ŚwiatLiban, drugi Wietnam

Liban, drugi Wietnam

Jest tylko jeden sposób, aby rozwiązać konflikt na Bliskim Wschodzie. Izraelczycy i Palestyńczycy powinni dostać poważną ofertę członkostwa w NATO i UE.

W czasie wojny wietnamskiej słynne były słowa, jakie jeden z rosyjskich przywódców skierował do swojego amerykańskiego rozmówcy: Możecie zabić dziesięciu bojowników Wietkongu, tracąc tylko jednego żołnierza, a i tak w końcu przegracie. To samo dotyczy Izraela i Hezbollahu.

Izrael przegrał kolejną potyczkę z Hezbollahem z tych samych powodów, dla których nie zdołał go pokonać wcześniej. Naloty okazały się nieskuteczne, libańskie tereny przygraniczne należałoby zająć na stałe, a to wiązałoby się z niemożliwymi do zaakceptowania, ciągłymi ofiarami po stronie Izraela. Z kolei dokonanie masakry (chyba) nie jest brane pod uwagę.

Libańska IRA

Pouczające może być porównanie tego, co działo się w Libanie, z rosyjskim zwycięstwem w Czeczenii. Aby je osiągnąć, Rosjanie potrzebowali siedmiu lat. Stracili tysiące ludzi, zabili dziesiątki tysięcy Czeczenów, a kilka szeroko nagłośnionych zbrodni poważnie zszargało wizerunek Rosji w oczach świata. Czeczenia jest oficjalnie częścią Rosji, tak więc można było zintegrować ją w ramach Federacji Rosyjskiej jako republikę, przekazując lokalną władzę jednej z miejscowych frakcji i szczodrze nagradzając jej przywódców.

Izrael niczego takiego nie może zrobić. Może co najwyżej ponawiać ekspedycje karne. Giną wtedy cywile, a Hezbollah tylko się umacnia, podczas gdy cierpi gospodarka Izraela i jego stosunki dyplomatyczne ze światem. Cierpi też pozycja Stanów Zjednoczonych w regionie. Niezależnie od tego, w co wierzy prezydent Bush, Hezbollah nie jest po prostu organizacją terrorystyczną, jeśli termin ten miałby sugerować podobieństwa z Al-Kaidą. Bardziej przypomina Irlandzką Armię Republikańską i jej polityczne skrzydło Sinn Fein.

IRA używała metod terrorystycznych, ale była też siłą polityczną cieszącą się masowym poparciem we własnym społeczeństwie i poza nim. Już sam pomysł, że Brytyjczycy mogli „wyeliminować” lub nawet „rozbroić” IRA poprzez bombardowania, najazd lub okupację Republiki Irlandzkiej, był po prostu niedorzeczny. Terror ustał dopiero po długich i żmudnych negocjacjach, podczas których obie strony poszły na ustępstwa. Towarzyszyła temu stopniowa polityczna integracja IRA.

Jeśli Izrael będzie gotów zmienić swoje stanowisko, nie tylko wobec Libanu, ale wobec wszystkich sąsiadów, włączając w to Syrię i Palestyńczyków, wspólnota międzynarodowa – pod przywództwem Europy – powinna zaoferować poważne gwarancje bezpieczeństwa dla państwa żydowskiego. W bliższej perspektywie chodzi o skierowanie dużych sił pokojowych do południowego Libanu w celu ochrony północnego Izraela przed atakami Hezbollahu. Później należałoby rozlokować znacznie większe siły w ramach ostatecznego porozumienia między Izraelem i Palestyńczykami, by zagwarantować, że państwo palestyńskie nie stanie się bazą wrogów Izraela. W idealnej sytuacji ta operacja byłaby częścią procesu, w którym Izrael i państwo palestyńskie zostałyby ostatecznie zaproszone do członkostwa w NATO i Unii Europejskiej. Izrael musi być gotowy do negocjowania z sąsiadami porozumień, które później zostałyby uznane zarówno w regionie jak i w świecie; i musi to zrobić jednocześnie, w ramach wielkiego pakietu propozycji. Konflikty na Bliskim
Wschodzie nie mogą być rozwiązywane pojedynczo, w sztucznej izolacji od siebie.

Bolesna konfrontacja

Hezbollah powstał przede wszystkim po to, by opierać się izraelskiej inwazji na Liban, której celem było zniszczenie Organizacji Wyzwolenia Palestyny. Syria popiera Hezbollah, by mieć narzędzie nacisku na Izrael w sprawie zwrotu syryjskich ziem podbitych w 1967 roku. Atak Hezbollahu, który wywołał najnowszą wojnę, został dokonany, by wspomóc sojusznika Partii Boga, Hamas, którego rząd na terenach palestyńskich Izraelczycy próbowali zniszczyć. I tak dalej...

Może to zabrzmieć brutalnie, ale na obecnie zaproponowanych warunkach pobyt międzynarodowych sił pokojowych w południowym Libanie pomaga tylko Izraelowi uniknąć konfrontacji z faktem, że jego strategia zawiodła i że absolutnie konieczna jest bolesna narodowa debata, co robić dalej.

Po raz pierwszy od wielu lat coraz bardziej widoczna porażka izraelskiej i amerykańskiej strategii, a także coraz bardziej paląca potrzeba udzielenia pomocy Tel Awiwowi i Waszyngtonowi, daje Europie rzeczywisty wpływ na wydarzenia. Europejczycy powinni wykorzystać tę sposobność.

Anatol Lieven

Autor jest analitykiem w New America Foundation w Waszyngtonie.

libankonflikt izraelsko-palestyńskipalestyna
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)