Kto wydał Niemcom teczki?

Zaginęła niemal cała dokumentacja zbrodni popełnionych przez Niemców w czasie powstania warszawskiego.

03.07.2006 | aktual.: 03.07.2006 10:02

Z zasobów polskiej Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich, a następnie IPN - od lat 50. do niedawna - przekazywano do RFN oryginały zeznań, fotografie i inne dowody zbrodni hitlerowskich popełnionych w czasie II wojny światowej w Polsce (sprawę ujawniliśmy we "Wprost" nr 18/2006). Po naszym artykule Kolegium IPN zwróciło się do prokuratury z doniesieniem o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Sprawa ta jest - jak się okazuje - ledwie wierzchołkiem góry lodowej, zwanej w środowisku prokuratorów IPN "częstowaniem teczkami". Niektórzy mówią, że to eufemistyczne określenie na handel polskimi zasobami archiwalnymi.

Z wyjaśnień nadesłanych przez prof. Witolda Kuleszę, wicedyrektora Instytutu Pamięci Narodowej, wynika, że przekazywanie oryginałów akt do Zentrale Stelle der Landesjustizverwaltungen w Ludwigsburgu w RFN (tzw. centrala w Ludwigsburgu, instytucja powołana w celu "poprawy wizerunku" niemieckich organów ścigania zbrodni wojennych) było zjawiskiem marginalnym, a podejrzliwość "Wprost" jest mocno przesadzona.

Prof. Kulesza, gorący orędownik współpracy z archiwistami niemieckimi, dementuje jakiekolwiek sugestie, że współpraca ta, zwana przez niego "pomocą prawną", mogła być podyktowana innymi intencjami niż badawczo-śledcze. A przecież, pomijając fakt bezpowrotnej utraty akt, samo wysyłanie ich było nielegalne. Nie dość, że procedura ignorowała interes poszkodowanych, a więc ofiar niemieckich zbrodni, którzy nie byli informowani o wysyłce akt do Niemiec; nie dość, że nie istniała żadna umowa dwustronna określająca zasady tej "wymiany", to na dodatek przekazywanie akt odbywało się z pominięciem Ministerstwa Sprawiedliwości, co jest sprzeczne z istotą pomocy prawnej, do której prawo ma właśnie ministerstwo.

Co więcej, problem ginących akt był sygnalizowany prof. Kuleszy i jego podopiecznym co najmniej od 1998 r., kiedy Antoni Galiński, zastępca dyrektora Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu (późniejszy jej likwidator) stwierdził zaginięcie aż 3316 jednostek archiwalnych. Gdyby był to wyłącznie problem marginalny, prof. Kulesza nie powoływałby w tej sprawie specjalnej komisji, która miała owe zniknięcia wyjaśnić. Inna rzecz, że wszczęte przez niego śledztwo do niczego nie doprowadziło.

Nie mniejszą gorliwość - i to również wbrew ustawom i rozporządzeniom ministra sprawiedliwości - okazywano w stosunku do władz litewskich, ukraińskich, białoruskich i rosyjskich. Pod koniec lat 90. do tych krajów wędrowała zawartość akt w sprawach przeciwko obywatelom tych państw, którzy dopuścili się zbrodni na narodzie polskim. Nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie to, że ówczesna minister sprawiedliwości Hanna Suchocka nie pozwoliła Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu na przekazanie tych akt, uważając pomoc prawną ze strony Polski za zbędną. Mimo to 1 lipca 1998 r. arbitralną decyzją dyrektora GKBZpNP i jego zastępcy Antoniego Galińskiego teczki zostały przekazane na Białoruś, Litwę i na Ukrainę.

Jan M. Fijor

Źródło artykułu:Wprost
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)