Kulisy decyzji o stanie wyjątkowym. Kluczowa rola Jarosława Kaczyńskiego
Jarosław Kaczyński - jako przewodniczący rządowego Komitetu ds. Bezpieczeństwa Narodowego i spraw Obronnych - miał kluczowy wpływ na decyzję o skierowaniu wniosku do prezydenta w sprawie wprowadzenia stanu wyjątkowego przy wschodniej granicy Polski.
Ostateczna decyzja o skierowaniu wniosku - jak usłyszeliśmy nieoficjalnie - zapadła w poniedziałek, a kancelaria premiera miała poczekać z jej ogłoszeniem na powrót prezesa PiS z urlopu.
Sprawa była trzymana w ścisłej tajemnicy. - Prezes Kaczyński codziennie odbierał raporty w tej sprawie, nawet podczas nieobecności w Warszawie - słyszymy od naszego rozmówcy z kręgu prezesa PiS.
Wedle naszych informacji polskie władze - z Kaczyńskim na czele - najbardziej obawiają się prowokacji z udziałem rosyjskich i białoruskich żołnierzy. Jak słyszymy, rząd chce uniknąć manifestacji przy granicy, nad którymi trudno byłoby zapanować, a które mogłyby być inspiracją rosyjskich służb. Stąd decyzja o wprowadzeniu stanu wyjątkowego - na co najmniej 30 dni.
- Wrzesień będzie "zapalnym" miesiącem - przyznaje ważny polityk PiS zajmujący się sprawami zagranicznymi.
Prezes działa w cieniu
- Tego typu decyzje są oczywiście przedmiotem ustaleń z wicepremierem Jarosławem Kaczyńskim - powiedział dziennikarzowi Wirtualnej Polski zastępca rzecznika PiS Radosław Fogiel, pytany o decyzję ws. wprowadzenia stanu wyjątkowego przy wschodniej granicy Polski.
Formalnie z wnioskiem o wprowadzenie stanu wyjątkowego wystąpił szef MSWiA Mariusz Kamiński, ale - jak słyszymy nieoficjalnie - minister zrobił to dopiero po konsultacji z wicepremierem Jarosławem Kaczyńskim, z którym miał bezpośrednio kontaktować się premier.
- Prezes mocno angażuje się w sprawę kryzysu przy wschodniej granicy, traktuje to bardzo poważnie. Żadne istotne decyzje nie zapadają bez jego wiedzy - mówi nam jeden z polityków partii rządzącej.
Kluczowe rozmowy na szczycie w sprawie reakcji na kryzys przy granicy polsko-białoruskiej miały toczyć się w weekend. Decyzja o skierowaniu wniosku o wprowadzeniu stanu wyjątkowego - jak słyszymy - została podjęta jednomyślnie, zaakceptował ją cały rząd. Wkrótce oficjalnie zaaprobuje ją prezydent Andrzej Duda, który został odpowiednio wcześniej uprzedzony o planach rządzących.
Dlaczego to sam wicepremier Kaczyński - dopytują o to opozycja i część mediów - nie zakomunikował decyzji Rady Ministrów osobiście? - W obliczu kryzysu aktywność medialna jest rzeczą wtórną. Jeśli jest się odpowiedzialnym politykiem i jeśli poważnie podchodzi się do swoich obowiązków, to przede wszystkim skupia się na zażegnaniu kryzysu i podejmowaniu odpowiednich działań. Rozumiem, że opozycja może być stęskniona za publicznymi wystąpieniami premiera Kaczyńskiego, ale niestety te oczekiwania muszą ustąpić działaniom zapewniającym bezpieczeństwo Polakom. I na tym skupia się dziś rząd i prezes Kaczyński - tłumaczył dziennikarzowi WP Radosław Fogiel.
Zatrzymać "cyrk" i Łukaszenkę
Rząd wystąpił we wtorek do prezydenta o wprowadzenie stanu wyjątkowego na okres 30 dni w wąskim pasie przy białoruskiej granicy. Miałby on obowiązywać w 183 miejscowościach w woj. podlaskim i 68 miejscowościach w woj. lubelskim, bezpośrednio przylegających do granicy z Białorusią.
Zgodnie z przepisami na terenie objętym stanem wyjątkowym zostanie zawieszone prawo do organizowania i przeprowadzania zgromadzeń, imprez masowych oraz prowadzonych w ramach działalności kulturalnej imprez artystycznych i rozrywkowych, niebędących imprezami masowymi. Wstęp na teren objęty stanem wyjątkowym będą miały najprawdopodobniej wyłącznie osoby tam mieszkające lub pracujące, a polskie służby mają skrupulatnie legitymować wszystkich dorosłych przebywających w miejscach publicznych.
Głównymi powodami skierowania wniosku o wprowadzenie stanu wyjątkowego są m.in. nasilające się prowokacje i działania hybrydowe ze strony Białorusi i Rosji, konieczność wzmocnienia granic, a także - co miało wywoływać wielką irytację u samego prezesa PiS - działania Polaków z opozycyjnych wobec rządu organizacji, którzy próbowali sforsować budowany przez żołnierzy płot zabezpieczający granicę Polski.
Kluczowi politycy obozu władzy spodziewają się, że polska dyplomacja i polskie służby w najbliższym czasie będą musiały stanąć przed jeszcze większymi wyzwaniami. - Dzisiaj mamy do czynienia z testowaniem sprawności naszych służb mundurowych. To początek wojny hybrydowej z Polską - powiedział Wirtualnej Polsce europoseł Adam Bielan.
Jak usłyszeliśmy nieoficjalnie z rządu - co potwierdził później jego rzecznik Piotr Mueller - decyzja o stanie wyjątkowym motywowana była także informacjami o zamiarach przekroczenia polsko-białoruskiej granicy przez tysiące migrantów z Bliskiego Wschodu, którzy mają być wspierani przez białoruski reżim.
- Decyzja w tej sprawie była nieuchronna - powiedział dziennikarzowi WP zastępca rzecznika PiS Radosław Fogiel. Jak tłumaczył polityk PiS, "przyspieszyły ją zbliżające się manewry Zapad-21 armii rosyjskiej i białoruskiej tuż przy polskiej granicy".
- Mamy informacje od białoruskich opozycjonistów, że Aleksander Łukaszenka tylko czeka na okazję do prowokacji - przekonuje polityk partii rządzącej. Jak dodaje, "istnieje też czynnik wewnętrzny". - Wszystko to, co w ostatnich dwóch tygodniach mogliśmy obserwować przy granicy z Białorusią. Jeżeli odbywa się tam cyrk, to musi zostać zakończony - stwierdził w rozmowie z dziennikarzem WP Radosław Fogiel.
Szarża Franka Sterczewskiego na granicy z Białorusią. Jest reakcja Borysa Budki
Wicerzecznik PiS wskazał przy tym m.in. na niszczenie płotu granicznego i próby przekazania przez granicę paczki przez jednego z posłów Koalicji Obywatelskiej. - Na ataku hybrydowym, na dramacie wykorzystywanych przez Łukaszenkę ludzi, próbują się wylansować osoby, które łakną popularności. Jest wśród nich liderka Strajku Kobiet i pewna starsza pani, która występuje na każdym antyrządowym proteście. Stan wyjątkowy ma uniemożliwić korzystanie z braku rozsądku niektórych naszych obywateli i umożliwić pracę straży granicznej, wojsku i policji. Odpowiedniki stanu wyjątkowego obowiązują już na Litwie i Łotwie. Nie słyszałem, żeby tamtejsza opozycja broniła operacji "Śluza" zorganizowanej przez Łukaszenkę - tłumaczył Fogiel.
PiS: służby białoruskie przepychają migrantów
Opozycja krytycznie podchodzi do zapowiedzi wprowadzenia stanu wyjątkowego przy granicy z Białorusią. "Ten najsłabszy w historii III RP rząd potrzebuje stanu wyjątkowego, by przykryć swoją nieudolność w ochronie polskich granic. Im bardziej są słabi, tym bardziej prężą muskuły udając silnych. Ale wody, żywności i lekarstw nadal nie potrafią dostarczyć. Hipokryci" - napisał na Twitterze szef klubu Koalicji Obywatelskiej Borys Budka.
Na zarzuty te odpowiada PiS. Radosław Fogiel podkreśla, że mamy czynienia z "atakiem hybrydowym zorganizowanym przez autorytarne państwo". - Dostrzega to Łotwa i Litwa, widzi Komisja Europejska, a nasza opozycja w postaci Borysa Budki nie jest w stanie tego zrozumieć. W historii po 1989 roku nie mieliśmy do czynienia z takim atakiem na polską granicę. Nie ma nic dziwnego w tym, że stosujemy adekwatne środki. Natomiast bajki o lekach i żywności Budka może opowiadać naiwniakom. Są nagrania, które wskazują, że jedzenie i wodę dostarczają na granicę służby białoruskie. Natomiast rząd RP jest gotowy wysłać konwój z pomocą humanitarną, ale zgodnie z zasadami prawa międzynarodowego, nie przedzierając się przez zieloną granicę. To, że Białoruś się na to nie zgadza, jest dowodem na intencje Łukaszenki - tłumaczy poseł PiS.
Jego zdaniem politycy są też od tego, by czasami podejmować decyzje "twarde i niepopularne", ale "dla dobra obywateli". - Nie po to Polacy nas wybierają, żebyśmy zachowywali się jak pensjonarki, ale żebyśmy też podejmowali i takie decyzje. Ochrona granic jest taką decyzją. Ludzie, których służby białoruskie próbują przepchnąć na polską stronę, znajdują się na Białorusi na zaproszenie tamtejszego rządu. Posiadają białoruskie wizy turystyczne. To, że nie przebywają teraz w hotelu w Mińsku, tylko przy granicy, jest wyłącznie odpowiedzialnością władz Białorusi - podsumował Fogiel w rozmowie z dziennikarzem WP.
Kluczowa decyzja prezydenta
Rozporządzenie w sprawie wprowadzenia stanu wyjątkowego prezydent Andrzej Duda ma podpisać w czwartek. Jak ustaliła nieoficjalnie Wirtualna Polska, tak doradzało mu Biuro Bezpieczeństwa Narodowego. Pierwotnie podpis miał być złożony w środę, ale w związku z rocznicą wybuchu II wojny światowej byłby - zdaniem otoczenia prezydenta - źle odebrany przez opinię publiczną.
Wprowadzenie stanu wyjątkowego wymusza na prezydencie określenie dokładnych informacji o tym, dlaczego został wprowadzony, ile będzie trwał, jaki obszar obejmuje i jakiego rodzaju ograniczenia wolności i praw człowieka, i obywatela zostaną użyte.
Rozporządzenie o wprowadzeniu stanu wyjątkowego prezydent przedstawia Sejmowi w ciągu 48 godzin od jego podpisania. Stan wyjątkowy obowiązuje od dnia ogłoszenia rozporządzenia. Sejm może w uchwale uchylić rozporządzenie i obowiązywanie stanu wyjątkowego.