"Zatonął niezatapialny". W Rosji lecą głowy "wrogów ojczyzny"
Kreml, nie mogąc pochwalić się sukcesami na froncie, kreuje kolejnych "wrogów ojczyzny". Ofiarami metody - znanej z czasów stalinowskich - padły najważniejsze osoby w lotnictwie cywilnym. Oskarżono je o pomoc Ukrainie. Sprawa jest szyta tak grubymi nićmi, że w zarzuty nie wierzą sami Rosjanie.
16.02.2024 | aktual.: 17.02.2024 19:50
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dziennik "Izwiestia" poinformował, że rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa (FSB) wszczęła dwie sprawy karne dotyczące nielegalnego wycofania z rejestrów i sprzedaży 59 samolotów i śmigłowców. Aż 36 z tych maszyn miało trafić za granicę, głównie do krajów afrykańskich i byłego Związku Radzieckiego. Stamtąd trzy śmigłowce Mi-8 i dwa ciężkie samoloty transportowe Ił-76 miały zostać sprzedane Ukrainie.
Według FSB w sprawę nielegalnego eksportu mają być zamieszani: Aleksander Nieradko (były już szef Federalnej Agencji Transportu Lotniczego), Piotr Kozyriow (zastępca szefa Departamentu Państwowej Rejestracji Cywilnych Statków Powietrznych, Praw i Transakcji) oraz Kristina Bywalina (Kierownik Departamentu Inspekcji Bezpieczeństwa Lotów).
Rosyjskie media, te nieliczne, które nadal są niezależne od Kremla, przypuszczają, że śledztwo i zarzuty mają na celu jedynie pozbycie się osób, które stały się niewygodne dla władzy albo przestały być lojalne wobec reżimu. Ma o tym świadczyć zarzut dotyczący pomocy zbrojnej wrogiemu państwu.
Śledztwo bezpieki
Według FSB pracownicy Federalnej Agencji Transportu Lotniczego od początku "specjalnej operacji wojskowej"w Ukrainie wyrejestrowywali samoloty i śmigłowce. Naruszyli w ten sposób dekrety prezydenta i rozporządzenia rządowe o obrocie statkami powietrznymi.
Wykreślili je z rejestru państwowego bez kompletu dokumentów oraz podali sprzeczne i nierzetelne informacje na temat lokalizacji maszyn, które znalazły się poza granicami Federacji.
Śledztwo miało się rozpocząć po kontroli, którą latem ubiegłego roku przeprowadziło Ministerstwo Transportu .
- Ktoś w ogólnodostępnej ewidencji zauważył, że samoloty trafiły za granicę – mówi Paweł Gierasimow, specjalista Organizacji Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego, cytowany przez serwis Lenta.ru.
Rosyjski ekspert podkreśla, że samoloty należały do prywatnych przedsiębiorstw i do takich firm trafiły za granica Rosji. Wskazuje również, że bez kompletu dokumentów służby federalne nie wydałyby zezwolenia na eksport, zwłaszcza że tego typu transakcje kontroluje też FSB.
- Rejestr cywilnych statków powietrznych jest otwarty i każdy może w czasie rzeczywistym obserwować i monitorować ich ruch – przypomniał Gierasimow.
I to właśnie dlatego rosyjskie media uważają, że śledztwo i postawienie zarzutów pracownikom Agencji ma podłoże polityczne.
Zwłaszcza że Aleksander Nieradko, czyli szef FATL, utrzymywał się na stanowisku od lat, mimo że wielokrotnie formułowano wobec niego wiele poważnych zarzutów. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie był nad nim rozpostarty parasol ochronny, który właśnie najwyraźniej zniknął.
"Niezatapialny" właśnie "zatonął"
Nieradko był szefem FATL od 2009 r. Już tak długi okres sprawowania przez niego funkcji jest niezwykły - jego poprzednicy byli wymieniani średnio raz do roku. Tymczasem on utrzymał się na stanowisku nawet po serii katastrof, które wstrząsnęły rosyjskim lotnictwem cywilnym.
Najgłośniej - ze względów strat wizerunkowych - było o katastrofie samolotu Suchoj Superjet 100. Maszyna rozbiła się podczas pokazowego lotu w Indonezji. W katastrofie zginęło 45 osób, w tym dyrektorzy dwóch linii lotniczych, które rozważały zakup Superjeta.
Najbliżej odwołania Nieradko był w lutym 2018 r. po katastrofie samolotu An-148 Saratov Airlines. Wówczas Magomed Tołbojew, główny pilot testowy Federacji Rosyjskiej, oskarżył szefa FATL o gwałtowny spadek poziomu kwalifikacji pilotów cywilnych. Zdaniem pilota było to przyczyną dużej liczby katastrof lotniczych w ostatnich latach.
Rzeczywiście, po kontroli Ministerstwa Transportu, unieważniono certyfikaty pilotów licznym absolwentom Państwowego Uniwersytetu Południowego Uralu i Czelabińskiej Szkoły Lotniczej Lotnictwa Cywilnego. Okazało się, że wielu z nich dostało certyfikaty za łapówki.
Nieradce to nie zaszkodziło. Nie tylko utrzymał się na stanowisku, ale w marcu 2020 r. objął stanowisko wiceministra transportu. Wówczas wszystkie toczące się przeciwko niemu śledztwa umorzono.
W niełaskę popadł dopiero w maju 2022 r., kiedy minister transportu Witalij Sawiejew - po krytyce ze strony premiera Michaiła Miszustina - poprosił podwładnego o opuszczenie stanowiska szefa FATL. Poprzedzone było to naganą za "nienależyte wykonanie obowiązków służbowych". Chodziło o to, że wiceminister "nie przeciwstawił się w wystarczającym stopniu" sankcjom nałożonym na rosyjskie linie lotnicze.
Prośba o odejście, a nie natychmiastowa dymisja - już to świadczy o tym, jak pewnie czuł się szef FATL. Tym razem przelicytował - gdy odmówił dobrowolnego odejścia, w Agencji rozpoczęły się kolejne kontrole.
Ponieważ nieprawidłowości gromadziły się od lat, więc znalezienie haków na niego nie nastręczało problemów. Tajemnicą pozostaje, dlaczego Kreml poszedł o krok dalej i zrobił z Aleksandra Nieradki - zupełnie jak w czasach stalinowskich - wroga państwa, który sprzedał śmigłowce Ukrainie. Jeśli urzędnik się nie pokaja, czeka go pokazowy proces i długie "wakacje" w kolonii karnej.
Równie zaskakujące, jak koniec jego kariery, są zarzuty dla Kristiny Bywaliny. To m.in. ona nadzorowała pracę komisji badającej "katastrofę" samolotu, którym leciał Jewgienij Prigożyn.
Sławomir Zagórski dla Wirtualnej Polski