Kto zagrozi Wielkiemu Wodzowi Premierowi Narodu?
Zainteresowanie sprawami kobiet i kwestią parytetów, jest wśród naszych polityków nader rzadko autentyczne, choć dziś wydaje się ogromne. Oto prawa ręka Donalda Tuska, Sławomir Nowak doznał nagle konwersji światopoglądowej ("Gazeta Wyborcza" 11-12.07.09) i deklaruje obronę parytetów tudzież walkę o równość kobiet i mężczyzn, i zupełnie nie przeszkadza mu, że pod bokiem ma mianowaną przez premiera, panią minister Radziszewską, która potrzeby parytetów nie rozumie, i równości kobiet nie chce ("Gazeta Wyborcza" 11-12.07.09). Ale widać obecny rząd charakteryzuje to, co marksiści nazywali "jednością dialektyczną".
Jeszcze wcześniej różne deklaracje w sprawie równości kobiet złożył przewodniczący Napieralski. Co jednak nie dziwi, bo SLD deklaracji czyniło zawsze sporo, choć gdy przychodziło co do czego, czyli na przykład do głosowań sejmie nad stosownymi ustawami, to SLD głosowania te systematycznie opuszczało.
W partii PiS panuje pewna konsternacja, ale poważnego, czyli męskiego sprzeciwu nie słychać. Na linię frontu, w sprawie tak nieważnej, zostały więc skierowane panie, które tak cieszą się z pozycji rodzynków w partii, że za nic nie chciałyby kobiecej konkurencji. Nie ma to jak pracować u boku pana prezydenta, czy takich politycznych geniuszy jak Michał Kamiński, poseł Gosiewski czy Jacek Kurski. Po co kobiety?! Wszak żadna nie sięga im nawet do stóp, więc pani dr Fedyszak-Radziejowska (ponoć socjolog, doradca prezydenta) będzie do końca życia protestować, by żaden mechanizm równościowy nie spowodował wzrostu konkurencji dla mężczyzn, wśród których akurat pani Fedyszak nieźle sobie radzi.
Mam niejasne przeczucie, że pewien polityczny ruch, który ma rzeczywiście miejsce spowodowany jest, nie tyle przebudzeniem polityków z patriarchalnej śpiączki, co raczej strachem przed konkurencją. Tą bardziej abstrakcyjną, nieznaną i tą bardziej konkretną. Ta dotąd nieznana, nielicząca się siła to kobiety. Może zjednoczą się, może zaczną protestować, patrzeć na ręce, krytykować? Może pisząc ustawy trzeba będzie liczyć się nie tylko z episkopatem, ale z również opinią kobiet? Może kobiety przestaną dać się instrumentalizować i będą stawiać roszczenia?
Strach konkretny ma konkretną postać. I do tego sympatyczną. Chodzi o Jolantę Kwaśniewską. Politycy zlękli się nagle konkurencji. A przecież cała polityka PO i wszystkie starania Tuska nastawione są wyłącznie na jedno. Na prezydenturę. Czyżby teraz była ona zagrożona? Jeśli nawet pani Kwaśniewska się nie zdecyduje na start, to może poprze jakiegoś innego kandydata, dzięki czemu stanie się on konkurencyjny dla Wielkiego Wodza Premiera Narodu, który chce być jeszcze większym Wodzem, bo Prezydentem Narodu? Warto więc nie tyle słuchać Kwaśniewskiej i jej orędowania na rzecz kobiet, co patrzeć się na ruchy figur na politycznej szachownicy. Kto zagrozi królowi, kto może pokonać waleta? Dla ich obrony warto nawet zająć się kobietami. Bez przesady, troszeczkę, pozory wystarczą i może zmylą przeciwnika. Nie wystarczą panowie.
Magdalena Środa specjalnie dla Wirtualnej Polski