"To jest apokalipsa". Niepokojące informacje z Lampedusy
Włoska wysepka Lampedusa mierzy się z gigantycznym kryzysem migracyjnym. Tysiące mieszkańców Afryki przybywają do jej brzegów, zaczynają się napięcia wynikające ze skrajnego wycieńczenia uchodźców. - Niektórzy z desperacji rzucali się do morza - mówi w rozmowie z WP dziennikarka Magdalena Wolińska-Riedi, która jest na miejscu.
Po prawie 48 godzinach ciągłego napływu imigrantów w czwartek w nocy nie doszło do cumowania żadnej łodzi, ale rano przybyło kolejnych 135 migrantów. W tej chwili w punkcie recepcyjnym na Lampedusie przebywa 4457 osób. Prawie dwa tysiące z nich ma zostać przetransferowanych na Sycylię.
- Po przezwyciężeniu tego etapu rząd musi interweniować, wprowadzając rozwiązania strukturalne. To mały obszar, który nie jest w stanie poradzić sobie z taką liczbą osób proszących o pomoc. W ostatnich latach okazaliśmy solidarność i gościnność, ale teraz jesteśmy zmęczeni i wykończeni i nie mamy struktur ani logistyki, aby sobie z tym wszystkim poradzić - powiedział w RaiNews Filippo Mannino, burmistrz Lampedusy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Migranci są wszędzie, w każdym kącie"
Magdalena Wolińska-Riedi, dziennikarka i wieloletnia korespondentka TVP we Włoszech, która aktualnie przebywa na Lampedusie, w rozmowie z Wirtualną Polską cytuje słowa proboszcza wyspy: - To jest apokalipsa. I dodaje, że "te słowa naprawdę oddają sytuację, rozmiar tego dramatu". - Migranci są wszędzie, w każdym kącie - mówi.
- Władze są przerażone, wzywają pomocy. Dzisiaj przypłynęły już trzy duże statki, które zabierały po 800-900 migrantów z hotspotu na Sycylię do ośrodków pierwszej interwencji. To jest obecnie sytuacja bez wyjścia. Samoloty patrolujące wybrzeże i wody terytorialne Włoch widzą kolejne, liczne łódki, kutry, pontony, które docierają na wyspę - opisuje dziennikarka.
"Mieszkańcom Lampedusy należałoby dać medal"
Rozmówczyni Wirtualnej Polski dodaje, że wczoraj doszło do zatonięcia pięciomiesięcznego niemowlęcia, które wypadło z rąk matki w przepychance. - Sporo jest naprawdę maleńkich dzieci. Sytuacja jest dramatyczna i wymyka się spod kontroli - dodaje.
- Mieszkańcom Lampedusy należałoby dać medal za to, jak się zachowują. Otwierają swoje drzwi, w ogrodach i kuchniach przyjmują gromadnie uchodźców. Właściciele pizzerii zapraszają do siebie, by ugościć wygłodniałych i wyczerpanych, odwodnionych ludzi. To jednak nie rozwiązuje problemu - podkreśla Wolińska-Riedi.
"Zaczynają się napięcia"
- Nie ma co pić, nie ma co jeść, warunki sanitarne są dramatyczne - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Dorota Kozakiewicz, wiceprezes stowarzyszenia Italiani in Polonia, redaktor naczelna "Gazzetta Italia".
I dodaje, że od początku roku przybyło na Lampedusę 123,8 tys. migrantów, a tylko w ostatnich dniach średnio około 3500 dziennie. - Dużo dzieci, matek z dziećmi i kobiet rodzących w trakcie podróży w morzu lub zaraz po przybyciu na ląd - opisuje.
- W hotspocie (punkt recepcyjny - red.) jest tak dużo ludzi, ponad 6,5 tysiąca, że zaczynają się napięcia, niezbędne są interwencje sił porządkowych - dodaje Kozakiewicz.
Wolińska-Riedi mówi w rozmowie z WP, że przepychanki w porcie były dość brutalne. - Starcia były między migrantami a służbami pilnującymi porządku. Wszystko dlatego, że migranci musieli, na stojąco, wycieńczeni wielogodzinną przeprawą przez otwarte morze, czekać na wodę i na pierwszą rację żywnościową. Niektórzy w proteście, z desperacji, rzucali się do morza - opisuje Polka.
W gminie Lampedusa ogłoszono stan wyjątkowy.
"Wyspa bije na alarm"
Jolanta Szymańska, koordynatorka programu Unia Europejska w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych, w rozmowie z Wirtualną Polską podkreśla, że sytuacja na Lampedusie jest poważna. - Wyspa bije na alarm, bo ma ograniczone zdolności recepcyjne. Aczkolwiek ma doświadczenie w radzeniu sobie z kryzysami migracyjnymi - mówi.
I dodaje, że już w 2011 r. po arabskiej wiośnie wystąpił tam duży kryzys migracyjny. - Później problemy pojawiły się podczas kryzysu migracyjnego 2015-2016. Nie jest to nowa sytuacja dla Lampedusy. Co jakiś czas jest konfrontowana ze wzrostem presji migracyjnej - zaznacza rozmówczyni Wirtualnej Polski.
"Wrzesień jest zazwyczaj kryzysowym momentem"
Zwraca także uwagę, że końcówka sezonu wakacyjnego to moment, gdy sytuacja kryzysowa zwyczajowo nasila się. - Latem warunki pogodowe sprzyjają wsiadaniu na łódki i dokonywaniu przeprawy przez Morze Śródziemne. Zawsze w sezonie letnim rosną zatem statystyki migracyjne, a wrzesień - jako końcówka sezonu wakacyjnego - jest zazwyczaj kryzysowym momentem - wyjaśnia. Jak dodaje, w tym roku na południu Europy statystyki migracyjne rosną po latach uspokojenia, jakiego doświadczyliśmy w trakcie pandemii.
- Jest to kolejny z kryzysów, które spotykają Lampedusę, więc - tak jak i poprzednio - zwraca się ona o pomoc zarówno do innych regionów we Włoszech (np. w przyjmowaniu migrantów odciąża Lampedusę Sycylia) i do rządu centralnego, jak i do innych państw członkowskich Unii Europejskiej. Możliwości recepcyjne na Lampedusie nie są tak duże, by mogła sobie radzić sama. W związku z tym zwraca się o relokację uchodźców - mówi Szymańska.
Jak zauważa, jesteśmy w UE na finiszu prac nad nowym systemem azylowym. - Kilka miesięcy temu wzbudziło to dość duże kontrowersje, że Rada przyjęła stanowisko, w którym zakłada reformę systemu m.in. poprzez wprowadzenie relokacji. Ale to dopiero stanowisko Rady. Ostateczne rozstrzygnięcia ws. reformy nie zostały jeszcze przyjęte - wyjaśnia.
Kryzys na Lampedusie. Jaką rolę odegra Polska?
I dodaje, że sytuacja, jaka ma miejsce na Lampedusie, na pewno będzie wywoływała presję na Radę i Parlament Europejski, by dokończyć prace nad tym systemem. - Jeśli reforma zostanie przyjęta, Polska będzie zobowiązana do udzielenia wsparcia albo poprzez uczestnictwo w relokacji (przyjęcie części azylantów na swoje terytorium w celu rozpatrzenia ich wniosków), albo pomoc finansową dla państwa mierzącego się z presją migracyjną - podkreśla rozmówczyni.
- Ewentualnie ze względu na sytuację migracyjną w Polsce (dużą liczbę uchodźców z Ukrainy) może wnioskować o czasowe wyłączenie z udzielania pomocy innym państwom - wyjaśnia.
Podkreśla jednak, że "obecnie nie ma ryzyka, że Polska zostanie "zmuszona" do relokowania uchodźców". - Polska może dobrowolnie zaproponować przyjęcie osób lub wesprzeć obciążone presją migracyjną Włochy czy samą Lampedusę, poprzez większe uczestnictwo w operacjach na Morzu Śródziemnym czy wkład finansowy - przedstawia sytuację naszego kraju.
Blokada przy wykorzystaniu marynarki wojennej? "Naraża na śmierć"
Przy okazji bieżącego kryzysu migracyjnego na Lampedusie mówi się o możliwości blokady morskiej przy wykorzystaniu marynarki wojennej. - Ona była już we Włoszech stosowana - mówi Szymańska.
Przypomina, że taką politykę prowadził w 2019 roku Matteo Salvini, będąc ministrem spraw wewnętrznych. - UE starała się wówczas interweniować, by porty odblokować. Jest to bowiem polityka kontrowersyjna z perspektywy praw człowieka. UE chce oczywiście walczyć z przemytnikami i nieuregulowaną migracją, jednak blokowanie portów dla łodzi z migrantami, naraża ich na śmierć - mówi rozmówczyni WP.
- UE wciąż mierzy się z poważnym wyzwaniem przemytu ludzi. Wczoraj Ursula von der Leyen wygłosiła w Parlamencie Europejskim doroczne przemówienie o stanie Unii. Pojawiły się w nim kolejne zapowiedzi walki z przemytnikami. To jednak trudna walka - wyjaśnia ekspertka.
I dodaje, że kiedy uszczelnia się jeden szlak, najczęściej powstają kolejne. - Tym, co ma poprawiać sytuację, jest współpraca z Tunezją. Niedawno UE podpisała umowę z tym krajem, by ograniczyć nieregularną migrację - dodaje.
Kryzys migracyjny może "nawet się pogłębić"
Minister spraw zagranicznych i wicepremier Włoch, Antonio Tajani, w czwartkowym "Corriere della Sera" ostrzegł, że kryzys migracyjny może "nawet się pogłębić", a Włochom, "jak słusznie stwierdzili zarówno przewodniczący Parlamentu Europejskiego Roberta Metsola, jak i przewodnicząca Komisji von der Leyen, należy pomóc. Nie możemy zostać pozostawieni samym sobie".
- Albo weźmiemy byka za rogi, albo się z tego nie wydostaniemy – powiedział Tajani. Jak dodał, "nawet sama Europa nie wystarczy, aby uporać się z tak ogromnym problemem, który dotyka nie tylko prawie całą Afrykę (...)".
I dalej: - Z tego powodu zaangażowaliśmy Organizację Narodów Zjednoczonych, G20, pracowaliśmy nad dużą konferencją międzynarodową, która musi być początkiem prawdziwego procesu stabilizacji Sahelu. (...) Przyjęcie nielegalnych migrantów spoczywa wyłącznie na naszych barkach.
Żaneta Gotowalska-Wróblewska, dziennikarka Wirtualnej Polski