Kwiat wiśni w odcieniu krwi
出る杭は打たれる oznacza, że "gwóźdź, który wystaje, należy wbić młotkiem". Przysłowie oddaje ducha Japonii. Odszczepieńcy i buntownicy nie są tolerowani. To okrutna zasada. Ale sprawdza się, kiedy "innymi" są ludzie żyjący w cieniu.
Stereotyp jest prosty. Japonia to sushi z surową rybą. Japonia to walka. Judo, aikido, kendo, sumo. Japonia to rycerscy samurajowie, honorowe seppuku, ostre miecze i pokorne gejsze. No i kimono, wiadomo. Japonia to słynna elektronika, małe samochody i kultowa manga. To wielkie tatuaże ze smokiem i te małe. Z "chińskim" napisem. Japonia to potężna Yakuza, urocze drzewka bonsai i perfekcyjne orgiami. Japonia to najbezpieczniejszy kraj na świecie. I ludzie żyjący w cieniu.
Pędzący z prędkością ponad 300 kilometrów na godzinę shinkansen łączy kolejne miasta. Nie wiadomo, kiedy kończy się jedno, a zaczyna drugie, wszędzie jest w centrum. Aglomeracja ludzi mrówek, którzy ciągle są w ruchu. Megalopolis, szuflandia z "Kingsajzu". Teren między Tokio a Osaką to najgęściej zaludniony obszar na świecie. 980 osób na 1 kilometr kwadratowy. Wieżowce, budynki, kable elektryczne. Betonowa dżungla, która wyrosła w miejscu, gdzie kiedyś były pola. Wszystko przez wojnę i baburu.
Japonia to kraj, w którym wschodzi słońce. Nazwa ukuli Chińczycy. Odnosi się do położenia geograficznego na samym końcu kontynentalnej Azji. Japończycy wolą Yamato. To mityczna nazwa pierwszego ośrodka miejskiego, duch narodu, dusza starej Japonii. Potomkowie rodu Yamato rządzą po dziś dzień. Od ponad 2670 lat.
Przyszło baburu i wszystko zjadło
Przez lata kraj był izolowany, potem była II wojna światowa, a potem porażka ludzkości w Hiroszimie i Nagasaki. Wkroczyli Amerykanie. Japonia rozkwitła, pojawił się kapitalizm i jego wypaczenia. Kraj Kwitnącej Wiśni stał się symbolem pędu gospodarczego, zalał USA dosłownie wszystkim. Japończycy nagle wzbogacili się, ceny nieruchomości poszybowały w górę, a potem przyszło baburu i wszystko zjadło. Bańka spekulacyjna trafiła do podręczników, klasyka krachu finansowego.
"Czarna wdowa" zabijała, bo miała problemy finansowe. Chisako Kakehi wyszła za mąż, kiedy miała 24 lata. Razem otworzyli drukarnię, a potem razem zbankrutowali. On zmarł, dom poszedł pod młotek, ona musiała prosić sąsiadów o pożyczki. Nie leżało to w jej naturze. "Zdecydował los" - przyznała później.
Zarejestrowała się w serwisie matrymonialnym, znalazła nowego męża. Miesiąc po ślubie Isao Kakehi już nie żył. Znów dała ogłoszenie. Chwilę później Masanori Honda już nie żył, podobnie jak Minoru Hioki. Podała im cyjanek, ale z rozpędu trucizną poczęstowała też przyjaciela. Przeżył, a ona trafiła przed sąd. Ofiar było więcej, każda miała ubezpieczenie, przelew trafiał na konto. "Czarna wdowa" zgromadziła miliard jenów, to mnie więcej 32 mln złotych.
W 2017 roku, słysząc wyrok śmierci, stwierdziła, że jest gotowa: "umrę z uśmiechem".
Zdradziła jedną z japońskich cnót. Wa, czyli harmonia, podstawa systemu. Dyscyplina, stoicyzm, powściągliwość, opanowanie, konformizm, dążenie do ugody niemal za wszelką cen. Podstawy harmonii. Interes grupy stoi nad indywidualnym. Teoria bushidō i nauki Konfucjusza. Do tego perfekcjonizm. Nie podejmuj się, jeśli nie chcesz skończyć, podejmij się, ale skończ. Skończ mimo wszystko. Słowo ganbaru, znaczy dasz radę. Niektórzy mają go dość.
"Mądry wchodzi raz, a głupi dwa razy"
Japonia jest rozbita, rozrzucona, złożona jak puzzle z 6852 elementów. Cztery główne wyspy stanowią 96 procent powierzchni kraju. To Honsiu, Hokkaido, Kiusiu i Sikoku. Japończycy twierdzą, że archipelag wygląda jak "czterodniowy Księżyc". Żyje tam 126 milionów osób i żyją tam najdłużej na świecie. Nad wszystkim czuwa Fuji-san, wulkan, święta góra, na którą mądry wchodzi raz, a głupi dwa razy. Bo Japonia to "ognisty pierścień Pacyfiku”. Leży na styku płyt tektonicznych, które powodują trzęsienia ziemi, tsunami, a 80 czynnych wulkanów tylko czeka na pretekst.
Jeśli on był wulkanem, to ona była trzęsieniem ziemi. Lucie Blackman zniknęła 1 lipca 2000 roku. Jej historia zburzyła harmonię, była jak drzazga, nieduża, ale uwierała. Bestią znów okazał się Japończyk.
Przyleciała do Tokio i zaginęła. Władze nie przejęły się tym zbytnio. Bo Brytyjka była gaijin, obcym, kimś z zewnątrz, nie-Japończykiem. Do tego pracowała jako hostessa w barze ze striptizem. Umilała czas klientom, rozmawiała, przynosiła drinki, przypalała papierosy. Płatne randki, douhan, odbywały się poza klubem. Klub mieścił się w Roppongi, czyli High Touch Town. Tak nazwano dzielnicę po wojnie, ale przez pomyłkę. Bo "High touch" to "high five". Klasyczne "przybicie piątki" amerykańskich żołnierzy, które ktoś źle zrozumiał.
W dniu zniknięcia jej koleżanka otrzymała dziwny telefon. Nieznajomy męski głos wyjaśnił, że Lucie jest bezpieczna. Nie była. Jej ciało odnaleziono pół roku później. Po tym, jak ojciec Lucie codziennie zwoływał konferencje, a premier Wielkiej Brytanii Tony Blair wydał oświadczenie. Bestia wpadła przez przypadek. Jedną ze swoich ofiar przywiozła do szpitala, bo "zatruła się" jedzeniem. Bestia odjechała, ale została zapamiętana.
Joji Obara uczył się w najlepszych prywatnych szkołach, studiował na prestiżowym Keio University w Tokio. Odziedziczył fortunę, kiedy jego ojciec zginał z rąk yakuzy. Potem sam dla niej pracował. Skorygował kształt powiek, żeby mieć okrągłe oczy. Bał się zdjęć, nosił ciemne okulary. Częstował kobiety winem nafaszerowanym lekami. Nieprzytomne rozbierał i gwałcił. Nagi, w masce. Wszystko filmował. W lodówce trzymał zwłoki psa przybrane różami. Resztę życia spędzi w więzieniu. Znów będzie żył w cieniu.
Pachinko - w poszukiwaniu smoczych kul
W rozświetlonym pomieszczeniu tłumy, nikt nie zwraca na nikogo uwagi. Nikt nie zwraca uwagi na wystrój, gęsty, drażniący oczy dym i kuleczki. Kakofonia dźwięków, uderzeń i stękań powoduje hipnotyzujący stan, który trwa nawet kilka godzin. To salon pachinko, kultowej rozrywki Japończyków.
Gra przypomina remiks pinballa z jednorękim bandytą, ale bez flipperów. Udział człowieka w pracy maszyny jest niewielki, wprawia ją w ruch i czeka. Czeka na kulki, które wymienia na nagrody rzeczowe, a te - na pieniądze. Rytuał nazywa się santen hoshiki. Omija prawo, bo hazard w Japonii jest nielegalny. Roczny obrót salonów szacuje się na około 300 miliardów dolarów.
Wyznacznikiem są bardzo duże oczy, ale nie wszyscy trzymają się tej konwencji. Czyta się od prawej do lewej strony, ale nie wszyscy trzymają się się konwencji. Kultowa japońska manga wywodzi się z techniki drzeworytu, oznacza w wolnym tłumaczeniu "humorystyczne obrazki". W 1947 roku młody lekarz Tezuka Osamu wydał swój pierwszy komiks. Dzisiaj nazywany jest "Bogiem Mangi", stawiają go na równi z Waltem Disneyem.
Komiksy mangi, jak "Akira", "Dragon Ball", czy "Naruto", trafiają potem na ekran. To już anime, filmy dla każdego. Jest anime dla dzieci, dla uczniów, dla studentów, dla robotników i dla emerytów. Jest bishōjo, w którym występują piękne kobiety, jest "mecha" z wielkimi robotami oraz "anthro", gdzie przynajmniej jedna postać jest połączeniem człowieka i zwierzęcia. Jest też hentai, czyli pornograficzne kreskówki. Samo słowa oznacza zboczeniec. Idealnie pasuje do Tsutomu Miyazakiego.
Określano go otaku. W kręgu anime to po prostu maniak komiksów - on był mordercą, nekrofilem i kanibalem. Zabijanie było dla niego rodzajem gry. Wpadł przypadkiem, kiedy z ulicy próbował zebrać pornograficzne zdjęcia. Po prostu wypadły mu z teczki. Czysty przypadek. Mordercza kariera pomocnika drukarza zakończyła się szybko, ale została zapamiętana na długo.
Chłopiec ze "śmiesznymi rękoma"
Miyazaki był wcześniakiem. Ważył 2,5 kg i urodził się z wadą. Miał częściowo zrośnięte stawy, nie mógł zginać nadgarstków. Na rodzinnych zdjęciach nie pokazywał dłoni, jego oczy często były zamknięte. Dzieci szydziły z jego kalectwa. 20 lat później został mordercą małych dzieci. Do rodziny jednej z ofiar przesłał szczątki, podpisując się jak bohaterka mangi "Imada Yuuko". W jego domu znaleziono 6 tysięcy kaset wideo. Tylko niektóre były hentai.
Nigdy nie przeprosił rodzin ofiar. Tłumaczył, że zbrodni dokonał "człowiek szczur" - komiksowa postać, którą wymyślił i narysował. Trafił za kratki, czekał na proces i czytał komiksy. "Wydawał się szczęśliwy" - mówił jego adwokat, Junji Suzuki. Powieszono go 17 czerwca 2008 roku.
Talia hanafuda składa się z 48 kart, podzielonych na 12 miesięcy. Karty zdobią motywy roślinne i zwierzęce, każdy miesiąc ma inny wzór. Karty służą do gier, a gier jest mnóstwo. Japońskie Oicho-Kabu to europejski bakarat. Każda karta to punkty, każdy układ kart to jeszcze więcej punktów. Najgorszy układ to 8-9-3, wymawia się go ya-ku-za.
Yakuza rekrutowała się z Koreańczyków i burakuminów. To najniższa kasta, do której należały osoby pracujące w rzeźniach lub mające kontakt z odchodami i mięsem. Teraz zasady się zmieniły. Członka mafii poznasz po uciętym małym palcu lub tatuażu. Yakuza należy do społeczeństwa, jest produktem systemu prawnego. Zajmowała się prostytucją i hazardem, potem zaangażowała się w kwestie obywatelskie. Tak, w kwestie obywatelskie.
Zaczęło się od nagromadzenia długów. Jeśli Japończyk chciał walczyć o swoje w sądzie, był na straconej pozycji. Dodatkowo, jeden prawnik przypadał średnio na 5995 ludzi. Yakuza oferowała szybsze załatwienie sprawy. Potem japońska mafia na stałe została wpisana w prawo. Bossowie co roku zgłaszają swoich żołnierzy do urzędu. Potem publikuje się Białą Księgę. Informuje ona o zmianach personalnych w składzie yakuzy, liczebności, przetasowaniach, pretendentach. Władza skupia się w rękach trzech klanów: Yamaguchi-gumi, Sumiyoshi-kai oraz Inagawa-kai. Do tego pierwszego należy 45 procent "oficjalnych" japońskich gangsterów.
Mitologia mafii rosła przekazywana z pokolenia na pokolenie. Przemoc była ostatecznością, Yakuza bazowała na strachu, kreatywności. Jedno z najpopularniejszych ostrzeżeń polega na wymazaniu mieszkania ludzkimi odchodami.
Morderca z Twittera
"To był zapach, którego wcześniej nie znałem" - przyznał sąsiad. Nie zadzwonił na policję, nie słyszał niepokojących głosów zza ściany. Takahiro Shiraishi mieszkał sobie spokojnie w mieście Zama na przedmieściach Tokio. Wynajmował mieszkanie na drugim piętrze. Korzystał z Twittera, miał tam nick - hangingpro. Szukał osób, które chcą popełnić samobójstwo. Proponował wspólne odebranie życia, zapraszał do mieszkania, podawał środki usypiające, dusił, ćwiartował, chował do lodówki. Turystycznej. Ustawiał jedną na drugiej.
Przyznał się do dziewięciu zabójstw, ale było ich więcej. Miał ich dokonać w ciągu dwóch miesięcy 2017 roku, jedno morderstwo na tydzień. Wpadł po tym, jak brat jednej z ofiar włamał się na jej Twittera. Kiedy policja zapukała do jego drzwi, szukając zaginionej osoby, otworzył i odpowiedział: "tak, jest u mnie", wskazując na lodówkę. Ciała przysypywał żwirkiem dla kota. Shiraishi czeka na proces.
W międzyczasie opublikowano dane.
Japonia ma jeden z najwyższych wskaźników samobójstw na świecie. Jest też w dziesiątce najbezpieczniejszych państw według Global Piece Index. W rankingu miast wygrywa Tokio. Po raz drugi z rzędu.