"Lex Kaczyński" od kuchni. Ziobro ściemniał, posłowie głosowali dwa razy, prezesowi PiS pomógł VAR [OPINIA]
Minister sprawiedliwości manipulował, twierdząc, że przepisy nowelizacji kodeksu postępowania cywilnego, na których skorzystałby Jarosław Kaczyński, stworzono dawno temu w resorcie. Powstały 5 stycznia 2023 r. w Sejmie. Co więcej, doszło nawet do wideoweryfikacji przegranego przez PiS głosowania, która poskutkowała zmianą decyzji.
Państwo wybaczą, to nie będzie prosty tekst. Będzie bowiem dużo o legislacji, pojawi się sporo dat, a całość będzie na poważnie, a nie utrzymana w żartobliwym tonie. To dlatego, że uchwalanie przepisów skrojonych pod potrzeby jednego człowieka zasługuje na poważne potraktowanie.
"Lex Kaczyński"
Przypomnijmy: 28 stycznia Wirtualna Polska, moim piórem, opublikowała tekst "Ustawa dla Kaczyńskiego. Nie będzie musiał płacić Sikorskiemu".
Wskazaliśmy, że Sejm przyjął nowelizację kodeksu postępowania cywilnego, która przewiduje, że koszty zasądzanych przeprosin będą mniejsze, a niezakończone jeszcze sprawy będą rozstrzygane według nowych przepisów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sejm postanowił dodać nowy par. 4 w art. 1050 kodeksu postępowania cywilnego.
Ma on stanowić, że jeśli komuś sąd nakaże opublikowanie przeprosin, a ten ich nie opublikuje - konsekwencje będą mniejsze niż dotychczas. Skończy się bowiem na grzywnie do 15 tys. zł oraz konieczności opublikowania przeprosin w mało popularnym Monitorze Sądowym i Gospodarczym.
Od razu zaznaczmy: propozycja tego przepisu znajdowała się już w przygotowanym przez rząd projekcie - powstała w Ministerstwie Sprawiedliwości jako odpowiedź na zarzuty, że koszty przeprosin publikowane w największych mediach bywają rujnujące dla przepraszających.
W uchwalonej ustawie znalazły się jednak jeszcze dwa "ciekawe" przepisy.
Przyjęty art. 19 ust. 5 określa, że jeśli przed wejściem w życie nowych przepisów wierzyciel (przepraszany) nie wyegzekwował pieniędzy od dłużnika (przepraszającego), to dłużnik będzie mógł wystąpić do sądu o uchylenie orzeczenia nakazującego zapłatę.
Gdy zaś sąd to orzeczenie uchyli, to - zgodnie z art. 19 ust. 7 - zastosowanie do sprawy znajdzie nowa, korzystniejsza dla przepraszającego, procedura.
I to były właśnie przepisy skrojone pod potrzeby Jarosława Kaczyńskiego.
Szef Prawa i Sprawiedliwości prawomocnie przegrał bowiem sprawę o naruszenie dóbr osobistych z Radosławem Sikorskim, europosłem Koalicji Obywatelskiej. Sikorski uzyskał też wyrok nakazujący Kaczyńskiemu zapłatę 708 tys. zł, ale pieniędzy nie wyegzekwował.
Ściema ministra
Po opublikowaniu przez WP tekstu pojawiła się lawina komentarzy.
Większość ekspertów jednoznacznie wskazała, że rzeczywiście uchwalono przepisy pod potrzeby prezesa PiS; zaczęto je powszechnie nazywać "lex Kaczyński".
Ale posłowie Zjednoczonej Prawicy zaczęli zaprzeczać.
Najciekawsze jest tu oświadczenie Ministerstwa Sprawiedliwości "w sprawie nowelizacji Kodeksu postępowania cywilnego", tożsame zresztą ze stanowiskiem ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry.
Ziobro oraz jego resort oświadczyli, że "nieprawdziwa jest informacja, że jeden z przepisów nowelizacji kodeksu postępowania cywilnego został przygotowany w związku ze sprawą prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego".
Przedstawiono też kalendarium prac nad przepisem.
Z opublikowanego przez MS stanowiska wynika, że przepis został przygotowany już 25 kwietnia 2022 r., 6 września 2022 r. został przyjęty przez Radę Ministrów, zaś 27 września 2022 r. trafił, wraz z całym projektem, do Sejmu.
"Jak widać, poprawka w sposób oczywisty nie mogła wynikać z sądowego orzeczenia w sprawie Prezesa Jarosława Kaczyńskiego. O orzeczeniu tym było bowiem wiadomo dopiero na początku grudnia 2022 r." - oświadczyło Ministerstwo Sprawiedliwości.
Tyle że to – przy najłagodniejszym dla MS podejściu - manipulacja ocierająca się o kłamstwo.
Zbigniew Ziobro i jego ludzie pokazali bowiem kalendarium prac nad art. 1050 par. 4 kodeksu, czyli przepisem ogólnym. Tymczasem "lex Kaczyński" to przepisy przejściowe - wskazujące, że korzystniejsze normy znajdą zastosowanie do spraw w toku, czyli sprawy pomiędzy Kaczyńskim a Sikorskim.
Mówiąc najkrócej: Ministerstwo Sprawiedliwości za "lex Kaczyński" uznało inny przepis, niż WP, eksperci oraz większość mediów (choć, uczciwie trzeba przyznać, że niektóre media nie rozróżniały przepisu ogólnego od przepisów przejściowych stworzonych na potrzeby sprawy Jarosława Kaczyńskiego).
VAR na korzyść Kaczyńskiego
Przepisy skrojone pod prezesa PiS nie powstały w rządzie i przed przegraną Kaczyńskiego, lecz już w Sejmie i gdy było powszechnie wiadome, że Jarosław Kaczyński powinien zapłacić 708 tys. zł Radosławowi Sikorskiemu.
"Lex Kaczyński", czyli art. 19 ust. 5 i 7 ustawy, dodano do projektu 5 stycznia 2023 r. o godz. 10:15.
Odbyło się wówczas posiedzenie sejmowej komisji nadzwyczajnej do spraw zmian w kodyfikacjach.
I dodanie przepisów napisanych dla prezesa również miało nadzwyczajny przebieg (o czym w środę napisała również red. Jolanta Ojczyk z Business Insider).
Poprawki zgłosił bowiem poseł PiS Grzegorz Lorek; nie były one w zasadzie merytorycznie omawiane. Poza wyżej wspomnianymi regulacjami Lorek zaproponował również, by weszły one w życie szybciej niż większość ustawy – już po 14 dniach od jej opublikowania.
Prawo i Sprawiedliwość jednak głosowanie nad wprowadzeniem poprawek przegrało.
Za było 7 posłów, a przeciwko - 8.
Szybko jednak posłowie PiS postanowili przeprowadzić reasumpcję głosowania. Zarówno Grzegorz Lorek, jak i przewodniczący pracom komisji Piotr Sak (PiS), wskazali, że chcieli zagłosować za przyjęciem poprawek, a system zliczający zaliczył ich głosy jako przeciwko poprawkom.
- Jacyś tutaj sabotażyści musieli najwyraźniej zadziałać, bo ewidentnie przecież pokazywaliśmy, manifestowaliśmy wolę głosowania za i też nacisnęliśmy w odpowiedni sposób przyciski, więc chyba nie mamy tutaj jakichś zaczynów schizofrenii paranoidalnej – utyskiwał Piotr Sak.
Przeprowadzono nawet wideoweryfikację. W jej toku ustalono, że rzeczywiście parlamentarzyści opowiadali się za poprawkami, a system zaliczył ich głosy przeciwko.
W tej sytuacji przewodniczący Piotr Sak zarządził głosowanie nad reasumpcją. 7 osób było za, 6 osób przeciw. Oznaczało to, że większość członków komisji chce powtórzyć głosowanie nad poprawkami.
Przegłosowano zatem jeszcze raz poprawki. Tym razem za było 8 osób, zaś 6 przeciw.
Poprawki, w drugiej próbie, uzyskały akceptację komisji.
Później prace nad ustawą przebiegały już bezproblemowo. Drugie czytanie odbyło się 26 stycznia 2023 r. Tego samego dnia odbyło się czytanie trzecie, które doprowadziło do uchwalenia ustawy.
Z "lex Kaczyński", które zresztą - w świetle jednej z poprawek zgłoszonych przez posła Lorka - miałoby wejść w życie wcześniej niż niemal cała ustawa. Bo już po 14 dniach od dnia ogłoszenia nowego prawa, a nie po upływie standardowych w przypadku całości ustawy trzech miesięcy.
Czas smutku
Podsumujmy.
Po pierwsze, Zbigniew Ziobro i Ministerstwo Sprawiedliwości skłamali, twierdząc, że przepisy nazwane "lex Kaczyński" były w projekcie ustawy, zanim trafił on do Sejmu i zanim wiadome było, że prezes PiS powinien zapłacić 708 tys. zł Radosławowi Sikorskiemu.
Po drugie, przepisy nazywane "lex Kaczyński" były dla posłów PiS tak istotne, że nawet w ich kwestii zarządzono w Sejmie reasumpcję głosowania (inna rzecz, że słusznie, skoro nawalił system).
Po trzecie, tak bardzo spieszyło się PiS-owi, że postanowiono przyspieszyć wejście korzystnej dla szefa obozu Zjednoczonej Prawicy regulacji w życie.
Po czwarte: choć spór Kaczyńskiego i Sikorskiego zakończył się polubownie (Kaczyński wpłacił bowiem 50 tys. zł na siły zbrojne Ukrainy, co Sikorski uznał za zakończenie sprawy), to dostaliśmy kolejny dowód na to, że rządzący tworzą przepisy pod swoje potrzeby, a w Sejmie mamy do czynienia z legislacyjnym bagnem.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl