Kto z PZU informował PO o billboardach?
Jacek Kurski, informując opinię publiczną
i prokuraturę o rzekomo przestępczym finansowaniu kampanii Donalda
Tuska przez PZU, twierdził, że ma twarde dowody. Ale konkret
podaje jeden - pisze w "Gazecie Wyborczej" Witold Gadomski.
22.06.2006 | aktual.: 22.06.2006 10:03
Charakterystyczna jest postać Stefana Kawalca, szefa zespołu programowego zajmującego się gospodarką w PO, który brał udział w kampanii tej partii. Jednocześnie jest on dyrektorem zarządzającym w PZU z wynagrodzeniem, według moich informacji, kilkudziesięciu tysięcy złotych - mówi "Gazecie Polskiej".
Również Przemysław Gosiewski, szef klubu PiS, sugerował, że Kawalec był łącznikiem między Platformą a PZU.
Jacek Kurski mija się z prawdą. Stefan Kawalec nie brał udziału w kampanii wyborczej PO, choć z tą partią jest kojarzony - zaznacza "GW".
Przed rokiem w wywiadzie, który z nim przeprowadził W. Gadomski, zastrzegał, że nie jest doradcą Platformy: Koordynuję pracę zespołu ekspertów, który powstał ponad półtora roku temu z inicjatywy Jana Rokity, aby przygotować propozycje gospodarcze dla przyszłego rządu. Członkowie zespołu pracują społecznie. Łączy nas przekonanie, że gospodarka jest dobrem wspólnym i nie powinna być domeną jednej partii, a w interesie kraju jest to, by nowy rząd Polski otrzymał jak najlepsze propozycje programu gospodarczego.
Bezpartyjność, interes kraju - to się nie mieści w głowie Jacka Kurskiego, uważa Gadomski.
Kawalec to dawny działacz opozycji demokratycznej i współpracownik KOR. Pisał m.in. do wydawanego w drugim obiegu przez Antoniego Macierewicza i Ludwika Dorna miesięcznika "Głos". Potem był w drużynie Leszka Balcerowicza, która wprowadzała w latach 1989-90 reformy gospodarcze.
Dla posła PiS Kawalec jest podejrzany. Za to wiarygodnym źródłem jest Włodzimierz Soiński, były członek zarządu PZU, główny informator Kurskiego. O Soińskim pisze w "Polityce" Joanna Solska: Po raz drugi przyjął go Zdzisław Montkiewicz, gdy Leszek Miller mianował go prezesem PZU. (...) Z zarządu PZU wyrzucił Soińskiego Stypułkowski. Teraz Soiński, współpracownik Montkiewicza, o którego związkach ze służbami media informowały szeroko, zgłasza gotowość współpracy z PiS i partia bierze to za dobrą monetę.
Według mediów Włodzimierz Soiński był jednym z poważniejszych kandydatów na prezesa PZU, a "Nasz Dziennik" przed dwoma tygodniami twierdził, że jego rozmowy w tej sprawie z liderami PiS wypadły pomyślnie. Żeby zwiększyć swoje szanse, Soiński przyniósł do PiS "kwity" na poprzedniego prezesa PZU Cezarego Stypułkowskiego, donosząc, że były prezes trzymał w PZU stronę mniejszościowego inwestora Eureko.
Coś jednak stanęło Soińskiemu na przeszkodzie. "Do PiS zaczęły docierać informacje, że Soiński jest agentem Wojskowych Służb Informacyjnych" - pisał 8 czerwca "Dziennik". Wcześniej podobną aluzję zrobił Stypułkowski w wywiadzie dla miesięcznika "Forbes". Kilka ważnych osób, które mogły być kojarzone ze służbami, już nie jest pracownikami PZU - powiedział.
Czytelnikom, którzy nie bardzo rozumieją, którą stronę trzyma PiS - byłych działaczy antykomunistycznych czy WSI - w sukurs przychodzi komentator portalu Prawica.net, który całkiem logicznie wyjaśnia: Teraz w grę wchodzą dwie teorie: albo WSI rzeczywiście przeszła na stronę PiS i dostarczyła mu informację umożliwiającą bezpośredni atak na PO, albo to jest misterna akcja typu Jarucka, mająca na celu wpuszczenie PiS na minę i wysadzenie całego układu w kosmos przed zapowiedzianym na 30 września rozwiązaniem WSI.