Lato z Radiem w Łukowie: bańki mydlane
Nieoczekiwanie koncert Lata z Radiem w Łukowie zakończył się nieprzyjemnym zgrzytem. W rolach głównych tego, rozdętego do granic skandalu , a gruncie rzeczy niewielkiego nieporozumienia, wystąpili: Grzegorz Markowski – lider Prefectu i Wirtualna Polska.
Nasza redakcyjna ekipa, obsługująca imprezy Lata z Radiem zaplanowała m.in. krótką rozmowę z Markowskim, mając świeżo w pamięci jak wielkim powodzeniem cieszyło się spotkanie z piosenkarzem przeprowadzone miesiąc temu w cyklu czatów. Artysta chętnie przyjął nasze zaproszenie, gdyż – jak powiedział - zwyczajnie nas lubi. Była więc rozmowa, były dowcipy i uśmiechy, a na zakończenie wspólne zdjęcie z naszą ekipą do którego pan Grzegorz bardzo zadowolony przywdział koszulkę firmową Wirtualnej Polski. I nie byłoby draki, gdyby piosenkarz po wykonaniu zdjęcia zdjął koszulkę przed wejściem na estradę.
Ale tego nie zrobił. Po pierwszej, entuzjastycznie przyjętej „Autobiografii” zdjął tradycyjny, długi płaszcz skórzany i został w koszulce Wirtualnej Polski. W tym stroju paradował przez ponad połowę koncertu - zanim na scenę wtargnął jeden z organizatorów i niemal zaczął zdzierać naszego firmowego t-shirta. Grzegorz ze stoickim spokojem dokończył akt rozbierania i naszą koszulkę rzucił w tłum stojący pod estradą. Fajny estradowy greps powie ktoś. Tymczasem wokół tego incydentu nakręcono finansową aferę.
Któryś z gorliwych organizatorów latał wokół estrady wymieniając jakieś bajońskie kwoty odszkodowania, jakie będą musiały zapłacić grupa Perfect i Wirtualna Polska. Skończyło się wprawdzie na przeprosinach, ale tak na dobrą sprawę do dziś nie wiemy za co przepraszaliśmy.
W trakcie wspomnianego wcześniej, przeprowadzonego miesiąc temu czata Grzegorzowi Markowskiemu zadano m.in. takie pytanie: _ Czy istnieje pisany, lub niepisany kodeks rockmena?_ Odpowiedział: Nie, rockowiec to człowiek wolny od wszystkiego prócz nałogów. No i skorzystał z owej wolności. Jako człowiek wielkoduszny potraktował ten incydent tak, jak na to zasługiwał: po prostu, po zejściu ze sceny już o nim nie pamiętał. Dla nas natomiast ktoś nadgorliwy wykonał sporą robotę promocyjną, za co jesteśmy bezgranicznie wdzięczni, tym bardziej, że była to jego praca społeczna.
Małgorzata Skrobecka