Ktoś zaciera ślady zabójstwa Jaroszewiczów?
Z akt sprawy zabójstwa Jaroszewiczów ktoś
usuwa dowody. W tajemniczych okolicznościach zaginęły zdjęcia z
miejsca zbrodni oraz folie z odciskami palców. Czyżby
zleceniodawcy tej zbrodni do dzisiaj zacierali ślady? - zastanawia
się "Super Express".
01.09.2007 | aktual.: 01.09.2007 05:47
Piotr Jaroszewicz znał największe tajemnice PRL. Zabójcy przyszli wydrzeć mu jedną z nich. Chcieli zdobyć kompromitujące polityków dokumenty, które ukrywał w domu były premier.
W nocy z 31 sierpnia na 1 września 1992 roku w podwarszawskim Aninie brutalnie zamordowano byłego premiera Piotra Jaroszewicza i jego żonę, Alicję Solską. Osoby znające sprawę nie wykluczają, że ktoś z tajnych służb mógł wpływać na śledztwo. Z domu nie zniknęły obrazy (m.in. Picassa), kolekcja monet i znaczków, biżuteria oraz książeczki czekowe, ale policja uparcie trzymała się motywu rabunkowego. Z braku dowodów sąd uniewinnił czterech recydywistów oskarżonych o zabójstwo: "Faszystę", "Niuńka", "Sztywnego" i "Krzaczka".
Policjanci, którzy prowadzili śledztwo, dziś twierdzą, że nikt na nich nie wpływał. Czym jednak wytłumaczyć to, że specjalna grupa dochodzeniowa pojawiła się w Aninie dopiero ok. dziesiątej rano? Że policjanci nie zabezpieczyli śladów z furtki i drzwi wejściowych? Że nie przesłuchano dokładnie wszystkich świadków z kręgu rodziny i znajomych oraz sąsiadów, którzy widzieli osoby kręcące się przy domu premiera? Że zlekceważono kilkadziesiąt anonimów wskazujących m.in. na motyw polityczny? Tak miażdżące wnioski są zawarte w niedawno sporządzonej analizie biura wywiadu kryminalnego.
Na działanie tajnych służb wskazuje jeszcze jedno - uważa gazeta. Z akt sprawy zniknęły odciski palców, jakie zabezpieczono w gabinecie premiera (jedynym miejscu przeszukanym przez zabójców). To kluczowe dowody, które można by było dziś poddać nowoczesnym badaniom. (PAP)