Łaski bożej dla ONR
System nas osacza, więc chcemy go zniszczyć wszelkimi sposobami - mówią polscy skrajni narodowcy. Dlatego prokuratura chce zdelegalizować Obóz Narodowo-Radykalny.
14.01.2008 | aktual.: 14.01.2008 12:45
Kłopoty kłopotami, ale chłopcy z ONR ciągle się weselą. Cieszą ich zabawy z plakatami, przebieranki, dokuczanie feministkom i gejom, rzucanie papierowymi samolocikami w papierową wieżyczkę World Trade Center, a do Żyda mogą sobie na przykład postrzelać na zaprzyjaźnionej strzelnicy niedaleko Kielc. Albo na koncercie No Remorse (Bez Litości), czyli angielskiego zespołu, którego członkowie lubią otulić się we flagi ze swastykami. I lubią wzywać do zabijania Żydów i Murzynów. Koncert latem zeszłego roku we wsi Krasne Folwarczne pod Białymstokiem był potajemny, prywatny. Wieść o nim dzięki Internetowi dotarła także do policji. Próbowała interweniować, obstawiła nawet dojazd. – Przyjechaliśmy tu, bo lubimy wycieczki krajoznawcze, nic o koncercie nie wiemy - tłumaczyli się narodowcy.
- I te chuje z pałami nabrali się jak dzieci - śmieje mi się do słuchawki 20-letni członek Obozu Narodowo-Radykalnego, z zawodu robotnik budowlany, uczestnik koncertu, któremu obiecałam anonimowość. - Te chuje, droga pani, nabrały się nie po raz pierwszy. I nie ostatni.
To nie mundur
Nabierają się. Także podczas najazdu na Myślenice – 30 czerwca zeszłego roku, w kolejną rocznicę przedwojennego nalotu narodowców na żydowskie sklepy. Bo kilkudziesięciu oenerowcom, którzy najczęściej skrzykują się przez Internet, (formalnie żadnych władz i hierarchii nie mają), udało się przekonać funkcjonariuszy, że przeprowadzają manifestację zgodną z prawem. Wykorzystali informację, jaką wojewoda małopolski wysłał do burmistrza, o tym, że ten nie dość precyzyjnie uzasadnił brak zgody na demonstrację ONR i że trzeba go formalnie uściślić. Decyzję władz miasteczka wojewoda usankcjonował, ale przyszła ona na piśmie już po manifestacji.
Na szczęście ta akurat zabawa nie uszła ONR na sucho. Przed sądem w Myślenicach rozpoczął się proces Wojciecha M., przywódcy narodowych radykałów z Krakowa, który 30 czerwca nie tylko głośno poinformował miasteczko, że leży w Polsce, a nie w Izraelu, ale – podobnie jak jego koledzy – wystąpił w bardzo kontrowersyjnym stroju. Tak kontrowersyjnym, że prokuratura uznała, że nawiązuje on do nielegalnego umundurowania.
Kiedy w grudniu ubiegłego roku sąd spytał M., w co właściwie był ubrany podczas demonstracji, narodowiec wyliczył: buty typu wojskowego, spodnie czarne typu wojskowego, beżowa koszula, a na lewym przedramieniu zielona opaska z białą falangą. To znaczy symbol ręki z mieczem. I jeszcze czarny krawat.
Członkowie ONR nie opuszczą żadnego narodowego święta. Stoją tuż za prezydentami miast albo za Antonim Macierewiczem, jak 11 listopada ubiegłego roku w Warszawie. I lubią się bić. Zwłaszcza z młodymi działaczami antyfaszystowskimi. Czasem dostają po nosie. W ubiegłym roku w Krakowie po głośnej manifestacji członkowie ONR rozsiedli się w kawiarni. Po chwili z krakowskiego lokalu wygonili ich zamaskowani, ubrani na czarno przeciwnicy.
– Najfajniejsze są wycieczki – przyznaje młody- budowlaniec, który bez ogródek nazywa siebie nazistą. – Nasi wrogowie myślą, że to „obozy survivalowe” albo „spotkania klasowe po latach”.
Takie spotkanie najlepiej zorganizować w zaprzyjaźnionej z narodowcami Dolinie Chochołowskiej. Tam na chłopców z wygolonymi głowami czeka od wczesnej wiosny do późnej jesieni Tomasz P. On i kilkunastu miejscowych „żołnierzy-”.
Zimą Tomasz P. z trudem radzi sobie z samotnością. Pomaga tacie w gospodarstwie – rąbie drzewo na opał, wymiata śnieg z obejścia, czasem nawet obierze ziemniaki. Od czasu do czasu spojrzy też na przejeżdżającą ulicą wy-pasioną brykę na warszawskich numerach, zapewne należącą do semity, pedała albo lewaka. Po czym siarczyście splunie.
– Pracowity jest chłopak, nie powiem – przyznaje Jan P., były poseł, pełnomocnik PiS na Podhalu, prezes miejscowej straży pożarnej i klubu biathlonowego. I dodaje, że najwięcej jego syn się narobi, kiedy jest ciepło: wozi turystów do Doliny Chochołowskiej kolejką przerobioną z traktora. Wtedy to przez siedem miesięcy w roku Tomasz nosi podkoszulek z napisem „Żydom wstęp wzbroniony”. Kolegów z ONR zaprasza do siebie z całej Polski. Przyjeżdżają z Białegostoku i Gdańska, Katowic i Częstochowy, zaglądają także – najdłużej działający – narodowcy z Opola i Brzegu. To właśnie w Brzegu na Opolszczyźnie pięć lat temu trzech studentów pedagogiki i historii, w tym Tomasz W., ksywa „Tomasz Piasecki”, postanowili założyć pierwszy po wojnie ONR. Nie kryli wówczas, że czują duchowy związek z przedwojennym Obozem Narodowo‑Radykalnym. Tym samym, który w 1934 roku, po trzech miesiącach działalności, ówczesne władze zdelegalizowały, bo uznały, że propaguje faszyzm w najczystszej postaci.
– Nie jesteśmy faszystami, tylko narodowcami – zaperza się „Piasecki”. – Propagujemy idee, które z ideologią hitlerowską nie mają nic wspólnego. Dla nas ważne są Bóg, Honor i Ojczyzna.
Kategoria hańby
Starosta brzeski był jednak innego zdania. Lokalni narodowcy musieli ze swojego statutu wyrzucić zapis o nawiązaniu do przedwojennej, nazistowskiej tradycji. Dopiero wówczas udało im się zalegalizować nowy ONR. Studenci wygolili głowy, kupili glany, a ich dziewczyny uszyły opaski i flagi, które przeciętnemu obywatelowi kojarzą się z czasami Hitlera.
Nie kojarzyły się, niestety – i to przez kilka lat – prokuratorom, którzy w umundurowaniu oenerowców, jak również w ich okrzykach: „Znajdzie się kij na żydowski ryj”, „Żydzi z Polski precz”, „To Polska nie Izrael”, wznoszonych na ulicach Opola, Częstochowy, Krakowa, Myślenic i wielu innych polskich miast nie dostrzegali znamion przestępstwa. Tak samo jak w „heilowaniu” – przez długi czas oenerowcom udawało się przekonywać prokuratorów, że to salut rzymski.
– Udowodnienie jakiejkolwiek winy narodowcom nie było proste – tłumaczy mi prokurator z Krakowa, który nie chce podawać nazwiska. – Oenerowcy są cwani, potrafią się kamuflować i świetnie obchodzić prawo. Mieliśmy nie tylko problemy z ustaleniem uczestników wydarzeń, ale także ze sformułowaniem zarzutów, nawet jeśli poznaliśmy ich twarze. Bo co można zarzucić ludziom, którzy skandują: „To Polska, nie Izrael”? Stwierdzają oczywistość i nic więcej.
Może właśnie nieporadność wymiaru sprawiedliwości sprawiła, że ONR stał się fenomenem. W ciągu zaledwie kilku lat chłopcom w glanach udało się przekonać do siebie wielu poważnych polityków, w tym byłego burmistrza Zakopanego Piotra Bąka, który nie tylko chętnie spotykał się z lokalnymi narodowcami, ale także wynajął im zakopiańską harcówkę. ONR spotykał- się na opłatkach w budynkach Uniwersytetu Opolskiego, zasiadał w komisjach wyborczych z ramienia Ligi Polskich Rodzin. Organizował legalne manifestacje w Krakowie i Myślenicach przy całkowitej bierności władz. Rósł w siłę.
– I ciągle rośnie – zapewnia doktor Rafał Pankowski, współtwórca antyfaszystowskiego pisma „Nigdy Więcej”, socjolog z Collegium Civitas w Warszawie. – Bo ma ku temu sprzyjające warunki, bo ludziom się wydaje, że pod biało‑czerwoną flagą i z krzyżem w ręku nie można być faszystą, choć u wielu w ostatnich latach znaleziono instruktaże zamachów terrorystycznych.
Pankowski przypomina: to właśnie z rąk ludzi podających się za narodowców, rzecz jasna nie tylko z ONR, zginęło w Polsce od początku lat 90. aż 40 osób – Polaków i obcokrajowców. – Powinniśmy zdawać sobie sprawę po amerykańskiej tragedii, że terroryzm nie musi być masowy – wyjaśnia socjolog. – Wystarczy grupa fanatyków, by doszło do masowej egzekucji.
Obcy dają się we znaki
Czy rzeczywiście ONR jest tak groźny? Przecież oficjalnie liczy najwyżej kilkuset członków. Na stronach narodowców można jednak przeczytać i takie wypowiedzi: „Tak, to prawda. Prowadzimy walkę przez propagandę, przemarsze, pikiety, ulotki. Ale działamy też czynnie, na tyłach wroga. Chodzi o zastraszanie, akcje bojowe z użyciem siły fizycznej i środków technicznych. Jeszcze nie stać nas na kamikadze. Ale się doczekamy. Jeszcze chwila, jeszcze moment”.
– Chciałbym, żebyście wszyscy wy, miłośnicy mamony i tej gównianej Europy, przeżyli duże trach – wyjaśnia mi narodowiec budowlaniec. – Tylko radykalne, czasem brutalne działania potrafią wstrząsnąć egoistycznym, podległym ponadnarodowym interesom społeczeństwem. Wyrwiemy was z kajdan liberalnej i globalnej komercji, masonerii, żydokomuny i wszelkiego innego lewactwa. Tak nam dopomóż Bóg! Czy Bóg sprzyja ONR? W ciągu zaledwie pięciu lat powstało w Polsce piętnaście brygad narodowców, piętnaście formalnie od siebie niezależnych, ale ściśle ze sobą współpracujących stowarzyszeń zarejestrowanych w najbliższym im starostwach. Szesnastą, najbardziej autonomiczną – bo mającą osobny statut, władze i politykę – brygadę zarejestrowano na Podhalu. Najbardziej autonomiczną, ale też – jak przekonują mnie narodowcy z innych miast – najgłupszą. Bo tak głupio dała się podejść obcym. Obcy dają się dziś we znaki przede wszystkim Tomaszowi P. – Proszę zrozumieć, syn przeżył kiedyś wstrząs – broni swoją latorośl były poseł P. –
Stał się nieswój, od czasu gdy turysta mu wpadł pod koła kolejki.
Turysta wypadku nie przeżył. Jednak zdaniem P. śmierć pod kołami to nie wszystko. Jego syn został narodowcem także z powodu nudy i braku perspektyw. – Niby Podhale biedne nie jest, ale pracy dla prawnika nie uświadczysz – dodaje z goryczą w głosie. Bo Tomasz, lat 29, może pochwalić się licencjatem uzyskanym na Wydziale Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego.
– A teraz sam jest na bakier z prawem, przez jakieś gwiazdy, podobno Dawidowe – wzdycha senior starego góralskiego rodu, który z tej całej ojcowskiej miłości chciał nawet przedstawić podczas procesu poręczenie za Tomasza złożone przez innych członków PiS. Ale się z tego w końcu wycofał.
Procesu przeciw podhalańskim narodowcom by pewnie nie było, gdyby nie film z ulicznej kamery, na którym wyraźnie widać, jak Tomasz P. i niejaki Maciej T. ozdabiają gwiazdami Dawida plakaty Janusza Majchra, obecnego burmistrza Zakopanego. To za to chłopcy z ONR usiedli w Nowym Targu na ławie oskarżonych.
Wymiar mniej łaskawy
Członkowie obozu Podhale nie chcą ze mną rozmawiać. Powód? Bo taka rozmowa oznaczałaby dla ich stowarzyszenia „możliwość manipulacji na rzecz politycznej poprawności”. Jednak od jednego z wodzów tatrzańskiego ONR Norberta Wasika dostałam życzenia świąteczne. Pocztą elektroniczną, przez którą wcześniej wysłałam mu pytania. Te same życzenia dostali także między innymi podhalański działacz Stronnictwa Narodowego Kazimierz Murasiewicz, doktor Dariusz Ratajczak wyrzucony z Uniwersytetu Opolskiego za kłamstwo oświęcimskie i Bogusław Sobczak, były poseł LPR oraz długoletni lider Młodzieży Wszechpolskiej, który wsławił się tym, że chciał odebrać Order Orła Białego Jackowi Kuroniowi. Radykałowie z Podhala życzyli im i mi „obfitości wszelkich Łask Bożych i wytrwałości w słusznej Sprawie” w 2008 roku.
W 2008 roku to narodowcom przydadzą się łaski boże, bo ludzki wymiar sprawiedliwości stają się dla Obozu Narodowo‑Radykalnego coraz mniej łaskawy. Prokuratura w Opolu postanowiła właśnie zdelegalizować ONR z Brzegu za „heilowanie” i inne niemiłe okrzyki.
Problem w tym, że nawet jeśli prokuratorom uda się przekonać sąd, że narodowi radykałowie z Opolszczyzny nie mogą już działać w zgodzie z prawem, wciąż działać będzie mogło piętnaście innych brygad Obozu Narodowo‑Radykalnego. Są osobno rejestrowane w różnych starostwach, trzeba je więc delegalizować z osobna. A to może potrwać bardzo długo. Na tyle długo, by ONR mógł wreszcie znaleźć choćby jednego kamikadze. I choćby jedną szansę na duże trach.
Anna Szulc
Brygady w sieci
Obóz Narodowo-Radykalny to sieć kilkunastu stowarzyszeń z całej Polski nazwanych przez ich członków brygadami. Pierwsza powstała w 2003 roku w Brzegu na Opolszczyźnie. Obóz jest organizacją ideowo-wychowawczą odwołującą się do tradycji przedwojennego ONR. Jej symbole to falanga (ręka z mieczem) i szczerbiec Chrobrego. ONR formalnie nie ma władz, ale liderem organizacji jest brzeski historyk „Tomasz Piasecki” (pseudonim od Bolesława Piaseckiego, przedwojennego założyciela ONR).
Obóz przyciąga głównie licealistów i studentów. Jedyną kobietą we władzach brygad jest Othala. Ta 22-latka deklaruje się jako osoba niewierząca, choć wiara katolicka to oprócz wiary w naród podstawa systemu wartości ONR. „Odwiecznym wrogiem naszej idei jest System stworzony przez szaleńców uważających się za »naród wybrany«, dążących do pełnej kontroli nad światem” – czytamy na stronie internetowej ONR. Organizacji przypisuje się również skrajny antysemityzm. Oenerowcy – wzorem przedwojennych kolegów – stosują cztery stopnie wtajemniczenia. Najniższy to poziom „S” – Sekcja, drugi „C” – Czarniecki, trzeci to „Z” – Zakon Narodowy, najwyższy, zakonspirowany, to poziom „A” – Komitet Polityczny.