Kulisy gry o atomówkę. To nie jest zwykły spór

W awanturze o elektrownię jądrową na Pomorzu chodzi o olbrzymie pieniądze, turystykę, środowisko, pracę i szereg towarzyszących inwestycji. W sprawie rozpętała się polityczna burza - na szybko gaszona przez rządzących wydanym w piątek oficjalnym komunikatem. Nie jest to jednak zwykły spór. Może mocno uderzyć po kieszeni każdego Polaka, gdy za kilka lat przyjdą rachunki za prąd.

Kulisy gry o atomówkę. To nie jest zwykły spór
Kulisy gry o atomówkę. To nie jest zwykły spór
Źródło zdjęć: © Unsplash.com | Mick Truyts

22.01.2024 | aktual.: 05.03.2024 10:39

- Aż mnie zmroziło, kiedy usłyszałam, że chcą znów zmieniać lokalizację. I to znów na Żarnowiec?! - nie ukrywa emocji jedna z samorządowców, która w ostatnich latach miała świetny kontakt z politykami Platformy Obywatelskiej w Pomorskiem.

Zmroziły ją informacje o ewentualnych zmianach lokalizacji pierwszej polskiej elektrowni atomowej. A zaczęło się od słów nowej wojewody pomorskiej Beaty Rutkiewicz, którą cytował "Dziennik Bałtycki". Miała wskazać, że elektrownia może stanąć nie w Lubiatowie-Kopalinie, a w Żarnowcu. Temat momentalnie stał się ogólnokrajowy - o przesunięciach pisał m.in. były premier Mateusz Morawiecki.

- Pamiętam, jak kilkanaście lat temu dwóch znaczących działaczy nabijało się z ludzi, którzy protestowali przeciwko elektrowni w Lubiatowie. Mówili wtedy, że muszą mówić mieszkańcom, że trwają konsultacje, ale tak naprawdę już jest pewne, że to ma być. Nie wiem nawet, czy Warszawa o tym wtedy wiedziała, czy miała coś do gadania. I nie wiem, co się dzieje teraz, ale lepiej się przyglądać, żeby to nie była jakaś wewnętrzna przepychanka. Tu chodzi o prąd dla nas wszystkich - dodaje.

W piątek Ministerstwo Klimatu i Środowiska poinformowało jednak, że nie ma podstaw do zmiany lokalizacji pierwszej polskiej elektrowni jądrowej na Pomorzu. "Decyzja o lokalizacji elektrowni jądrowej w gminie Choczewo jest ostateczna" - podkreślił resort.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Wicemarszałek mówił o pięknych plażach

Informacyjna "bomba atomowa" spadła na Pomorze w ubiegłym tygodniu, kiedy "Dziennik Bałtycki" zamieścił wypowiedzi wicemarszałka pomorskiego Leszka Bonny oraz Beaty Rutkiewicz - która od niedawna jest wojewodą pomorską z nominacji nowego rządu. Oboje mają bardzo duże doświadczenie samorządowe i od urodzenia mieszkają na Pomorzu, więc znają je bardzo dobrze.

Jak przekonywał ten pierwszy, za sprawą lokalizacji w gminie Choczewo (przeforsowanej za czasów rządów PiS), mieszkańcy i turyści nie będą mogli korzystać z tamtejszych kompleksów leśnych i pięknej, szerokiej plaży.

- Zdajemy sobie sprawę z faktu, że odnawialne źródła energii, offshore i atom to jest przyszłość i musimy inwestować, ale czy nie warto rozważyć wcześniejszej, pierwotnej lokalizacji, z lat 80-tych, na przykład w pobliżu Żarnowca, gdzie już zostały zlokalizowane pewne inwestycje dotyczące chociażby budowania linii przesyłowej? Bo budowa linii przesyłowych z tak potężnej elektrowni atomowej to kolejny czynnik degradujący nasze środowisko naturalne. Dlatego mamy takie obawy - tłumaczył Bonna.

I dodał, że marszałek województwa powołał zespół, który ma razem z samorządowcami rozwiązać "problem". Jak tłumaczył, władze regionu nie są przeciwko inwestycji, tylko chciałyby, żeby "spokojnie rozważono lokalizację, biorąc pod wzgląd ochronę środowiska".

- Pan marszałek wyczerpał temat, dlatego mówię, że cały czas się zastanawiamy, co dalej - podsumowała Rutkiwicz, sugerując przy okazji, że analizie podlegać będzie także wybór technologii wybranej do budowy elektrowni.

"Chocholi taniec"

Ich słowa przebiły się do ogólnopolskich mediów, wywołując u wielu osób konsternację, bo dyskusja o budowie elektrowni na poważnie trwa już kilkanaście lat.

Do sporządzania opracowań i innych dokumentów, a także do pracy w spółce mającej przygotować tę inwestycję, zatrudniono mnóstwo osób, wydano miliony złotych.

Podczas zorganizowanej w piątek konferencji prasowej gdański poseł PiS Kacper Płażyński powiedział: - Wczoraj wojewoda pomorska, czyli usta Donalda Tuska w województwie pomorskim, jego oficjalny przedstawiciel, szeroko skrytykowała koncepcję budowy elektrowni jądrowej w Choczewie i jasno zasugerowała, że ta lokalizacja jest błędna i elektrownia powinna powstać w Żarnowcu. (...) Nie mam żadnych wątpliwości, że gdyby doszło do zmiany lokalizacji, to projektu jądrowego w Polsce nie będzie. Byłaby to zbrodnia na przyszłości Polski, na naszych portfelach i pozycji międzynarodowej.

Były premier Morawiecki napisał natomiast na X: "Nie nazwę prób storpedowania tego projektu sabotażem. To coś znacznie gorszego - to chocholi taniec, który jest przekleństwem naszej polityki i zawsze prowadził nasz kraj do katastrofy".

"Jak się na coś uprą, to mogą walczyć latami"

Szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Jan Grabiec uspokajał od razu na antenie Radia Zet, że żadna decyzja o zmianie lokalizacji nie zapadła i nie ma podstaw do zmian. Jeszcze w piątek pojawił się jednoznaczny komunikat MKiŚ, że zmiany lokalizacji nie będzie. Resort podkreślał, że oznaczałaby to rozpoczęcie od początku całego procesu, w tym badań które trwały od 2017 roku, czyli opóźnienie całej inwestycji nawet o 10 lat.

- Nie można nie doceniać działaczy PO z Pomorza. Jak się na coś uprą, to mogą o to walczyć latami. Przed Euro 2012 wywalczyli dużo ważnych inwestycji, a teraz premier jest ten sam, więc znów mogą postawić na swoim - odpowiada nam informatorka z początku artykułu, prosząca o anonimowość.

Gminy czekają na atom

Lokalizacja w gminie Choczewo, nazwana "Lubiatowo-Kopalino" od leżących tam wsi, ma mieścić się w lesie blisko morza. Żarnowiec położony jest kilkanaście kilometrów dalej.

To o tyle istotne, że do pracy reaktora potrzeba dużo wody, a pobliskie jezioro zdaniem ekspertów nie wystarczy, więc do Żarnowca trzeba doprowadzić rurociąg. W grę wchodzi także szereg innych czynników, takich jak zabudowa w pobliżu.

Jak informuje serwis Trojmiasto.pl, trwają już prace projektowe, kolejowe i drogowe. Zawarte są już także pierwsze umowy. Wszystko ze wskazaniem na "Lubiatowo-Kopalino".

"Odkładamy emocje na bok"

Ze spokojem na ewentualny rozwój sytuacji patrzy Adam Śliwicki, wójt gminy Krokowa, na terenie której znajduje się Żarnowiec.

- U nas już w latach 80-tych ubiegłego wieku próbowano budować taką elektrownię, potem wznawiano te plany, potem od nich odchodzono. My widzieliśmy już wszystko, dlatego zachowujemy spokój. Jeśli ktoś jednak postanowi, że ta elektrownia będzie na terenie naszej gminy, to będziemy się bardzo cieszyć i będziemy współpracować z rządem. Jeżeli nie, to też to zrozumiemy. Już się pogodziliśmy, że lokalizacją ma być Choczewo, więc odkładamy na bok emocje - mówi.

Samorządowiec zaznacza, że cała inwestycja jest pomyślana tak, że nie wzbogaci się na niej tylko gmina, na której stanie elektrownia, ale też pobliskie miejscowości. Nie chodzi tylko o pracę i infrastrukturę, ale również - płacone podatki. Gwarantuje to specjalny program wspierający gminy lokalizacyjne, dzięki któremu dodatkowe środki płyną do tych terenów już od kilku lat.

- U nas, tak jak i w Polsce, około 90 proc. ludzi jest za budową elektrowni jądrowej - mówi Śliwicki.

- Słychać to poparcie szczególnie po tych problemach, które wystąpiły po rozpoczęciu wojny Rosji z Ukrainą. Wszyscy wiemy, że stałe źródła energii są potrzebne dla stabilności systemu energetycznego - dodaje.

Nie ma za dużo czasu

- W przypadku gminy Choczewo sprzeciw od dawna pochodzi ze strony urzędu marszałkowskiego - zauważa w rozmowie z Wirtualną Polską Jakub Wiech, ekspert z zakresu energetyki i redaktor naczelny portalu Energetyka24.

- Marszałek Mieczysław Struk (z PO - przyp. red.) oraz podlegli mu ludzie zgłaszali swoje obiekcje względem tej lokalizacji. Sugerowali, że nie jest właściwa. Nie wiem, być może jest to forma uwiarygodnienia się przed mieszkańcami, którzy przez tę inwestycję stracą jakieś dochody lub możliwości rozwoju gospodarczego - mówi.

Wiech wskazuje, że "najbardziej zaskakującym punktem afery" było pojawienie się w tych spekulacjach wojewody, która jest przedstawicielem rządu w terenie. To rzucało inne światło na całą sprawę.

Przypomina też, że inwestycja będzie impulsem do budowy dróg, sieci kolejowych, rozwoju wielu pokrewnych branż związanych z budową elektrowni, nawet gastronomii. Dlatego środkowa część Pomorza bardzo zyska, obojętnie gdzie dokładnie stanie atomówka.

Ekspert ostrzega jednak, że zmiana usytuowania elektrowni przyniosłaby teraz kilkuletnie odsunięcie w czasie jej uruchomienia, które mogłoby się odbyć w 2035 roku. To byłby ogromny problem, który mocno uwidoczniłby się w rachunkach za prąd, bo już w 2033 roku Polska miałaby kłopoty z dostarczeniem do firm i domów odpowiedniej ilości taniego prądu.

- Wszystkie decyzje, które wydano dla pierwszej lokalizacji, należałoby wydać jeszcze raz. Np. środowiskową, czy tę o ustaleniu lokalizacji, kontrakt projektowy. To wiązałoby się z koniecznością przeprowadzenia wszystkich badań od nowa - podsumowuje Wiech.

Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
elektrownia atomowaatominwestycje
Zobacz także
Komentarze (43)