Książeczka znów wpłynie na wynik wyborów? Ekspert: nie będzie to taka skala
Kontrowersyjna książeczka powraca. PKW ogłosiła, że przy październikowych wyborach parlamentarnych zastosuje rozwiązanie znane z ubiegłorocznego głosowania samorządowego. Czy to oznacza, że znów może wystąpić tzw. efekt książeczki? - Na pewno nie będzie to taka skala - przewiduje w rozmowie z Wirtualną Polską dr Jarosław Flis, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Dodaje jednak, że nowa książeczka może spowodować inny problem.
Przypomnijmy, że wynik ostatnich wyborów samorządowych, dokładniej do sejmików wojewódzkich, wzbudził wiele kontrowersji. Prawie co piąty oddany głos był nieważny (17,93 proc.), a trzecie miejsce z poparciem 23,68 proc. zajął PSL. Wynik Ludowców był największą niespodzianką w historii demokratycznych głosowań w Polsce. W sondażach przedwyborczych partia Janusza Piechocińskiego cieszyła się bowiem trzy razy mniejszym poparciem. Politycy PSL-u swój świetny rezultat tłumaczyli dobrą pracą w regionach, natomiast część politologów wskazywała na książeczkę z listami kandydatów. Ich zdaniem była ona tak skonstruowana, że mogła wprowadzać w błąd wyborców i premiować partię, która znajdowała się na pierwszej stronie, czyli Ludowców. Zdaniem dra Flisa, PSL mógł zyskać w ten sposób nawet 720 tys. głosów. Czy na podobną premię może liczyć komitet, który w październikowych wyborach parlamentarnych wystartuje z pierwszego miejsca na liście?
- Na pewno nie będzie to taka skala. Wynika to z faktu, że istotna część osób idzie na wybory lokalne po to, aby wyłonić wójta, burmistrza czy radnego w swojej gminie. Natomiast do głosowania w sejmikach przystępują oni z rozpędu. Istotna część tych wyborców nie ma żadnych preferencji ogólnokrajowych. To sprawia, że oddają oni głos losowo, a książeczka zawęziła im to pole i sprawiła, że oddawali swój głos na pierwszą stronę - tłumaczy Flis.
W jego ocenie taka sytuacja nie powtórzy się w wyborach parlamentarnych, ponieważ nie pójdą na nie osoby przypadkowe, tylko świadome swoich preferencji. - To głosowanie będzie dla nich daniem głównym, a nie deserem jak było to w przypadku sejmików - mówi socjolog UJ.
Na premię za pierwsze miejsce nie liczy PiS, który wspomnianą "jedynkę" wylosował. - To nie książeczka zdecyduje o tym jaki będziemy mieli wynik, tylko nasza ciężka praca. Nie liczymy na żadne bonusy wynikające z pierwszego miejsca na liście - tłumaczy Wirtualnej Polsce Elżbieta Witek, rzecznik prasowy partii.
Efektu książeczki nie spodziewa się również Platforma Obywatelska. - Premia pierwszej kartki nie będzie już obowiązywać dlatego, że zmieniliśmy kodeks wyborczy - mówi WP poseł PO, Robert Maciaszek. I dodaje, że według nowych zasad pierwszy komitet wyborczy znajdzie się dopiero na trzeciej kartce. - Na dwóch pierwszych pojawi się informacja o sposobach głosowania i warunkach ważności głosu oraz spis treści - tłumaczy rozmówca WP.
Zdaniem dra Flisa w najbliższych wyborach może jednak wystąpić efekt książeczki, ale innego rodzaju. - Ludzie będą głosować na każdą stronę, co przełoży się na kilkuprocentowy wzrost liczby głosów nieważnych - mówi socjolog UJ. Według rozmówcy WP, dodatkowy problem może stwarzać to, co miało być lekarstwem, czyli wspomniany spis treści.
- Istnieje obawa, że pewna część ludzi będzie głosować na spis treści. Wyborcy mogą stosować prosty algorytm. Chcę zagłosować na daną partię, otwieram drugą stronę, gdzie widzę nazwę tego ugrupowania, stawiam przy nim krzyżyk i odchodzę z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku nie mając świadomości, że właśnie oddałem głos nieważny - mówi Flis.
Z tą argumentacją nie zgadza się poseł Maciaszek. - Ludzie są już nauczeni, że nazwiska skreśla się w kratce. W spisie treści nie będzie natomiast zarówno nazwisk kandydatów jak i okien, w których można postawić krzyżyk - tłumaczy poseł PO. I przypomina, że zasady głosowania w żadnym stopniu się nie zmieniły.
Aby oddać ważny głos należy wybrać kartkę na której znajduje się lista kandydatów danej partii, a następnie obok nazwiska jednego z nich postawić krzyżyk.