Limuzyna zaparkowała na przystanku. Czekała na Macierewicza

Reporterzy "Super Expressu" przyłapali kierowcę Żandarmerii Wojskowej parkującego na przystanku komunikacji miejskiej w Warszawie. Oczekiwał tam na wiceprezesa PiS Antoniego Macierewicza. - Kodeks drogowy obowiązuje wszystkich - przypomina Mariusz Sokołowski, były rzecznik Komendanta Głównego Policji.

Limuzyna Żandarmerii Wojskowej jak miejski autobus. Czekała na Macierewicza (zdjęcie ilustracyjne)
Limuzyna Żandarmerii Wojskowej jak miejski autobus. Czekała na Macierewicza (zdjęcie ilustracyjne)
Źródło zdjęć: © Licencjodawca | Jacek Turczyk
oprac. BAR

Środek dnia, centrum Warszawy. Na przystanku autobusowym zatrzymuje się limuzyna Żandarmerii Wojskowej. Wysiada z niej wiceprezes PiS Antoni Macierewicz i w towarzystwie funkcjonariusza rusza w kierunku pobliskiego biurowca. Ma tam siedzibę Zrzeszenie Transportu Prywatnego, w którym - jak wynika z ustaleń reporterów "Super Expressu" - polityk miał sprawę do załatwienia.

Co się dzieje z limuzyną? Stoi w zatoczce autobusowej i czeka na pasażera. Jak wyliczyli reporterzy "SE", parkowała tam przez 15 minut, choć - zgodnie z przepisami - nie powinna tam w ogóle się zatrzymywać.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.

Zwykły kierowca zapłaciłby mandat

Takie wykroczenie drogowe - jak przypomina "SE" - karane jest mandatem w wysokości 100 zł i jednym punktem karnym.

Reporterzy dziennika zapytali wiceprezesa PiS, dlaczego zaparkował w autobusowej zatoczce. Ten jednak odmówił komentarza.

- Kodeks drogowy obowiązuje wszystkich, także funkcjonariuszy ŻW - skomentował to zdarzenie w "SE" Mariusz Sokołowski, były rzecznik Komendanta Głównego Policji. - Ludzie władzy powinni dawać przykład, a nie łamać prawo - dodał były policjant.

Czytaj też:

Źródło: "Super Express"

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (452)