Kto kupi Stocznię Gdynia?
Spółka ZPD Steel z przemysłowej Grupy Donbas (Ukraina) i spółka Ray Car Carries Ltd. izraelskiego armatora Ramiego Ungara, złożyły oferty na zakup Stoczni Gdynia. Oferty są konkurencyjne.
Jak się nieoficjalnie dowiedział "Dziennik Bałtycki", obaj potencjalni inwestorzy są zainteresowani przejęciem całkowitej kontroli nad stocznią. Prezes stoczni Kazimierz Smoliński obu inwestorów oceniał jako wiarygodnych. Nie ma znaczenia, skąd jest inwestor, ważne, aby był wiarygodnym podmiotem, dającym gwarancję pracy i funkcjonowania stoczni- uważa prezes Smoliński. Według mojego rozeznania, Donbas jest takim wiarygodnym inwestorem. Znany jest na polskim rynku m.in. z inwestycji w Hucie Częstochowa, od której kupujemy blachy. I nie było w naszym kraju z nią kłopotów. A z kolei firmy Ramiego Ungara od lat kupują od nas statki.
Obaj inwestorzy będą teraz negocjować ze Skarbem Państwa warunki zakupu akcji. W tej sytuacji zaplanowane na dzisiaj decyzje walnego zgromadzenia akcjonariuszy stoczni w sprawie emisji akcji najprawdopodobniej zostaną przełożone. Tymczasem wczoraj nastąpił symboliczny rozwód Stoczni Gdańsk z Grupą Stoczni Gdynia. Za pomocą ogromnego dźwigu usunięto część napisu na budynku zarządu, zamiast "Stocznia Gdańska Grupa Stoczni Gdynia SA" zostało "Stocznia Gdańsk SA". To ostatni, symboliczny akord rozdzielenia dwóch trójmiejskich zakładów.
O rozdzieleniu prezesi obu stoczni informowali już w ubiegłym tygodniu. Wczoraj na dachu zarządu Stoczni Gdańsk część szyldu ("Grupa Stoczni Gdynia") osobiście usuwali wiceszef zakładowej "Solidarności" Karol Guzikiewicz i prezes firmy Andrzej Jaworski. Kolejnym krokiem będzie poszukiwanie inwestorów, stocznia wychodzi na prostą, chcemy dalej współpracować z Gdynią ,ale na rynkowych zasadach- podkreślał Guzikiewicz. Dodawał, że PiS, którego Jaworski jest członkiem, dotrzymało obietnicy przedwyborczej z ub. r. o rozdzieleniu obu firm. Napis miał swoją wagę, ale większym ciężarem było działanie w grupie- dodawał prezes firmy. Teraz naszej stoczni będzie lżej.
W tej chwili ponad 60% udziałów w Stoczni Gdańsk mają rządowa Agencja Rozwoju Przemysłu i zależna od niej Centrala Zaopatrzenia Hutnictwa (CZH) z Katowic. Zmiany zostały już zarejestrowane przez sąd. Docelowo obie instytucje mają przejąć 100% udziałów gdańskiego zakładu. Akcje ARP i CZH przejęły w zamian za umorzenie pożyczek, jakie zaciągnęła u nich Stocznia Gdynia (to ona miała wcześniej 100% udziałów w gdańskiej firmie). Umorzenia za pełny pakiet akcji wyniosą w sumie 80 mln zł.
W Gdańsku toczą się rozmowy z potencjalnymi inwestorami, wśród których wymieniani są Rami Ungar i Grupa Donbas jako udziałowcy mniejszościowi i firma branżowa z Włoch. Musimy znaleźć inwestorów, aby nie było problemów z Unią Europejską, która bada prawidłowość pomocy publicznej dla polskich stoczni - dodał Guzikiewicz. W gdańskiej firmie pracuje obecnie 3,2 tys. ludzi, ma ona portfel zamówień wypełniony do 2008 r.
Grupa przemysława Donbas i spółka Ray Car Ltd. izraelskiego armatora Ramiego Ungara złożyły oferty na zakup Stoczni Gdynia. Poprawia to wyraźnie pozycję polskiego rządu w sporze z Unią Europejską. Komisja Europejska (KE) ogłosiła wczoraj, że Polska musi do końca sierpnia przedstawić plan restrukturyzacji stoczni. Od tego zależy, czy KE zatwierdzi, sięgającą miliardów złotych, pomoc publiczną dla nich.
Komisarz ds. konkurencji Neelie Kroes ostrzegła polski rząd przed dalszym zwlekaniem z przedstawieniem planów restrukturyzacji i informacji o potencjalnych inwestorach. Zatwierdzimy pomoc tylko wtedy, kiedy będzie jej towarzyszył wiarygodny plan restrukturyzacji, który przyniesie trwałe skutki ekonomiczne. Dotąd nie dostaliśmy takiego konkretnego planu, tymczasem bez niego będziemy musieli uznać pomoc za nielegalną- oświadczył na konferencji prasowej Jonathan Tod, rzecznik komisarz Kroes. Pytany, jak dużą kwotę kwestionuje Komisja Europejska, Tod powiedział, że właśnie od strony polskiej KE oczekuje sprecyzowania wysokości pomocy publicznej, której rząd udzielił i zamierza przyznać.
Nieoficjalnie wiadomo, że trwa spór między Polską a UE w sprawie sposobu liczenia wysokości pomocy publicznej. Dotyczy to m. in. sposobu liczenia gwarancji kredytowych. W czasie udzielenia gwarancji jest to bowiem forma pomocy, jednak po oddaniu statku gwarancje wygasają, a rząd nie ponosi żadnych kosztów z nimi związanych. Polska strona nie chce zatem wliczać do wartości pomocy publicznej całej wartości gwarancji. Tymczasem wczorajsze otwarcie kopert z ofertami na zakup akcji Stoczni Gdynia wyraźnie poprawia sytuację negocjacyjną polskiego rządu. Brak informacji o potencjalnych inwestorach był jednym z zarzutów kierowanych pod naszym adresem ze strony urzędników Unii. Tymczasem pojawienie się prywatnego inwestora jest warunkiem uznania pomocy publicznej za legalną. Efektem końcowym pomocy publicznej musi być bowiem prywatyzacja.
Artur Kiełbasiński, Michał Lewandowski