Lekarz ranny w katastrofie śmigłowca opuszcza szpital
41-letni Andrzej Nabzdyk, lekarz ranny w lutowej katastrofie śmigłowca Lotniczego Pogotowia Ratunkowego na Dolnym Śląsku, miesiąc po katastrofie zostanie wypisany z 4. Wojskowego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Lekarza czeka długa rehabilitacja.
Gotowy jest już wstępny raport komisji badającej przyczyny wypadku śmigłowca LPR. Wynika z niego m.in., że przyczyną wypadku mogło być nagłe załamanie pogody; według raportu w śmigłowcu nie był włączony radiowysokościomierz, pilot nie posługiwał się tym urządzeniem.
Nabzdyk podczas krótkiego spotkania z dziennikarzami nie ukrywał swojej radości z powrotu do domu. - Spędziłem tu bardzo intensywny, zwłaszcza na początku, trudny miesiąc i czas do domu. Chcę znowu poczuć się jak ojciec i mąż - mówił.
Ranny w katastrofie lekarz przyznał, że chciałby jak najszybciej wrócić do pracy, najpierw biurowej, a potem z czasem może nawet do latania śmigłowcem. Nie ukrywał, że w pracy najważniejszy jest dla niego kontakt z ludźmi. - Czeka mnie długa i bardzo żmudna rehabilitacja. Mam bardzo wiele do zrobienia ale proteza, którą mam szansę dostać pozwoli mi w miarę normalne poruszanie się - mówił Nabzdyk.
Minister zdrowia Ewa Kopacz zapowiedziała, że w porozumieniu z NFZ chce ufundować lekarzowi LPR najlepszą z dostępnych protez. Do Nabzdyka już zgłosiła się firma, która zaoferowała doktorowi bardzo dobrą protezę. Podobną protezę - opowiadał doktor - ma jego kolega i dzięki niej porusza się niemal bez żadnych ograniczeń. Nie ukrywał, że posiadanie takiej protezy pozwoliłoby mu nie tylko na powrót do normalnego życia, ale przede wszystkim na powrót do pracy.
Śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego leciał 17 lutego z Wrocławia w okolice Budziszowa do rannych w karambolu na A4, gdzie zderzyło się ok. 20 aut. Maszyna LPR rozbiła się w okolicach Jarostowa - kilkaset metrów od miejsca karambolu. W wypadku zginęli pilot Janusz Cygański oraz pielęgniarz Czesław Buśko.
Z ustaleń Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych wynika, że przyczyną wypadku mogło być nagłe załamanie pogody, gęsta mgła i słaba widoczność - poniżej 10 metrów. We wstępnym raporcie komisja stwierdza, że "załoga miała zapięte pasy", stan techniczny śmigłowca "nie budził zastrzeżeń", "był on obsługiwany i użytkowany zgodnie z obowiązującymi przepisami". Ponadto komisja stwierdziła, że "radiowysokościomierz RW3 nie był włączony i pilot nim się nie posługiwał".
Prokuratura Okręgowa w Legnicy wszczęła postępowanie w sprawie katastrofy. Ma ono wyjaśnić, jak do niej doszło i kto ponosi za to odpowiedzialność. Lilianna Łukaszewicz, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Legnicy powiedziała, że raport komisji będzie bardzo pomocny w toczącym się śledztwie. - Raport jest bardzo pomocny ale o niczym nie przesądza. Komisja ustaliła przebieg lotu i wypadku - mówiła rzeczniczka.