Lepper: publikacja "GW", to prowokacja wymierzona w koalicję i rząd
Prowokacją wymierzoną w koalicję i rząd nazwał wicepremier Andrzej Lepper doniesienia "Gazety Wyborczej" o tym, że politycy Samoobrony, w tym on sam, w zamian za pracę w biurach partii, żądali od ich pracownic usług seksualnych. Szef Samoobrony określił informacje gazety na swój temat jako "całkowitą nieprawdę".
04.12.2006 | aktual.: 04.12.2006 11:50
Lepper chce, aby sprawę z urzędu zbadała prokuratura. Zapowiedział też wytoczenie procesów cywilnych cytowanej przez gazetę byłej pracownicy biura poselskiego Anecie K., autorowi tekstu w "Gazecie Wyborczej" oraz przeciwko samej gazecie.
To jest po prostu coś karygodnego, to jest po prostu, moim zdaniem, prowokacja. Idzie to w tym kierunku, aby koalicję rozbić, niewątpliwie - powiedział dziennikarzom Lepper po złożeniu kwiatów przed Krzyżem-Pomnikiem, upamiętniającym śmierć 9 górników z katowickiej kopalni "Wujek" na początku stanu wojennego.
W jego ocenie, doniesienia gazety są uderzeniem w Samoobronę, poprzedzonym próbą skompromitowania innego koalicjanta - Ligi Polskich Rodzin. Kilka dni temu "Dziennik" napisał o imprezie młodych neofaszystów w Zabrzu, wskazując na powiązania jej uczestników ze związaną z LPR Młodzieżą Wszechpolską.
To było uderzenie w LPR. Niewątpliwie pewne fakty miały tam miejsce, ale posądzanie Ligi o faszyzowanie, o faszyzm wręcz, o głoszenie idei faszyzmu w Polsce? Teraz uderzenie we mnie osobiście, jako wicepremiera, ministra konstytucyjnego - to świadczy o tym, że ta koalicja ma się rozpaść. Ja myślę, że komuś na tym bardzo zależy - skomentował szef Samoobrony.
Jak podkreślił, uderzenie w rząd i koalicję nie może "ujść bezkarnie". Nie powiedział, kto ma stać za prowokacją.
Lepper zażądał, aby sprawą jak najszybciej, z urzędu, zajęła się prokuratura. Według niego, prokuratorzy powinni m.in. porozmawiać z wieloletnimi pracownikami biur Samoobrony, którzy mogliby potwierdzić, że zdarzenia opisywane przez gazetę wobec nich nigdy nie miały miejsca. Pracuje dużo dziewczyn młodych - czy wobec kogokolwiek była stosowana taka jakby presja, że będziesz pracować, ale za usługi seksualne? - pytał.
Szef Samoobrony nie chciał zaręczyć, czy nieprawdziwe są również doniesienia gazety dotyczące wiceszefa partii, posła Stanisława Łyżwińskiego, w którego biurze pracowała Aneta K. Jak powiedział, nie ma wiedzy na ten temat.
Wobec mojej osoby jest nieprawda. Wobec Łyżwińskiego ja nie wiem, ja z nim nie mieszkam na stałe, na co dzień z nim nie jestem, ja jego biura poselskiego nie prowadzę i nie wiem, czy coś takiego on proponował tej pani, czy korzystał z usług. Natomiast wobec mojej osoby jest to naprawdę prowokacja, jest to całkowita nieprawda - zapewnił.
Lepper podał w wątpliwość wiarygodność i intencje informatorki gazety. Jak powiedział, być może miała ona "nieszczęście w życiu", ponieważ nie ma męża, a każde z trojga jej dzieci ma innego ojca.
To osoba dzisiaj uważana za wzór? - pytał. Wicepremier podkreślił, że Aneta K. nie pracowała w Samoobronie, a w biurze poselskim Łyżwińskiego, a do biur sami posłowie, a nie szef partii, dobierają sobie pracowników.
Lider Samoobrony zwrócił uwagę, że w artykule gazety nie pojawiają się świadkowie, którzy mogliby potwierdzić te doniesienia. Według niego, taka publikacja wobec braku świadków, otwiera drogę do formułowania bezpodstawnych oskarżeń przez - jak mówił - wszystkich ludzi "z ulicy".
Z iloma kobietami ja się w życiu spotykałem, jak każdy z mężczyzn, także jako przewodniczący partii; ile się przytulało, robiło zdjęcia ze mną. Dzisiaj każda może przyjść i powiedzieć, że Lepper jej proponował usługi seksualne. Ludzie, gdzie my żyjemy, w jakim świecie? - pytał Lepper.
W poniedziałkowej "Gazecie Wyborczej", w artykule "Praca za seks w Samoobronie", Aneta K., była radna Samoobrony w łódzkim sejmiku i dyrektorka biura poselskiego Stanisława Łyżwińskiego, ujawniła, że w zamian za usługi seksualne dla Leppera i posła Łyżwińskiego dostała pracę w Samoobronie.
Jak pisze "GW" w 2001 r. Aneta K. nie miała pracy, za to dwójkę dzieci na utrzymaniu. Propozycję "seks za pracę" dostała od koleżanki, która kierowała biurem poselskim Łyżwińskiego w Tomaszowie Mazowieckim. Koleżanka - jak sama powiedziała "GW" - nie zgodziła się na seks z szefem; miała znaleźć zastępczynię. Zaproponowała Anetę K., która miała następnie spędzić noc z Lepperem, a następnie, aby utrzymać pracę, świadczyła usługi seksualne Łyżwińskiemu, awansując na szefową jego biura.
W 2002 r. Aneta K. wystartowała z pierwszego miejsca listy Samoobrony do łódzkiego sejmiku. Była radną cztery lata, wciąż świadcząc usługi seksualne Łyżwińskiemu. Według "GW", łańcuch molestowanych kobiet jest dłuższy.