L. Kaczyński: nie miałem upoważnienia na rozmowy z SB
Prezydent Lech Kaczyński powtórzył pod bramą stoczni szczecińskiej Nowa, że były
prezydent Lech Wałęsa, ani nikt inny, nie wydawał mu nigdy
upoważnień do rozmów z funkcjonariuszami SB. Prezydent dodał też, że nie będzie namawiał Władysława Bartoszewskiego, by wrócił do Rady Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
30.08.2006 | aktual.: 30.08.2006 15:54
Żadnych zezwoleń Wałęsa mi nie wydawał, nigdy w życiu. Od tej pory jak wyszedłem z internowania, nigdy nie rozmawiałem z funkcjonariuszami Służby Bezpieczeństwa- powiedział L. Kaczyński w Szczecinie.
Po wtorkowej publikacji "Życia Warszawy" na temat tego, że historycy natrafili w Instytucie Pamięci Narodowej na materiały dowodzące, iż Jacek Kuroń w latach 1985-1989 prowadził z bezpieką rozmowy mające charakter negocjacji politycznych Wałęsa oświadczył, że to on upoważnił Kuronia do takich rozmów. Dodał, że upoważnił także ok. 20 innych osób.
Między innymi wykorzystywałem do tajnych rozmów jednego z Kaczyńskich. Zadaniem było wyrwać komunistom Jerzego Jóźwiaka (polityk SD) i Romana Malinowskiego (polityk ZSL) z ich organizacjami. I zamiast Kiszczaka osadzić na premiera Mazowieckiego. To było na moje polecenie- tłumaczył Wałęsa.
Mylenie rozmów z Jóźwiakiem, ówczesnym przewodniczącym Centralnego Komitetu Stronnictwa Demokratycznego i panem Malinowskim, przewodniczącym Naczelnego Komitetu Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego - rozmów, w których głównym upoważnionym był mój brat, a które doprowadziły do powstania rządu Tadeusza Mazowieckiego, z rozmowami z SB, to jest głębokie nieporozumienie - powiedział L. Kaczyński.
Prezydent pytany, czy będzie namawiał byłego ministra spraw zagranicznych Władysława Bartoszewskiego, który we wtorek zrezygnował z funkcji przewodniczącego Rady Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, do powrotu do Rady powiedział, że nie będzie tego robił.
Nie będę namawiał nikogo, kto jest sygnatariuszem owego listu ośmiu do tego, by gdziekolwiek wracał, a już na pewno nie do polskiej dyplomacji- wyjaśnił.
Ośmiu byłych ministrów spraw zagranicznych na początku lipca wystosowało do prezydenta Lecha Kaczyńskiego list, w którym skrytykowali oni decyzję prezydenta o odwołaniu Szczytu Weimarskiego. Prezydent odwołał spotkanie, do którego miało dojść 3 lipca, z powodu niedyspozycji zdrowotnej. Bartoszewski, jeden z sygnatariuszy listu, zrezygnował z funkcji przewodniczącego PISM po tym, jak wicepremier obrony narodowej Antoni Macierewicz oskarżył większość sygnatariuszy tego listu (bez wymieniania nazwisk-PAP) o powiązania z sowieckim wywiadem. Kilka dni później Macierewicz wycofał się z zarzutów i przeprosił. Bartoszewski przyznał, że ostatecznym powodem jego rezygnacji był "brak wyraźnego komentarza" w tej sprawie minister SZ Anny Fotygi.
Pytany o obecne stosunki polsko-niemieckie L. Kaczyński przyznał, że stosunki te nie są dobre i "na tych stosunkach kładzie się w tej chwili cień, ale - jak wyjaśnił, jego zdaniem "jest to związane z tym, że mamy do czynienia z próba rewizji historii w Niemczech", np. w wydaniu Eriki Steinbach i niektórych historyków. Drugi powód, to zdaniem L. Kaczyńskiego sprawa budowy rurociągu gazowego pod dnie Bałtyku. W sprawie budowy gazociągu porozumieli się Niemcy i Rosjanie, a rurą ma płynąć gaz z Rosji na zachód Europy, z pominięciem Polski.
Polsce zależy na tym, aby te stosunki były dobre, ale nie za wszelką cenę. Do tej pory Niemcy nie ustąpili ani o pół kroku - dodał.