"Kto chce słyszeć o ukochanym, którego właśnie stracił, że był egoistą?" Apel wdowy po alpiniście

- Ci, którzy piszą, że alpiniści i himalaiści to egoiści, w chwili kiedy ci ludzie zginęli, a ich rodziny mierzą się ze stratą, nie mają pojęcia o czym piszą, to najniższy poziom, na jaki można upaść - mówi w rozmowie z WP Paulina Kozub-Chwastek, wdowa po Wojtku Kozubie, który zginął na Mont Blanc.

"Kto chce słyszeć o ukochanym, którego właśnie stracił, że był egoistą?" Apel wdowy po alpiniście
Źródło zdjęć: © StowarzyszenieImWojtkaKozuba
Nina Harbuz

Kiedy Paulina dowiedziała się, że jej mąż, Wojtek Kozub, zginął na Mont Blanc, miała 20 lat i miesięczną córeczkę. - Było lato, siedziałam z mamą i przyjaciółką w kuchni. Piłyśmy kawę, kiedy nagle do mojej mamy zadzwonił tata - wspomina. - Twarz mamy gwałtownie się zmieniła, wybiegła z kuchni i wtedy wiedziałam, że stało się coś bardzo złego, choć przez myśl nie przeszło mi, że to może chodzić o Wojtka. Słyszałam historie o ludziach, którzy ginęli w górach, ale nie przypuszczałam, że to może przydarzyć się mi.

Wojtek Kozub wyjechał na dwa tygodnie. Na szczycie Mont Blanc stał już wcześniej parokrotnie. Zginął pechowo, uderzony przez kamień, który nagle spadł. Śmierć poniósł na miejscu. Ludzie, którzy towarzyszyli wtedy alpiniście, nie byli w stanie zadzwonić do jego młodej żony i powiedzieć o tragedii. - Mama przekazała mi tę informację w najlepszy z możliwych sposobów. W krótkich, żołnierskich słowach: "Wojtek nie żyje" - wspomina Paulina Kozub, która poza tymi trzema słowami niewiele więcej pamięta z tamtej chwili. - To był tak wielki szok, że nie jestem w stanie przypomnieć sobie niczego więcej. Jedyne, co do mnie jeszcze wtedy dotarło, to słowa mojej mamy, która powiedziała, że muszę żyć, bo mam dla kogo. Miała na myśli moją małą córeczkę.

Pierwsze komentarze w sieci na temat śmierci męża Paulina przeczytała po kilku miesiącach od wypadku w górach. - Trafiłam na nie przez przypadek i dowiedziałam się z nich, że Wojtek był nieodpowiedzialnym egoistą - wspomina kobieta. - To było ostanie, co chciałam wtedy usłyszeć i czego potrzebowałam w takiej chwili. Nie tylko dlatego, że nie była to prawda, ale przede wszystkim z tego powodu, że to, czego potrzebowałam, to były słowa otuchy i wsparcia. Mierzyłam się ze śmiercią człowieka, którego kochałam najbardziej na świecie. Kto chce słyszeć o ukochanym, którego właśnie stracił, złe, niepochlebne słowa? Co to wnosi? To tylko rani - wyjaśnia Kozub.

- Ci, którzy piszą, że alpiniści i himalaiści to egoiści, w chwili kiedy ci ludzie zginęli, nie mają pojęcia o czym piszą. To najniższy poziom, na jaki można upaść - dodaje Paulina Kozub. - Nigdy nie przeszło mi przez myśl, że wyjazd Wojtka był egoistyczny i podejrzewam, że rodzina Tomka Mackiewicza także w ten sposób nie myślała o Tomku, a takie głosy o nim już się pojawiły w sieci. Kiedy to słyszę, to ręce mi opadają. Po prostu wiążąc się z człowiekiem, który chodzi po górach, akceptujemy to, że będzie wyjeżdżać. W Polsce obowiązuje niepisany zwyczaj niemówienia źle o zmarłym. Szanujmy go i nie wylewajmy hejtu na ludzi, których motywacji nawet nie znaliśmy. Egoista to negatywne określenie. Nie zgadzam się, żeby o bliskich, którzy nie żyją, mówiono źle - podsumowuje Kozub.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1068)