Ks. Studnicki: "Kryzys Kościoła traktuję jak błogosławieństwo" [Wywiad]
"O. Rydzyk swoją wypowiedzią o biskupie Janiaku wyrządził Kościołowi wielką krzywdę oraz zranił osoby pokrzywdzone. Prymas oczekiwał od niego przeprosin" - zdradza w rozmowie z WP ks. Piotr Studnicki, Kierownik Biura Delegata KEP ds. Ochrony Dzieci i Młodzieży. Duchowny opowiada również o kryzysie Kościoła, koniecznych zmianach i walce z pedofilią.
Marcin Makowski: Rok 2020 to czas bezprecedensowego kryzysu zaufania do instytucji państwa oraz konfliktów wewnętrznych, dotyczy to również Kościoła. Czy mówimy o przejściowych problemach, a może o stałej tendencji?
Ks. Piotr Studnicki (Kierownik Biura Delegata KEP ds. Ochrony Dzieci i Młodzieży): Rzeczywiście ten mijający rok to czas niezwykłej kumulacji kryzysów, które mocno dotykają różnych dziedzin naszego życia. Zwrócił ostatnio na to uwagę nawet papież Franciszek podczas przemówienia bożonarodzeniowego do Kurii Rzymskiej, mówiąc, że "kryzys przestał być banałem przemówień i establishmentu intelektualnego, aby stać się rzeczywistością wspólną dla wszystkich". Widzimy, że kryzys nie omija także Kościoła, również w Polsce. Jeszcze kilka lat temu, patrząc na inne kraje, wydawało się nam, że nas to nie dotyczy. Dziś jest jasne, że pod tym względem nie jesteśmy wyjątkiem. Nowe jest być może jego natężenie i skala.
W związku z wprowadzeniem nowego kościelnego prawa ustanawiającego procedurę rozliczalności przełożonych, jesteśmy dzisiaj na etapie pytania o odpowiedzialność hierarchów. To pytanie padło bardzo mocno zwłaszcza w ostatnim filmie braci Sekielskich, a potem przez kolejne odsłony medialne zarzucające tuszowanie pedofilii w Kościele. Tak więc konkludując, nie jesteśmy na początku, ani u kresu tego kryzysu, ale fakt, że mówimy o nim coraz bardziej otwarcie, pomaga się nam z nim mierzyć.
Niektórzy duchowni mają odmienne zdanie. Uważają, że "wyciąganie brudów na zewnątrz" osłabia Kościół.
Gdybyśmy potrafili sami te brudy uczciwie czyścić, pewnie dziennikarze nie mieliby okazji wyciągnąć ich na zewnątrz. Problemem nie są media, ujawniające takie czy inne sprawy albo osoby pokrzywdzone, opowiadające o swoich traumatycznych przeżyciach. Geneza kryzysu leży w samym pojawieniu się tych przestępstw, a następnie ich kryciu. Kościół musi się uczyć na te zarzuty reagować adekwatnie, szukając w każdej poszczególnej sytuacji prawdy, odpowiedzialności i sprawiedliwości. Dopiero wtedy będzie można mówić o procesie odbudowy. Nie mam wątpliwości, że czekają nas kolejne lata podążania tą drogą, którą od pewnego czasu już idziemy.
Jak Kościół wygląda dzisiaj z perspektywy młodych księży, którzy być może chcieliby coś zmienić - ale patrząc na swoich przełożonych, załamują ręce? Czy znajduje ksiądz wokół siebie ludzi, którzy dają nadzieję, że może być lepiej?
Po pierwsze, kwestia wieku nie wydaje mi się jedynym i najważniejszym kryterium otwartego mierzenia się z problemem. Po drugie, gdy myślę o rozmowach z osobami, które czują troskę o Kościół, nie przychodzą mi do głowy tylko księża. Nasza perspektywa nie jest jedyna i najważniejsza. Na pewno jednym ze źródeł obecnego kryzysu jest zjawisko, które papież Franciszek nazwał "klerykalizmem" czyli nieewangelicznym uprzywilejowaniem duchownych, które powoduje dystans między księżmi a świeckimi. Taki sposób myślenia widzę nie tylko u księży, ale także u świeckich i nie zawsze jest to zależne od wieku. Ta sama odwaga mierzenia się z problemami albo pokusa ich bagatelizowania lub przemilczania obecna jest u świeckich oraz kapłanów. W związku z tym widzę wielką potrzebę otwartej i szczerej rozmowy w naszych kościelnych wspólnotach, aby rozbrajać ten sposób myślenia.
Miałem niedawno spotkanie z księżmi studiującymi w Rzymie. Opowiadałem im o Fundacji Świętego Józefa KEP i innych działaniach u podstaw podejmowanych w odpowiedzi na dramat wykorzystania seksualnego małoletnich w Kościele. W podobnie otwarty sposób podjąłem ten temat w trakcie głoszonych rekolekcji adwentowych w jednej z polskich parafii. Te i inne moje doświadczenia przekonują mnie, że istnieje potrzeba mówienia o tym, a wiedza rodzi coraz większe zrozumienie.
Nie ma ksiądz wrażenia, że można opowiadać i 20 godzin o tym, co Kościół robi dla ofiar, a potem na ambonę wychodzi o. Tadeusz Rydzyk i w towarzystwie polityków mówi, że bp. Edward Janiak to "męczennik mediów" – i wszystko na marne?
Patrząc na problem od strony komunikacji ze społeczeństwem, a także wewnętrznej komunikacji w Kościele, wypowiedź o. Rydzyka na temat bp. Janiaka wyrządziła wielką szkodę. Swoją "argumentacją" zranił osoby pokrzywdzone, które poczuły po raz kolejny, że nie ma dla nich miejsca w Kościele. Z hierarchy oskarżonego o krycie pedofilii, wobec którego Stolica Apostolska w wyniku przeprowadzonego dochodzenia wyciągnęła już konsekwencje, zrobił męczennika. To podminowywanie działań Kościoła, choćby związanych z finansowaniem terapii dla pokrzywdzonych przez poszczególne diecezje lub zakony. To także nadszarpnięcie czegoś niezbędnego w naszej pracy – zaufania. Są osoby skrzywdzone, a wiem to z bezpośredniego kontaktu, które potrzebują pomocy od Kościoła, np. w finansowaniu terapii, ale równocześnie boją się ją przyjąć, dlatego że tak mocno nasza instytucja utożsamiona jest ze sprawcą. Wypowiedź o. Tadeusza Rydzyka na pewno nie pomaga przełamać tego lęku. Ugruntowuje przekonanie wśród niektórych pokrzywdzonych, że Kościół nie stoi po ich stronie.
Czy reakcja Kościoła na zdania o bp. Janiaku oraz "księżach, którzy mają pokusy" – a wypowiedział się krytycznie choćby prymas Polak oraz abp Ryś – była wystarczająca?
Po pierwsze, jeżeli prymas Wojciech Polak zareagował, zrobił to w imieniu Episkopatu, ponieważ jako delegat ma mandat, aby reprezentować Episkopat w sprawach ochrony dzieci i młodzieży. Po drugie, dobrze się stało, że o. Tadeusz Rydzyk przeprosił, bo takie też było oczekiwanie księdza prymasa. Natomiast to nie rozwiązuje głębszego problemu, bo niestety nie mówimy o niefortunnym pojedynczym sądzie wygłoszonym gdzieś w półprywatnej rozmowie. Z tego co wiem, media związane z o. Tadeuszem Rydzykiem nie informowały swoich odbiorców o decyzjach Stolicy Apostolskiej i papieża w sprawie byłego już biskupa kaliskiego.
To systemowe krycie?
Rozumiem, że każde medium ma swoją optykę, o czymś może informować, o innych rzeczach nie. Jednakże decyzje podejmowane na najwyższym szczeblu Kościoła, powinny być rzetelnie relacjonowane przez katolickie media, w tym przez Radio Maryja i media związane z o. Rydzykiem. To na nich spoczywa ogromna odpowiedzialność za kształtowanie opinii publicznej i zmianę mentalności.
A propos zmiany mentalności. Obserwujemy ją zwłaszcza u osób młodych, które zaczęły manifestacyjnie sprzeciwiać się Kościołowi, dokonywać aktów apostazji, również – po decyzji Trybunału Konstytucyjnego – fizycznie atakować kościoły. Rozumie ksiądz ich gniew?
Staram się zrozumieć przyczyny tego gniewu, których zapewne jest wiele. Wydaje mi się, że u niektórych młodych doszło do uzewnętrznienia czegoś, co gromadziło się w nich od dawna w postaci obojętności wobec kościelnej instytucji. Teraz przybrało formę otwartego sprzeciwu, gniewu i wyraźnego odcięcia się od Kościoła. U innych ten gniew i protest mogą być przejawem jakiejś niezgody na to, co dzieje się w Kościele. Oczywiście smuci mnie widok ludzi, którzy odchodzą od Kościoła, bo sam jestem przekonany, że to wspólnota, w którym jest Chrystus, nadzieja i przestrzeń dla każdego, ale też nikogo nie potępiam za takie decyzje. Za każdą z nich stoi bowiem osobista historia. Staram się w takich momentach pamiętać, że historia żadnej z tych osób nie jest zamknięta. Wierzę też, że Bóg o relację z każdym z nas walczy do samego końca.
A wracając do tematu zaostrzenia prawa aborcyjnego…
Myślę, że agresja wymierzona w Kościół z tego powodu nie powinna nas zaskakiwać. To w jakiejś części cena, którą płacimy za wierność Ewangelii. Chrystus wielokrotnie mówił, że z Jego powodu będziemy odrzucani przez świat. Pytanie brzmi, czy dzisiaj mamy do czynienia z niechęcią tylko z powodu wierności Jego słowom?
I jaka jest na nie odpowiedź?
Zastanawiam się, czy Kościół nie płaci dzisiaj ceny za brak roztropności w relacjach z władzą. Decyzja Trybunału Konstytucyjnego automatycznie została utożsamiona z decyzją Kościoła, jakby była na jego życzenie. Czy związki między duchownymi a politykami nie są zbyt bliskie? Wiemy z historii, że gdy się tak dzieje, to nigdy nie służy Kościołowi. Obecne wydarzenia powinny skłonić nas do rachunku sumienia i zastanowienia czy i gdzie popełniliśmy błąd? Idąc dalej, można pytać, czy w ogóle pójście w katechezę szkolną okazało się korzystne dla formowania wiary?
Widzi w niej ksiądz istotne wady?
Wiele młodych osób, które wyszły na ulice polskich miast podczas Strajku Kobiet, przeszło przez katechezę w szkołach. I powinniśmy uczciwie pytać, z jakim skutkiem? Dla mnie punkt wyjścia w tego typu sprawach jest zawsze jeden: trzeba zaczynać od osobistego rachunku sumienia i zająć się tym, co za co odpowiadamy i na co mamy wpływ. Można obwiniać o wszystko różne zewnętrzne ideologie, natomiast trudniej uświadomić sobie, że może to my również wpłynęliśmy antyprzykładem na te osoby? One już nie widzą w nas wspólnoty wiary, wolności i miłości, ale coś w rodzaju aparatu politycznego. Jeżeli tak jest, to gdzieś popełniliśmy błąd.
Czy dzisiaj ksiądz wychodząc w koloratce na miasto czuje się nieswojo?
Zdarzają się sytuacje, w której ktoś na ulicy lub w mediach społecznościowych nazwie mnie "pedofilem" i to nie jest przyjemne. Pierwszy raz zdarzyło się to kilka lat temu, gdy w Polsce głośno było o sprawie ks. Gila i abp Wesołowskiego. Dziś słyszę to lub czytam znacznie częściej.
Jak ksiądz sobie te obelgi tłumaczy? Dlaczego ludzie tak mówią?
Z jednej strony jest to krzywdzące uogólnienie. Chciałoby się odpowiedzieć: jeśli pan/pani ma jakąś wiedze na temat popełnionego przeze mnie przestępstwa seksualnego wobec osoby małoletniej, to proszę niezwłocznie zgłosić to organom ścigania, bo za niedopełnienie tego obowiązku grozi do trzech lat pozbawienia wolności. Z drugiej strony, zdaje sobie sprawę, że przestępstwa popełnione przez niektórych, a patrząc statystycznie nielicznych duchownych rzuciły cień na wszystkich pozostałych, a w pewnym sensie na cały Kościół. Osobiście staram się przyjąć taki niesprawiedliwy sąd myśląc o Chrystusie, który przecież cierpiał za cudze, a nie własne grzechy. Wierzę, że jest to sposób naśladowania Jezusa i przezywania przynależności do wspólnoty Kościoła.
Jaki będzie obraz i kształt Kościoła przyszłości w Polsce? Będzie mniej liczny, ale bardziej uduchowiony? A może pójdziemy drogą niemal kompletnej laicyzacji?
Może to z naszej rozmowy bezpośrednio nie wynika, ale ja naprawdę patrzę na to wszystko, co się dzieje z Kościołem w Polsce, jak na błogosławieństwo.
Błogosławieństwo?
Wiele osób czuje się zgorszonych, ponieważ na jaw wychodzi skala grzechów, przestępstw, zaniedbań, która Kościół osłabia. Tyle, że musimy się zastanowić, co tak naprawdę osłabia Kościół bardziej: ujawnienie problemów czy ich ukrywanie? Chyba najbardziej osłabiające dla Kościoła jest to, że w ogóle do tak okropnego zła w naszej wspólnocie dochodziło, a my nie reagowaliśmy na nie właściwie. Błogosławieństwem jest to, że dzisiaj możemy uczciwie spojrzeć np. na historię kard. McCarricka i zastanawiać się, jak ktoś, kto dopuszczał się tak potwornych przestępstw mógł w ogóle zrobić w Kościele tak zawrotną karierę? Jeśli nie będziemy uczciwie szukać odpowiedzi na te i podobne pytania, to skażemy się na popełnianie tych samych błędów.
Zobacz też: O. Paweł Gużyński o możliwych konsekwencjach dla Tadeusza Rydzyka
Czyli to nie kryzys, a burza, po której przyjdzie oczyszczenie?
Myślę, że ono już się dzieje. Każde ujawnienie prawdy, choć wywołuje szok, jest jak przecięcie bolesnego wrzodu. Każda historia, którą wyjaśniamy z uczciwością, służy zdrowieniu tak osoby pokrzywdzonej jak i wspólnoty Kościoła. Jako Kościół przeżywamy trudny czas leczenia, któremu towarzyszy ogromne poczucie wstydu i bólu. Prawda i autentyczność w przeżywaniu tego jest jedyną drogą.
Będę jednak ciągnął księdza za język. Jaki będzie polski Kościół? Przetrwa?
Zakończę długim cytatem z – wtedy jeszcze księdza - Josepha Ratzingera z 1969 roku. "Z dzisiejszego kryzysu wyłoni się Kościół, który straci wiele. Stanie się nieliczny i będzie musiał rozpocząć na nowo, mniej więcej od początków. Nie będzie już więcej w stanie mieszkać w budynkach, które zbudował w czasach dostatku. Wraz ze zmniejszeniem się liczby swoich wiernych, utraci także większą część przywilejów społecznych. Rozpocznie na nowo od małych grup, od ruchów i od mniejszości, która na nowo postawi wiarę w centrum doświadczenia. Będzie Kościołem bardziej duchowym, który nie przypisze sobie mandatu politycznego, flirtując raz z lewicą a raz z prawicą. Będzie ubogi i stanie się Kościołem ubogich. Wtedy ludzie zobaczą tą małą trzódkę wierzących jako coś kompletnie nowego: odkryją ją jako nadzieję dla nich, odpowiedź, której zawsze w tajemnicy szukali".
Choć trudne lata przed nami, bardzo się w tych słowach odnajduję. Wierzę, że ten kryzys jest – jak to ostatnio powiedział papież Franciszek - "szansę na nawrócenie i odzyskanie autentyczności". Kościół znowu stanie się sobą.
Dla WP Wiadomości rozmawiał Marcin Makowski