Liga bankrutów
Jedna piłka, dwie bramki, długów - miliony
20.06.2005 | aktual.: 20.06.2005 09:24
"Zdobędziemy ten puchar" - miał stwierdzić 12 października 2002 r. Bogusław Cupiał, właściciel myślenickiej Tele-Foniki Kable i Wisły Kraków SSA. Tamtego wieczoru Cupiał był gwiazdą bankietu, który w niemieckim Gelsenkirchen wydano po meczu III rundy piłkarskiego Pucharu UEFA. Wprawdzie fetę szykowano dla miejscowego Schalke 04, ale wiślacy rozgromili niemiecką drużynę 4:1.
Cupiał nie zobaczył Pucharu Europy, bo w kolejnej rundzie wyeliminowało ich rzymskie Lazio. Nigdy później krakowski klub nie zbliżył się tak bardzo do źródła wielkich pieniędzy, jakim jest udział w Pucharze UEFA lub Lidze Mistrzów. Dziś, po prawie siedmiu latach od zakupu Wisły i wydaniu 100 mln zł, Cupiał faktycznie wycofuje się z polskiej ekstraklasy: wyprzedaje najlepszych zawodników "Białej Gwiazdy", poszukuje chętnych na co najmniej część akcji klubu. Jeden z najbogatszych Polaków, jak tysiące zamożnych inwestorów przed nim, w chwili uniesienia uwierzył nie tylko w sukces sportowy, ale też w to, że na piłce nożnej zrobi dobry interes - na przekór faktom.
Tylko kluby piłkarskie z czołowych lig europejskich są zadłużone na astronomiczną kwotę 7 mld euro. W rankingu 20 najbogatszych klubów świata w sezonie 2003/2004, opracowanym przez Deloitte, roi się od drużyn w poważnych tarapatach. Jest wśród nich na przykład londyński Arsenal, który na konto budowy nowego stadionu zadłużył się na mniej więcej 300 mln euro, są faktyczni bankruci jak Borussia Dortmund. Dla posiadaczy akcji około 30 klubów notowanych na europejskich giełdach kilkunastoprocentowe spadki kursów to chleb powszedni. Na przykład papiery Lazio potrafiły potanieć przez rok o 60 proc. - wartość, która skłoniłaby do skoku z wieżowca wielu udziałowców zwykłych spółek. Największym sukcesem finansowym drużyn z czołówki polskiej ekstraklasy stało się powstrzymanie narastania długów wobec ich właścicieli.
Właściciele drużyn piłkarskich nie chcą już dłużej "płacić i płakać": ograniczają zakupy nowych graczy, tną pensje gwiazd, podwyższają ceny biletów na mecze. Do lokalnych klubów nie chcą też dokładać samorządy. W awangardzie zmian znalazł się Malcolm Glazer, miliarder z Florydy, który dopiero co wyłożył 1,2 mld euro na przejęcie Manchesteru United. Słynne "Czerwone Diabły" to prawdziwy rodzynek: najbogatszy klub piłkarski świata (o przychodach 260 mln euro rocznie), który jako jeden z nielicznych przynosi zysk netto. Glazer chce jednak udowodnić, że MU może zarabiać jeszcze więcej, że europejska piłka nożna powinna być taką żyłą złota jak futbol amerykański (Glazer jest właścicielem drużyny Tampa Bay Buccaneers).
Krzysztof Trębski