Lech Wałęsa nie przeprosi
Przeprosin i stu tysięcy złotych na Radio Maryja domaga się od Lecha Wałęsy Kazimierz Świtoń, były działacz Wolnych Związków Zawodowych na Śląsku. Jego pozew trafił już do Sądu Okręgowego w Gdańsku.
Przeprosin i pieniędzy, tym razem sześciu tysięcy złotych, żąda od byłego prezydenta także 91 innych sympatyków Radia Maryja i ojca Tadeusza Rydzyka. Wszyscy poczuli się obrażeni stwierdzeniem "psychole od Rydzyka", którego Lech Wałęsa użył w liście krytykującym "politykę na antenie" Radia Maryja. - To, co napisałem, podtrzymuję, stwierdzenie "psychole od Rydzyka" nie było skierowane do słuchaczy - twierdzi były prezydent.
Na razie dwa pozwy przeciwko niemu nie spełniają wymogów formalnych. Z tego właśnie powodu sąd odmawia ujawnienia ich treści. Na uzupełnienia braków, m.in. wniesienie opłaty sądowej oraz informacji o ustanowieniu pełnomocników podczas procesu, pozywający mają czas do końca kwietnia. Przedstawiciele Radia Maryja nie komentują całej sprawy.
Do Sądu Okręgowego w Gdańsku wpłynęły dwa pozwy cywilne przeciwko Lechowi Wałęsie. Ochrony dóbr osobistych domagają się zwolennicy Radia Maryja i dyrektora rozgłośni, ojca Tadeusza Rydzyka. Chodzi o upublicznione listy krytykujące stację, jakie Wałęsa napisał w lutym tego roku. Chodziło mu o "sposób uprawiania polityki" przez rozgłośnię. Zarzuty dotyczą przede wszystkim stwierdzenia użytego przez byłego prezydenta już w pierwszym liście - "psychole od Rydzyka".
- W ogóle nie miałem na myśli słuchaczy radia - twierdzi Lech Wałęsa. - Po chrześcijańsku już wybaczałem moim winowajcom. Ale z żadnego stwierdzenia się nie wycofuję. Pozwy na razie, są nieważne ze względów formalnych. - Muszą być w nich uzupełnione braki, w tym opłata sądowa - mówi Hanna Langa-Bieszki, rzecznik gdańskiego sądu. - Jeśli w ciągu najbliższego tygodnia to się nie zmieni, sprawę uznamy za niebyłą.
Urażonych lutowymi wypowiedziami Wałęsy jest aż 91 osób z całej Polski. W złożonym pozwie domagają się, by były prezydent wpłacił sześć tysięcy złotych na budowę ołtarza bursztynowego w bazylice św. Brygidy w Gdańsku. Wcześniej, bo już w lutym, identyczny pozew w gdańskim sądzie złożył Kazimierz Świtoń, były działacz Wolnych Związków Zawodowych na Śląsku. Ten sam, który zasłynął działalnością w Stowarzyszeniu Obywateli Pokrzywdzonych przez Władzę, a przede wszystkim akcją ustawiania krzyży w 1998 roku na Żwirowisku w byłym obozie koncentracyjnym Auschwitz. Chce on, by Wałęsa wpłacił na konto Radia Maryja 100 tys. zł. Ponadto autorzy obu pozwów domagają się od byłego prezydenta przeprosin. - Nie będę nikogo przepraszał - stwierdza twardo były prezydent.
Jeśli urażeni słowami Wałęsy dopełnią formalności związanych z pozwami, w sądzie może dojść do spektakularnego procesu. Spektakularnego choćby z powodu liczby powodów. Poza umieszczeniem wszystkich w jednej sali, problemy może stwarzać frekwencja. Rozprawy musiałyby być odraczane za każdym razem, kiedy choćby jeden z uczestników procesu (lub jego prawnik) zachorowałby, czy nie odebrałby wezwania do sądu. - W przypadku dużej liczby powodów sędzia prosi ich o rozważenie, czy nie mogliby być reprezentowani przez jednego bądź kilku przedstawicieli - mówi Langa-Bieszki. - Nie może ich jednak do tego zmusić.
Rzecznik gdańskiego Sądu Okręgowego odmówiła ujawnienia treści pozwów, powołując się na fakt, że nie mają one jeszcze formalnego znaczenia. Według naszych informacji 91 osób, które pozywają Lecha Wałęsę, to sympatycy Radia Maryja inspirowani działalnością ojca Rydzyka. Próbowaliśmy wczoraj skontaktować się z dyrektorem rozgłośni i poprosić o komentarz. W biurze toruńskiej siedziby radia telefon odebrała kobieta. - Ojciec dyrektor wyjechał i go nie ma - stwierdziła stanowczo. - My w ogóle nie wypowiadamy się w tej sprawie.
Historia konfliktu
Wszystko zaczęło się od audycji w Radiu Maryja, w której w połowie lutego padły zarzuty wobec Lecha Wałęsy o to, że był agentem Służby Bezpieczeństwa PRL. Były prezydent nie wytrzymał i napisał list krytykujący stację za "sposób uprawiania polityki". "Na całym świecie, podczas mych rozmów z Rodakami, będę ostrzegał przed Wami, nazywając Was "grupą psycholi od Rydzyka" będę zniechęcał do nabierania się na wasze mądrości i fatalistyczne teorie" - przestrzegł Wałęsa twórców linii programowej radia. W tej sprawie były prezydent napisał później jeszcze kilka listów, m.in. do Episkopatu, Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji oraz ministra sprawiedliwości, Andrzeja Kalwasa. Zarzuty, jakie padły na antenie rozgłośni wobec Wałęsy, na jego wniosek bada Instytut Pamięci Narodowej.
Chętnie ich poznam
Z Lechem Wałęsą rozmawia Michał Lewandowski.
- Ci, których nazwał pan "psycholami od Rydzyka", pozwali pana do sądu... - Proszę pana, ja w ogóle nie pisałem o słuchaczach Radia Maryja! To nie było do nich, a ta reakcja to efekt zasady "uderz w stół, a nożyce się odezwą". Zresztą bardzo chętnie poznam te osoby. Ewentualnie mogę prosić, aby autorów tych pozwów wcześniej zbadano. Jestem ciekawy, kto ich wystawił, kto się poczuł "psycholem" i sam wziął na siebie tę łatkę.
- Ale Kazimierza Świtonia pan zna? - Jego znam. Proszę bardzo, jak będzie chciał, też mogę podać go do sądu. Mam wyrok, że nie byłem agentem, a on mnie o to oskarżał. Też mogę zażądać od niego odszkodowania.
- Wycofa się pan ze swoich stwierdzeń, jeśli dojdzie do procesu? - Niczego nie będę cofał. Owszem, po chrześcijańsku wybaczyłem, ale prawdy i tak będę dochodził. Jej odkrywanie jest w toku i będzie niedługo wykazane.
Piotr Kławsiuć, Michał Lewandowski