Lekarz zmarł na dyżurze. To nie pierwszy taki przypadek. Medycy pracują ponad normę
39-letni kardiolog zmarł na dyżurze w Pleszewskim Centrum Medycznym. W tej sprawie śledztwo prowadzi prokuratura. Lekarz pracował na kontrakcie, więc szpital nie będzie kontrolowany przez Państwową Inspekcję Pracy. Mężczyzna z własnej inicjatywy miał pełnić kilkudziesięciogodzinny dyżur. Takich lekarzy jest w Polsce dużo więcej.
39-letni kardiolog, który zmarł w niedzielę w Pleszewskim Centrum Medycznym, był na "weekendowym dyżurze". Zmiana rozpoczęła się w piątek o godz. 16 i miała zakończyć się w niedzielę o godz. 8. Ciało lekarza zostało odnalezione w pokoju lekarskim około godz. 9 rano.
Śledztwo w sprawie prowadzi prokuratura. Państwowa Inspekcja Pracy została powiadomiona o zdarzeniu. - Jednoznacznie inspektor stwierdził, że skoro pracownik był zatrudniony w ramach własnej działalności gospodarczej, PIP nie będzie wykonywał żadnych czynności - mówi Wirtualnej Polsce rzecznik szpitala Ireneusz Praczyk.
- To była tragedia ludzka, nieszczęśliwy wypadek. Nie widzimy potrzeby powoływania wewnętrznej komisji w tej sprawie. Wszystkie działania, które uważaliśmy za stosowne, zostały podjęte. Zaraz po zdarzeniu zebrał się zespół kryzysowy, który zgodnie z naszymi procedurami wewnętrznymi podjął wszelkie niezbędne działania zawiadamiając właściwe organy i zabezpieczając pracę oddziału. Warto podkreślić, że w szpitalu dyżurował również drugi kardiolog - dodaje rzecznik.
Lekarz dyżurował w Pleszewie w takiej formule od pół roku, biorąc 2-3 tego typu dyżury w miesiącu. - Zaprzeczamy temu, że lekarz był przemęczony czy przepracowany. Mimo że ten dyżur był długi, nie był intensywny. To nie tylko czas pracy, przeplatany jest też czasem odpoczynku. Podkreślamy też, że to była inicjatywa lekarza - mówi rzecznik szpitala.
Wstępne wyniki sekcji zwłok wykazały, że mężczyzna zmarł w wyniku problemów natury kardiologicznej.
Ponad normę
- Śmierć tego lekarza kardiologa ma związek z jego pracą. Świadczy o tym chociażby fakt, że do tej tragicznej sytuacji doszło podczas dyżuru. To nie jest tak, że 40-godzinny dyżur jest łatwy i przyjemny i nie ma wpływu na nasze samopoczucie. Na pewno nie jest tak, że lekarz sobie przyjdzie do pracy, poleży na łóżku, wypije kawę, przyjmie jednego pacjenta i dyżur się kończy. Lekarz dyżurny musi być cały czas w gotowości - mówi Wirtualnej Polsce Marcin Sobotka, przewodniczący Porozumienia Rezydentów OZZL.
I dodaje, że nie wszyscy biorą pod uwagę uwarunkowania tej pracy, która jest bardzo stresująca. - Jako grupa zawodowa jesteśmy szczególnie narażeni na problemy kardiologiczne jak nadciśnienie tętnicze czy zaburzenia rytmu. Chorujemy jak każdy człowiek. Ponadto żyjemy kilka lat krócej - informuje.
Sobotka mówi, że lekarze są przepracowani. I nie jest to zawsze związane z kwestiami finansowymi. - Na pewno jest grupa lekarzy, która bierze te dodatkowe dyżury ze względów finansowych. Ale to jest margines. Większość lekarzy robi to, bo nie ma komu dyżurować. Moi koledzy nie chcą tak pracować. Oni po prostu muszą - mówi.
- Mamy bardzo duże niedobory kadrowe. Brakuje ponad 20 tys. lekarzy i nie ma jak tego uzupełnić w krótkim czasie. Średnia długość pracy lekarza w Polsce to jest ponad 250 godzin miesięcznie. Nierzadko dochodzi do sytuacji, że lekarze pracują nawet 300 czy nawet 400 godzin w miesiącu. To pokazuje prawdziwą skalę tego zjawiska i oczywiście przekłada się na to, że lekarze są przepracowani - wyznaje Sobotka.
- Badania pokazują, że lekarz po 24-godzinnym dyżurze zachowuje się tak, jakby miał jeden promil alkoholu we krwi. To niebezpieczne nie tylko dla lekarza, ale też pacjenta. Już nie mamy takiej koncentracji, nie myślimy logicznie. Wielu lekarzy przyzwyczaja się do tego stanu zmęczenia i świetnie sobie z tym radzi. Ale nie o to chodzi, żeby patologia stała się normą. Musimy z tym walczyć - podsumowuje Marcin Sobotka.
39-letni kardiolog był lekarzem z Łodzi. Pacjentów przyjmował w poradniach oraz klinikach w całym województwie łódzkim, m.in. w Łodzi, Bełchatowie, Zgierzu i Łęczycy. Dodatkowo dyżurował w Pleszewskim Centrum Medycznym.
Nie pierwszy taki przypadek
W sierpniu ubiegłego roku podczas nocnego dyżuru w Niepołomicach zmarła 28-letnia lekarka. Kobieta poczuła się źle i upadła. Pomimo podjętych działań reanimacyjnych nie zdołano przywrócić akcji serca. Jak ustalono, tego dnia lekarka w godz. od 8 do 16 pracowała w jednej z klinik w Krakowie. Od godz. 18 pełniła dyżur nocny w przychodni w Niepołomicach. Miał on trwać do godziny 8 następnego dnia. Przyczyną jej śmierci był zawał serca.
Jeszcze wcześniej o przepracowaniu lekarzy mówiono, gdy zmarła 44-letnia anestezjolog z Łodzi, która pracowała w szpitalu w Białogardzie. Jej ciało odnaleziono podczas czwartej doby dyżuru. Wówczas śledczy ustalili, że śmierć kobiety nie była wynikiem przepracowania, a przyjmowania silnych leków.
Zobacz też:
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl