Na tęczowych nabożeństwach, które organizuje, ks. Roman Pracki przeprasza osoby LGBT+ za niesprawiedliwość, której doświadczają. Za przekraczanie ich granic. Za wytykanie palcem. Za przemoc. - Uważam, że homofobia jest grzechem – mówi duchowny w rozmowie z Wirtualną Polską.
Łukasz DynowskI: Wierni się na księdza nie skarżą?
Ks. Roman Pracki, polski duchowny ewangelicko-augsburski, dr teologii porównawczej i dialogu, psychoterapeuta: Zapewne pyta pan o tęczowe nabożeństwa?
Tak.
Przez pierwsze lata była to inicjatywa lokalna, skierowana do wąskiego grona osób zainteresowanych. Uczestniczyło w nich od 20 do 50 osób. Zdaje się, że trzy lata temu po raz pierwszy pojawił się jakiś negatywny komentarz w internecie.
Czyj komentarz?
Nie do końca pamiętam od kogo i od czego się zaczęło, ale wynikła z tego internetowa dyskusja. Poproszony przez moich zwierzchników o zajęcie stanowiska, napisałem takie krótkie, zwięzłe oświadczenie.
Ogólnie rzecz biorąc, że jako duchowny dysponuję dwoma atrybutami – Ewangelią i Sakramentem, które należą się każdemu, kto o nie prosi, bez względu na jego status społeczny, tożsamość seksualną, płciową czy jakiekolwiek inne uwarunkowania.
Dziwi księdza taka reakcja? Ksiądz podczas nabożeństw ustawia na ołtarzu tęczę. Takie podejście znacząco odbiega od tego, do czego przyzwyczaiły nas kościoły – czy raczej Kościół katolicki – w Polsce.
Nie dziwi. Uważam, że jest ona częścią chrześcijańskiej wyznaniowości. Jeżeli ktoś chce w ten sposób przeżywać Pismo Święte, zgodnie z własną interpretacją teologiczną, to ma do tego prawo. Ja natomiast reprezentuję nieco innych nurt teologiczny i duszpasterski, również obecny w chrześcijaństwie.
A co do tęczy – pochodzi ona z takiego drewnianego zestawu do katechezy o Arce Noego. Tęcza jest jednym z najstarszych symboli religijnych. Ma pan ją na przykład w XV-wiecznym tryptyku ołtarzowym "Sąd Ostateczny" Hansa Memlinga, który znajduje się w Muzeum Narodowym w Gdańsku.
Mam ją też jako aureolę Matki Boskiej na marszach LGBT. To nie jest obraza uczuć religijnych?
Matka Boska nazywana przez Ojców Kościoła "pierwszą chrześcijanką" i "matką wszystkich wierzących", z tęczową aureolą to dla mnie bardzo pozytywne przesłanie jako Mater Misericordiae absolutnie wszystkich chrześcijan i chrześcijanek.
Tęcza jest symbolem pojednania tego, co ludzkie i boskie, czyli inkarnacji Boga w człowieku, czyli w łonie Maryi Dziewicy. Polecam sięgnąć do Księgi Mądrości Syracha 43, 11 i 12.
Tęcza na ołtarzu to jedno. A drugie to to, że podczas nabożeństw ksiądz przeprasza gejów, lesbijki, osoby transpłciowe, biseksualne. Za co?
Za niesprawiedliwość, której doświadczają. Za przekraczanie ich granic. Za wytykanie palcem. Za przemoc. Statystyki są jednoznaczne – w zasadzie nie ma osoby nieheteronormatywnej, która nie doświadczyłaby wytknięcia, wyszydzenia.
Ale dlaczego ksiądz przeprasza? Przecież to nie ksiądz wyszydza.
To się zwyczajnie osobom LGBT należy. Wstyd mi za to, czego doświadczają i czuję się w obowiązku, od tego zaczynać wspólną modlitwę. Poza tym każda liturgia zakłada najpierw akt pokuty, a potem przyjęcie łaski – wyznanie nie tylko wiary, ale także grzechu. Homofobia jest grzechem kościoła, który warto wyznać i za który należy przeprosić.
Dlaczego jest grzechem?
Bo jest oparta na strachu przed stworzoną przez Boga różnorodnością płci i tożsamości oraz powodem nienawiści a w konsekwencji krzywdy drugiego człowieka.
I z tego przekonania, że homofobia jest krzywdzeniem ludzi, wzięły się nabożeństwa tęczowe?
Pierwsze nabożeństwo tęczowe miało miejsce 8 lat temu. Prowadzone są zawsze w okolicy Światowego Dnia Przeciwdziałania Homofobii, Transfobii i Bifobii, który przypada 17 maja.
Z prośbą o taką modlitwę zwrócili się do mnie moi parafianie, którzy byli zaangażowani w fundację "Wiara i Tęcza". Na przestrzeni tych kilku lat w przygotowanie i realizację zaangażowani byli także inni duchowni. Szczególnie ks. Dawid Baron, który przez pierwsze lata wziął na siebie ciężar organizacji. Potem dołączyli do nas inni duchowni.
Osobiście nigdy nie spotkałem się z homofobią w mojej rodzinie, parafii, Kościele, ani jako ksiądz, ani student czy wykładowca. Nikt nigdy czegoś takiego mnie nie nauczył, nikt nigdy mnie czymś takim nie zaraził. Może dlatego ta inicjatywa wydała mi się bliska.
Co na te nabożeństwa księdza przełożeni? Kościół ewangelicki jest mocno zdecentralizowany, ksiądz komuś podlega, komuś, kto mógłby zareagować, gdyby uznał, że to wbrew naukom Kościoła?
Kościół z natury swej jest konserwatywny i jedynie bywa progresywny. Biskupi mają trudne zadanie łączenia wody chrztu z ogniem ducha. Ta inicjatywa od początku była za wiedzą i zgodą moich przełożonych, kiedy pojawiły się krytyczne głosy na temat tych nabożeństw, zwierzchnicy solidarnie potwierdzili, że Kościół dla każdego ma to samo przesłanie o bezwarunkowej miłości Boga w zwiastowanej Ewangelii, Chrzcie i Eucharystii, uznając równouprawnienie w dostępie do Słowa Bożego i Sakramentów każdego wierzącego.
Kto przychodzi na nabożeństwa tęczowe?
Wszyscy, którzy mają taką potrzebę.
Katolicy również?
Tak.
Przecież nie należą do Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego. Przychodzą dlatego, że chcą wierzyć w Boga, ale nie chcą być katolikami?
Bynajmniej. Przychodzą dlatego, że chcą być katolikami, chcą wierzyć w Boga, ale jest im niezwykle przykro, z powodu braku akceptacji takimi, jakimi zostali stworzeni.
To nie jest tak, że ksiądz próbuje przeciągnąć katolików na swoją stronę? Że próbuje sobie stworzyć "fajny" Kościół, który będzie w opozycji do Kościoła katolickiego?
Nie ma tu żadnej opozycji. Słowo "przepraszam" może sprawić, że przynajmniej na jedną godzinę kościół będzie bezpieczną przestrzenią dla tych osób. I że wtedy Ewangelia i przesłanie o łasce i bożym miłosierdziu, znajdzie uchylone okienko do ludzkiego serca.
Na nabożeństwa przychodzą też osoby, które wprost deklarują się jako niewierzący. Ale biorą udział właśnie dla wspólnoty i solidarności. To nie jest nabożeństwo przeciwko komuś. To jest pozostawienie wszystkiego tego, co dzieli i krzywdzi, na zewnątrz oraz doświadczanie tego, co łączy, za pomocą środków łaski, którymi dysponuje Kościół.
Opozycji może nie ma, ale czyż – parafrazując Biblię – jest ksiądz stróżem brata swego katolickiego?
Absolutnie nie jestem niczyim stróżem. Wręcz przeciwnie. Liturgia każdej z tych modlitw jest przygotowywana w zespole kilkunastu osób różnych wyznań, które układają modlitwy, dobierają teksty.
Jednemu duchownemu powierzone jest kazanie innemu psalm responsoryjny. Dokładamy wszelkiej możliwej dbałości, żeby nie było tam treści w żaden sposób antagonizujących.
Ale ksiądz przeprasza z ambony za duchownych, nie tylko luterańskich, ale w ogóle duchownych, a więc pewnie i katolickich. A jak ksiądz przeprasza, to tym samym ocenia ich postawę. Zapytam więc inaczej: jakie ksiądz ma do tego prawo? Czy to nie jest wykraczanie poza swoje terytorium?
Mam takie samo prawo jak każdy. To, czy ktoś to przyjmie i jak zrozumie, to już jest jego sprawa. Ale nikogo tym nie krzywdzę.
Nie słyszałem o księdzu katolickim, który by przepraszał z ambony gejów i lesbijki. Czy to dlatego, że kościół luterański różni się na tym polu od katolickiego? Jest w nim jakaś wiodąca interpretacja dotycząca osób LGBT?
W Księdze Rodzaju 1, 27 jest napisane, że Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo, jako mężczyznę i kobietę.
Konserwatywny nurt w teologii interpretuje to jako definicję binarnej płciowości i heteroseksualnej tożsamości człowieka. Egzegeza rabiniczna w midraszu B’rszit Rabba oraz wczesnochrześcijańskie teksty Grzegorza z Nyssy, Klemensa Aleksandryjskiego, Efrema Syryjczyka, poparte badaniami współczesnych biblistów skłaniają do odrobinę innej wykładni.
Mianowicie, że Bóg na swoje podobieństwo stworzył to, co "męskie" i "żeńskie", które hebrajski źródłosłów w starych przekładach Pisma Świętego na język polski oddaje umieszczony na końcu tekstu zaimkiem "je".
Mamy zatem interpretację klasyczną, stricte "binarną" oraz bardziej androgyniczną, popartą chrystologicznie w Liście do Galacjan 3,28. Współczesna nauka potwierdza, że płciowość człowieka wykracza poza klasyczny dualizm. W interpretacji tekstu biblijnego należy wziąć pod uwagę fakt, że został on spisany zgodnie ze stanem ówczesnej wiedzy oraz obowiązującymi przed wiekami normami kulturowymi.
Dzisiejsza wiedza i normy seksuologiczne, pozwalają nam powiedzieć, że definicja człowieka jest szersza, natomiast analiza językowa tekstu źródłowego to potwierdza. Znajdziemy szereg tekstów biblijnych, które pokazują nam, że człowiek stworzony na obraz Boga może być różny, niebinarny.
Nawet sam Bóg nie jest przecież ani mężczyzną, ani kobietą, choć oczywiście zwracamy się do Niego "Ojcze nasz". Analizę językową, a w zasadzie teolingwistyczną na ten temat, opracował prof. Aleksandra Gomola w książce "Bóg kobiet".
Słucham? Bóg nie jest ani mężczyzną, ani kobietą?
Oczywiście. Gdyby było inaczej, to byłoby to obrazoburcze, zarówno w Judaizmie, jak i w Chrześcijaństwie. Stwórca wyraża siebie i opisuje poprzez to, co kulturowo przyjęte, jako typowo męskie, ale częstokroć także jako stricte kobiece.
Widzę pana minę… więc sięgnę do Biblii: Księga Powtórzonego Prawa 32, 18, Księga Izajasza 42, 14 oraz Psalm 2,7 to Bóg przyrównany wprost do rodzącej kobiety; Księga Izajasza 49,14-16 oraz Księga Ozeasza 11,1-4 to Bóg zobrazowany jako matka; w Księdze Hioba 10,8-12 i Ewangelii według św. Mateusza mamy Boga jako gospodynię. W księdze Psalmów 22,10 i Izajasza 66, 10 - Bóg to wręcz położna, która pomaga w naszym narodzeniu, ponieważ tradycyjnie to kobiety pomagały i pomagają kobietom rodzić dzieci.
Teksty, w których Bóg jest wojownikiem, pasterzem, ogrodnikiem, a więc raczej identyfikowany z mężczyzną są zazwyczaj lepiej przyswajalne. Biblia sama zaprasza nas do krytycznej lektury, która wykracza poza przekład na język polski… np. Duch Święty zarówno w hebrajskim, jak i greckim oryginale, jest rodzaju żeńskiego.
To tylko mały przykład inkluzywnego przekazu Pisma Świętego na temat płci.
Skoro sam Bóg jest androgyniczny, to skąd ta niechęć Kościoła katolickiego do LGBT?
Nie widzę spójnej teologicznej interpretacji takiego podejścia. Bardziej czuję, niż rozumiem w tej postawie osobisty afekt, aniżeli przemyślane stanowisko.
Dlatego mówiąc o stosunku teologii rzymskokatolickiej do osób LGBT, zamiast niechęci pojedynczych osób, wolę wziąć pod uwagę zapisy katechizmu Kościoła Katolickiego, który nakazuje traktowanie osób niehteronormatywnych "z szacunkiem, współczuciem i delikatnością", aby "unikać wobec nich jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji" (KKK 2358).
Dziwi księdza postępująca ateizacja społeczeństwa?
Sekularyzacja jest nieunikniona. Kościół coraz częściej żyje sam dla siebie w jubileuszach, ceremoniach i celebracjach, oddalając się krok po kroku od życiowych doświadczeń przeciętnego człowieka.
A ksiądz wierzy jeszcze w Boga?
Oczywiście, wierzę w Jezusa Żyda, syna Maryi z Nazaretu, który jest moim Zbawicielem oraz ma tę samą łaskę i miłosierdzie dla każdego człowieka. Ale nie wierzę w homofobicznego Boga.
To zapytam inaczej: wierzy ksiądz jeszcze w Kościół?
Jeśli pan pyta o Kościół instytucjonalny, to jest oczywiste, że nie przetrwa on w takiej formie, w jakiej znaliśmy go do tej pory. Będą to raczej małe wspólnoty, wrócimy zapewne do początków. Jeszcze do niedawna wydarzenia religijne ze względu na liczbę wiernych organizowano na stadionach, a dziś już to się nie zdarza.
Co to znaczy, że nie przetrwa w takiej formie, w jakiej go znaliśmy. Ludzie nie będą co niedzielę chodzić na mszę?
Będą, ale zanim kościoły opustoszeją z wiernych, zabraknie wystarczającej liczby duchownych.
Ksiądz sam trochę oddalił się od swojego Kościoła, bo od lipca nie jest już proboszczem parafii św. Marcina w Krakowie.
Tak, ale prowadzę wciąż rekolekcje i nabożeństwa. Otrzymałem od przełożonych funkcję duszpasterza osób zagrożonych wykluczeniem społecznym i ich rodzin. To zadanie jest swego rodzaju misją, aby zwrócić się do tych, którzy żyją na skraju społecznej akceptacji, ale mogą w pełni być obecni w Kościele.
Na czym polega to duszpasterstwo?
Na tym, że osoby odczuwające wykluczenie mogą zwrócić się bezpośrednio do mnie z prośbą o wsparcie. To nie tylko osoby LGBT, ale szereg innych, które doświadczają stygmatyzacji społecznej.
Towarzyszę osobom w różnych kłopotach i diagnozie oraz ich rodzinom. Osobom w trakcie tranzycji lub mieszkańcom "strefach wolnych od LGBT", mieszkańcom hosteli interwencyjnych oraz wychodzącym z uzależnienia i bezdomności.
To są ludzie, dla których medialna stygmatyzacja nie jest abstrakcją, jakąś "ideologią", tylko dogłębnym osobistym zranieniem najbardziej intymnej części ich osobowości. To są rodzice młodych ludzi, którzy dokonują coming outu i pytają, jak mają teraz traktować swojego syna czy córkę. To są ich siostry, bracia, współpracownicy i duszpasterze też.
Co przeżywają młode osoby LGBT, które się do księdza zwracają?
Przyjmują bardzo do siebie to wszystko, co słyszą na zewnątrz. I pytają, czy to jest prawda, czy mają tak o sobie myśleć. A jeżeli mogą o sobie myśleć inaczej, to proszą, żeby im to wytłumaczyć, dlaczego ja uważam inaczej.
Ale w racjonalny sposób, nie emocjonalnie, przy pomocy komunałów "że Bóg kocha grzesznika, ale nienawidzi grzechu" itp. Niektóre z tych osób zostały wyrzucone z domu, inne same wyjechały. Pewna młoda transpłciowa kobieta w trakcie tranzycji hormonalnej, zmieniająca z miesiąca na miesiąc swój wygląd, stała się obiektem drwin, kpin, wyzwisk, przemocy.
Nastolatkowie gromadzili się codziennie w drodze do szkoły pod jej oknem i obrzucali wyzwiskami, rzucali kamieniami w okna.
Gdzie są w takich sytuacjach rodzice?
Są bezradni. A czasami sami są w pomieszaniu i zagubieniu. Bywa też inaczej. Pamiętam świadectwo pewnej matki, która udała się do swojego proboszcza z pytaniem, co ona ma teraz myśleć o swojej córce, która wcześniej była synem. I ten duszpasterz w swojej mądrości zapytał: "A ma pani zdjęcie?".
I ona pokazała, a on przyjrzał się uważnie i powiedział: "Noooo, dziewczyna!". I może nie trzeba nic więcej. Taki mały gest potrafi odczynić urok, dokonany zostaje swego rodzaju egzorcyzm. Miłość może wszystko zmienić.
Już po raz kolejny ksiądz mówi, że osoba LGBT została wyrzucona z domu.
To najbardziej jaskrawe przypadki. Wtedy najmocniej widać niezrozumienie i zagubienie. Znam też ewangelickiego duchownego, który przyjaciółkę swojej córki, gdy ta ujawniła w domu swoją tożsamość i została wyrzucona, przyjął pod swój dach.
A potem, co podziwiam, negocjował z rodziną dziewczynki jej powrót do domu. Spotkałem się też z sytuacją, kiedy mama dziecka LGBT zapytała księdza, co ma robić, a ten powiedział jej wprost: "Szatana z domu trzeba wygnać".
I wygnała?
Na szczęście szukała pomocy i zrozumienia dalej. Pani psycholog bodaj z miejscowego GOPSU okazała się osobą kompetentną i wrażliwą. Powiedziała jej, że to jest normalna sprawa.
Czyli u psychologa można prędzej znaleźć pomoc niż w Kościele.
To by było niesprawiedliwe uogólnienie. Należy korzystać z pomocy fachowców. Ta pani słusznie rozeznała, że ksiądz nie udzielił jej właściwej pomocy. Jest wielu mądrych księży i zdarzają się niestety psychologowie z przypadku.
Każde rzemiosło powinno być wykonywane w oparciu o najlepszą wiedzę i doświadczenie, a nie na podstawie przekonań i sumienia. Dotyczy to każdego zawodu bez wyjątku.
Ksiądz sam jest psychoterapeutą.
Tak, w rzeczy samej. Zaangażowanie w pracę kliniczną, szczególnie w trakcie pandemii, przyczyniło się do tego, że przedłożyłem pracę z pacjentami ponad funkcje proboszcza.
Bycie proboszczem się księdzu znudziło?
Bynajmniej, pandemia i dystans społeczny spowodowały, że zaangażowałem się w realną pomoc osobom cierpiącym. Przybyło zaburzeń depresyjnych, nastąpił duży napływ pacjentów, szczególnie młodych dorosłych.
Uznałem, że w tej przestrzeni mogę być bardziej użyteczny. Jednocześnie zachowuję swoje kompetencje duchownego i towarzysze tym, którzy potrzebują mnie jako duszpasterza i teologa.
Pacjentom nie przeszkadza, że ich psychoterapeuta jest księdzem? Psychoterapeuta powinien być przecież dla pacjenta jak czysta karta.
Część moich pacjentów to osoby religijne, mają potrzebę uszanowania ich światopoglądu. Inne z kolei zupełnie na to nie zwracają uwagi. Jeszcze inni są zdziwieni, gdy po czasie rozeznają, że ich terapeuta jest jednocześnie księdzem.
Podobne zjawisko może mieć miejsce, gdy terapeuta jest jednocześnie lekarzem psychiatrą albo pedagogiem i wtedy pacjent może mieć poczucie, że jest bardziej w kontakcie z lekarzem czy nauczycielem.
Jest jednak różnica między lekarzem psychiatrą a księdzem, różnica w odbiorze społecznym.
Zdecydowanie nie modlę się z pacjentami. Ani nie terapeutyzuję w rozmowach duszpasterskich. Nie godzę się na terapię osób, z którymi mam relacje religijne. Niektóre osoby zgłaszają się na terapię bez świadomości, że jestem osobą duchowną. A jak się orientują, to albo im to coś robi i trzeba to omówić i rozgraniczyć, albo nie sprawia im to różnicy.
Co im to może robić?
Może im się pojawić niepokój: ksiądz, spowiedź, grzech, ocena. Dobrze wypadłem czy źle? Pacjenci mogą myśleć, że są oceniani światopoglądowo i etycznie. Są też osoby, które wprost zwracają się do mnie jako psychoterapeuty, który zrozumie ich duchowość i religijność.
Zdarza się, że otrzymują takie zalecenie po konsultacji u innego specjalisty, z którym współpracuję. Są to zazwyczaj osoby zaangażowane religijnie, bardzo mocno przeżywające swoją wiarę. Może więc być to zarówno czynnik leczący, jak i zaburzający.
Jako psychoterapeuta współpracuje ksiądz z prof. Bogdanem de Barbaro, który jako jeden z pierwszych psychoterapeutów w Polsce zaczął otwarcie prezentować swoje stanowisko polityczne. Nabożeństwa tęczowe to nie jest przypadkiem otwarcie się na polityczność właśnie, opowiedzenie się po którejś ze stron?
Stanowisko profesora jest otwarte i jasne, gdy wymaga tego sytuacja, oraz nieprzeniknione, gdy jakiejś sprawie się to nie przyda. W moim przekonaniu nie jest to stanowisko polityczne, ale działanie prospołeczne, wypowiedziane w konkretnej sytuacji epidemiologicznej.
Odsyłam czytelników do wykładu pana prof. Bogdana de Barbaro, inaugurującego rok akademicki 2021/2022 na Uniwersytecie Jagiellońskim, które można znaleźć w sieci. Podobnie nabożeństwo jest jedynie modlitwą o pokój i poszanowanie bliźniego. Działania polityczne są z gruntu inne i mają swoje cele, konkretne programy i komitety wyborcze.
Pytam o polityczność, bo podczas nabożeństw tęczowych mówi ksiądz również, że osoby LGBT doświadczają przemocy ze strony polityków, samorządowców, urzędników. Mówi ksiądz: "Twój prezydent odmawia ci człowieczeństwa" i choć za prezydenta ksiądz nie przepraszał…
… mógłbym, jeśli jest taka potrzeba.
A trzeba?
Warto, aby przywracać podmiotowość każdej i każdemu z dwóch milionów osób nieheteronormatywnych w Polsce.
Nie ma ksiądz poczucia, że robiąc te nabożeństwa w kraju takim, jak Polska, popełnia seppuku?
Zdaję sobie sprawę, jak bardzo może złościć mówienie o zróżnicowanej religijności, płciowości czy seksualności. Modlitwa może sprawić, że inny stanie się mniej obcy i zostanie rozpoznany jako swój.
Koleżanka psycholożka przypomina mi czasem, że nowe umiejętności opanowujemy w kilka tygodni, ale utrwalonych nawyków pozbywamy się latami.
Czyli zero niepokojów?
Zdarzało się, że inne osoby odczuwały lęk.
Kto?
Powiem raczej, kto pomógł przezwyciężyć moje obawy. Poznałem wspaniałych ludzi, lekarza Artura Kapturkiewicza, prezesa fundacji "Wiara i Tęcza", filologa Jerzego Krzyszpienia, muzyka Łukasza Laxy oraz pięknych ludzi z chóru Krakofonia.
Obawy przezwycięża się najlepiej z kimś, kto jest od ciebie odrobinę odważniejszy. Kościół w swojej historii głosił Ewangelię zazwyczaj w niekorzystnych okolicznościach. Do tego nie potrzeba ani państwowych dotacji, ani telewizji czy radia. Tylko kilka metrów kwadratowych pod dachem i otwartych serc.
A jednak Kościół instytucjonalny, zwłaszcza katolicki, mierzy się też z problemami, z jakimi być może się nigdy nie mierzył. Co by ksiądz w nim zmienił?
Mogę powiedzieć, jaki jest Kościół moich marzeń: skromny.
Skromniejszy niż obecnie?
Zwyczajnie skromny, czyli taki, który pozwala każdemu czuć się u siebie. Każdy sam najlepiej wie, co go uwiera, co mu zasłania Chrystusa i zagłusza Ewangelie.
Nabożeństwa tęczowe to chyba też wyraz wiary nie tylko w skromny, ale też w Kościół inny od tego, jakim jest obecnie Kościół katolicki – a więc wiary w Kościół bardziej przyjazny wobec osób LGBT i wobec wszystkich wykluczonych. Pytanie tylko, czy nie są to wszystko pobożne życzenia.
Nie należy mieć ambicji liczonej w setkach i tysiącach. Jezus mówi: "Gdzie dwóch albo trzech gromadzi się w moim imieniu, tam jestem pośród nich". Rolą duchownego jest być nawet z jedną osobą. Bo dwie osoby to już jest Kościół.
I dalej będzie ksiądz prowadzić nabożeństwa tęczowe?
Tak.
I dalej ksiądz będzie protestować?
Odpowiem cytatem z "Kiedy przyszli..." Niemöllera:
"Kiedy naziści przyszli po komunistów milczałem - nie byłem komunistą. Kiedy zamknęli socjaldemokratów, milczałem - nie byłem socjaldemokratą. Kiedy przyszli po homoseksualnych, nie protestowałem - nie byłem homoseksualny. Kiedy przyszli po Żydów, milczałem - nie byłem Żydem. Kiedy przyszli po mnie - nie było już nikogo, kto mógłby zaprotestować" (Martin Niemöller był niemieckim pastorem luterańskim, więźniem obozów koncentracyjnych w Sachsenhausen i Dachau w latach 1938-1945).