Lepper nie jest ojcem dziecka Anety Krawczyk
Według Teleekspresu Andrzej Lepper trzy tygodnie temu poddał się badaniom DNA. Wynik: Lepper nie jest on ojcem najmłodszego dziecka Anety Krawczyk - głównej bohaterki seksafery w Samoobronie. Ona sama przyznała w rozmowie z Telekspresem, że Lepper z pewnością nie jest ojcem jej dziecka i nie ma potrzeby przeprowadzania badań DNA. Lepper nie potwierdza, czy poddał się badaniom, zaskoczony tymi informacjami jest jego najbliższy współpracownik Janusz Maksymiuk.
26.01.2007 17:30
Po co ja miałem w ogóle DNA sobie robić, skoro ja od początku mówiłem i twierdziłem, że nic wspólnego z panią Krawczyk nie miałem - pytał Lepper. Ja żądam, żeby prokuratura zwróciła się z takim wnioskiem, z prośbą, bo nakazać mi nie może, o to, żebym ja został zbadany - dodał.
Minister rolnictwa był wcześniej wymieniany w gronie osób, które mogą być ojcem dziecka Anety Krawczyk. Prokuratura nie informuje, czy wystąpi do Leppera o wykonanie badań DNA. Krawczyk - główna bohaterka seksafery oskarża wicepremiera o molestowanie seksualne w zamian za pracę w strukturach Samoobrony.
Z doniesień wynika, że Lepper robił badania w laboratorium w Holandii. Materiał genetyczny dziecka miał dostarczyć do porównania poseł Stanisław Łyżwiński.
Zdaniem Maksymiuka także tym doniesieniem był zaskoczony. Jego zdaniem nie ma możliwości, by poseł Łyżwiński miał dostęp do materiału DNA dziecka Anety Krawczyk.
Tymczasem wciąż nie wiadomo, czy łódzka prokuratura okręgowa oficjalnie wystąpiła z wnioskiem o zbadanie DNA wicepremiera Andrzeja Leppera, czy też nie.
Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro powiedział, że dla prokuratury nie mają znaczenia badania wykonane prywatnie. Prokurator krajowy Janusz Kaczmarek dodaje: Dla prokuratury satysfakcjonujące będą badania w ośrodku przez nią wyznaczonym.
Wcześniej prokuratura zapowiadała, że decyzja w tej sprawie zapadnie do końca tygodnia, a szef Prokuratury Krajowej informował, że łódzcy śledczy zamierzają wystąpić o zbadanie DNA wicepremiera.
W piątek przesłuchanych zostało dwóch kolejnych świadków w tej sprawie. Był wśród nich m.in. b. działacz Samoobrony.
Śledztwo w sprawie tzw. seksafery wszczęte zostało na początku grudnia ub. roku po publikacji w "Gazecie Wyborczej". Tekst "Praca za seks w Samoobronie" powstał na podstawie relacji Anety Krawczyk, b. radnej Samoobrony w łódzkim sejmiku i b. dyrektor biura poselskiego Stanisława Łyżwińskiego. Kobieta utrzymuje, że pracę w partii dostała za usługi seksualne świadczone Łyżwińskiemu i Lepperowi.
Kobieta twierdziła też, że ojcem jej najmłodszego dziecka jest Łyżwiński, jednak badania DNA ostatecznie to wykluczyły.
Prokuratorskie śledztwo dotyczy "żądania oraz przyjmowania korzyści osobistych o charakterze seksualnym" przez osobę pełniącą funkcję publiczną i uzależnienia od nich zatrudnienia w biurze poselskim. Do tej pory przesłuchano w nim ponad 120 osób.
Prokuratura rozważa skierowanie do Sejmu wniosku o uchylenie immunitetu posłowi Łyżwińskiemu, ale śledczy nie ujawniają, kiedy może to nastąpić. Łódzcy prokuratorzy nie chcą także mówić o ewentualnych zarzutach dla posła. Wcześniej prokurator krajowy Janusz Kaczmarek informował, że prokuratura chce postawić Łyzwińskiemu zarzuty oferowania pracy w zamian za korzyść osobistą, zmuszania do usług seksualnych oraz gwałtu.
Śledczy rozważają postawienie zarzutów także innym osobom. Nie wykluczają przedstawienia ich b. asystentowi Łyżwińskiego, radnemu sejmiku województwa łódzkiego Jackowi Popeckiemu. Aneta Krawczyk stwierdziła, że gdy była w ciąży z najmłodszym dzieckiem, Popecki miał jej "aplikować różne środki farmakologiczne", w tym oksytocynę przeznaczoną dla zwierząt, po to, by wywołać skurcze porodowe.