Lana z ukraińskiego frontu. Właściciele uciekli, Polacy rzucili się na pomoc
Do stajni Akademickiego Klubu Jeździeckiego i Roztoczańskiej Konnej Straży Ochrony Przyrody może dołączyć piękna Lana, której ostatnie losy naznaczone są wojną w Ukrainie. Miłośnicy koni i pasjonaci jeździectwa z Lubelszczyzny chcą ratować konia i dać mu nowy dom. Potrzebują wsparcia sympatyków.
Wolontariusze z organizacji zrzeszających miłośników koni i pasjonatów jeździectwa, na co dzień towarzyszą turystom zwiedzającym Roztoczański Park Narodowy. Patrolują przyrodnicze ścieżki w mundurach przedwojennych polskich kawalerzystów. W szeregach Roztoczańskiej Konnej Straży Ochrony Przyrody im. 25. Pułku Ułanów Wielkopolskich, działają studenci i absolwenci lubelskich uczelni. Organizacja istnieje od 1984 roku.
Jej celem jest edukacja gości korzystających z naturalnego bogactwa regionu, ale przy okazji to także ogromna turystyczna atrakcja sama w sobie.
Teraz wolontariusze podjęli się trudnej misji ratowania Lany. Klacz utknęła razem z oddziałem ukraińskich żołnierzy na granicy wschodniego frontu Ukrainy, w okolicach Charkowa.
Na ratunek
- Nasza spontaniczna inicjatywa zrodziła się w odezwie na relację korespondenta wojennego, Mateusza Lachowskiego, który od pierwszych dni wojny na Ukrainie relacjonuje na żywo sytuację na froncie. To on, jako pierwszy, odkrył historię Lany i obszernie opisał ją na swoich portalach społecznościowych. Z jego relacji wynika, że ukraińscy żołnierze zaopiekowali się nią po tym, jak gospodarstwo, w którym żyła, zostało całkowicie zniszczone po ostrzale artyleryjskim, a właściciele uciekli bądź zginęli - wyjaśniają organizatorzy zbiórki na ratunek konikowi. Na miejscu działań wojennych trudno zadbać o los zwierzęcia, bo w zagrożeniu są ludzie. W Polsce będzie Lanie lepiej.
Potrzebne są jednak środki na transport - to ponad tysiąc kilometrów z Lublina do Charkowa. Klacz potrzebuje dokumentów do przekroczenia granicy, opieki weterynaryjnej oraz badań, które muszą poprzedzić jej dołączenie do roztoczańskiej stajni.
Mieszka tu już dziewięć rumaków, których losy układały się przeróżnie. Jeden od źrebaka służy w Roztoczańskiej Konnej, inne ocalały przed rzeźnickim nożem i teraz mogą wieść szczęśliwe życie, korzystając z pięknej okolicy. - Lanie tez chcemy dać taki dobry los, jakie mają nasze konie, całe lato patrolujące leśne szlaki. Na jej sprowadzenie mamy tydzień. Koszty tej operacji to około 2-3 tysiące euro. Wierzymy w ludzkie serca i w to, że nasze marzenie nie jest niemożliwe do zrealizowania - mówi Diana Kwiatkowska, prezes Akademickiego Klubu Jeździeckiego w Lublinie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo