinniśmy to robić wewnątrz NATO, nie poza nim. Również ze względu na troskę o podatników, którzy musieliby sfinansować powstanie tych nowych struktur czy nowych kwater głównych, o których coraz częściej się mówi.
WP: Jest pan ostrym krytykiem budowy elektrowni atomowej w Ostrowie na Białorusi, blisko granicy z Litwą. Tymczasem Polska zdaje się iść w odwrotnym kierunku, otwiera się na Białoruś; pojawiają się pogłoski o kupowaniu energii z tej elektrowni. Czy to byłby dla Litwy duży problem?
To może być problem. Mam nadzieję, że Polska nie będzie kupować energii z tego źródła. Oficjalnie nasi polscy partnerzy temu zaprzeczają i mam nadzieję, że to prawda. W przeciwnym wypadku byłby to duży błąd. Bo to nie tylko problem Litwy. To duża sprawa, że elektrownia budowana jest 40 kilometrów od Wilna. Trochę więcej jest do Warszawy, ale to nie taka duża różnica. Tymczasem to rosyjska technologia, rosyjskie pieniądze i polityczny projekt, który według wytycznych Mińska ma zostać zbudowany jak najszybciej i jak najtaniej, co nie ma zbyt wiele wspólnego z bezpieczeństwem. Dlatego nie powinniśmy im w tym projekcie pomagać. I spodziewamy się solidarności ze strony Polski - nie tylko z nami, ale z wartościami i zasadami bezpieczeństwa. Ten problem dotyczy całego regionu i całej Unii Europejskiej.
WP: Ale czy sądzi pan, że ocieplanie stosunków z Białorusią to dobry kierunek?
Generalnie chcemy widzieć postępy. Ale nie jesteśmy naiwni, nie dokona się tu całkowity zwrot. Białoruś nie stanie się nagle wzorem demokracji. Cenimy dialog na temat modernizacji kraju, na temat liberalizacji reżimu wizowego, to że nie ma już, jak na razie, żadnych więźniów politycznych. I będziemy w tym kierunku działać. Ale będziemy to robić z pozycji wartości i zasad, nie zrezygnujemy z kwestii takich jak prawa człowieka czy bezpieczeństwo nuklearne. To zrównoważone stanowisko. Nie powinniśmy skakać z jednej skrajności w drugą. To co dzieje się w tym kraju nie jest nam obojętne