"Łańcuchy światła" w całej Polsce. Mobilizacja w mniejszych miastach to dla PiS większy problem niż Warszawa
Kiedy w Sejmie trwa walka o kształt ustawy o Sądzie Najwyższym, przed nim gromadzą się ludzie i apelują do PiS o powstrzymanie swoich zakusów. Ale protesty nie odbywają się tylko w Warszawie. W środowy wieczór przeciwnicy zmian pojawili się na placach i przed sądami w wielu mniejszych ośrodkach. I to dla PiS największe zagrożenie.
Prawo i Sprawiedliwość od dawna buduje i pielęgnuje swój wizerunek jako partii średnich i małych ośrodków, duże miasta uznając za zdominowane przez PO. Dlatego kiedy kolejne marsze opozycji czy demonstracje w obronie sądów odbywają się w Warszawie słyszymy, że to protestują elity obawiające się utraty przywilejów.
Nawet, jeśli te protesty są liczne. Taki był wtorkowy wiec przed Pałacem Prezydenckim, na którym było co najmniej kilka tysięcy ludzi. Później niemal wszyscy przeszli przed Sejm, gdzie jeszcze przez jakiś czas słuchali przemówień i wyrażali sprzeciw wobec działań PiS. Podobne zgromadzenie na Krakowskim Przedmieściu jest planowane na czwartek na godz. 20.
Protesty przed Sejmem nie robią na politykach PiS wrażenia, szczególnie jeśli przebiegają pokojowo. Ale skalę sprzeciwu wobec zmian proponowanych przez PiS mogą Jarosławowi Kaczyńskiemu uzmysłowić protesty w innych miastach, dużo mniejszych. W środę tak się stało. I jeśli coś może skłonić prezes PiS do cofnięcia się o krok czy rezygnacji, to właśnie takie pokojowe i spokojne demonstracje (wówczas nie da się ich zdyskredytować) w większej liczbie miast.