Krzysztof Persak: Kto był sprawcą zbrodni w Jedwabnem?
Po latach od odkrycia zbrodni w Jedwabnem, wciąż podnoszone są wątpliwości, co do jej sprawców. Pojawiają się wezwania, aby IPN wznowił śledztwo. Ale czy w tej sprawie jest jeszcze coś do odkrycia? Czy rzeczywiście wciąż nie wiemy kto dokonał masowego mordu na Żydach 10 lipca 1941 roku?
31.10.2017 | aktual.: 31.10.2017 09:38
Na przestrzeni ostatniego roku na nowo rozgorzał spór o mord Żydów w Jedwabnem. W lipcu 2016 roku, w 75. rocznicę popełnionej w 1941 roku zbrodni, występująca w programie telewizyjnym Moniki Olejnik minister edukacji narodowej, Anna Zalewska, wiła się jak piskorz, by nie powiedzieć, że sprawcami mordu byli Polacy. Sugerowała, że "dramatyczna sytuacja, która miała miejsce w Jedwabnem, jest kontrowersyjna" i właściwie nie wiadomo, jaka jest prawda. W tym samym czasie kandydujący na prezesa Instytutu Pamięci Narodowej doktor Jarosław Szarek powiedział przesłuchującej go komisji sejmowej, że "wykonawcami tej zbrodni byli Niemcy, którzy wykorzystali w machinie własnego terroru pod przymusem grupkę Polaków".
Stwierdzenia te stały w sprzeczności z wynikami śledztwa IPN z lat 2000-2003, zgodnie z którymi bezpośrednimi sprawcami mordu Żydów 10 lipca 1941 roku było co najmniej kilkudziesięciu mieszkańców Jedwabnego i okolicznych wsi, a obecni tego dnia w miasteczku gestapowcy i żandarmi niemieccy odegrali rolę inspiratorów i podżegaczy, ale nie brali czynnego udziału w zbrodni. Nic też dziwnego, że wypowiedzi minister Zalewskiej i prezesa Szarka zostały odebrane jako próba relatywizacji dotychczasowych ustaleń IPN i zachęciły tych, którzy od dawna nie chcieli się z nimi pogodzić (trzeba jednak odnotować, że w sierpniu 2016 roku w wywiadzie udzielonym "Rzeczypospolitej" Jarosław Szarek uznał ustalenia śledztwa IPN za nadal wiążące).
Archiwum w dawnej siedzibie IPN przy ul. Towarowej w Warszawie. To właśnie pion archiwalny odpowiedzialny jest za ewidencjonowanie, gromadzenie, przechowywanie a także opracowywanie i zabezpieczanie wszelkich dokumentów organów bezpieczeństwa państwa.
W rezultacie podniosły się głosy żądające wznowienia zakończonego śledztwa, a przede wszystkim dokończenia przerwanej w 2001 roku ekshumacji grobu masowego ofiar. Z inicjatywy lubelskiej historyczki doktor Ewy Kurek w kwietniu 2017 roku do Prokuratora Generalnego trafił wniosek w tej sprawie podpisany przez ponad jedenaście tysięcy osób. Pojawiły się też informacje o nowych naocznych świadkach wydarzeń w Jedwabnem. W końcu sierpnia 2017 roku prokurator białostockiego oddziału IPN przesłuchał zamieszkałą w Orzyszu 90-letnią Aleksandrę K. Nie podała ona jednak żadnych nowych, nieznanych dotychczas informacji o okolicznościach zbrodni w Jedwabnem i jej sprawcach, toteż – jak wynika z komunikatu pionu śledczego IPN z 5 września 2017 roku – nie znaleziono podstaw do podjęcia na nowo i kontynuowania prawomocnie umorzonego śledztwa.
Co się stało w Jedwabnem?
O zbrodni w Jedwabnem opinia publiczna dowiedziała się w 2000 roku z książki Jana Tomasza Grossa "Sąsiedzi. Historia zagłady żydowskiego miasteczka". To niewielkie, ale napisane z polemicznym temperamentem studium wywołało szok, ponieważ podważało utrwalony autoportret Polaków jako wyłącznie ofiar wojny. Gross opisał jak 10 lipca 1941 roku Polacy z Jedwabnego, z inspiracji i za przyzwoleniem Niemców, wymordowali przez spalenie w stodole swoich żydowskich współmieszkańców. Całopalenie poprzedzał spektakl znęcania się nad zgromadzonymi na rynku miasteczka żydowskimi rodzinami, towarzyszyły temu również indywidualne zabójstwa i plądrowanie żydowskich domów.
Śledztwo IPN oraz równoległy projekt badawczy potwierdziły te fakty, pozwoliły również głębiej wyjaśnić ich genezę i kontekst historyczny. Okazało się, że zbrodnia w Jedwabnem nie była odizolowanym epizodem. Stanowiła fragment fali antyżydowskich pogromów, jaka latem 1941 roku, po ataku Niemiec na ZSRR, przetoczyła się wzdłuż całego frontu wschodniego – od Łotwy po Besarabię. U ich podłoża leżały przedwojenny antysemityzm, napięcia międzyetniczne i antyżydowskie resentymenty narosłe podczas okupacji sowieckiej, motywy rabunkowe, wreszcie – w wielu przypadkach – niemiecka inspiracja. Na terenach zwarcie zamieszkałych przez ludność polską do takich pogromów doszło w co najmniej 26 miejscowościach w Łomżyńskiem i na zachodniej Białostocczyźnie, gdzie przed wojną silne były wpływy narodowej demokracji i stanowiącego element jej programu politycznego antysemityzmu.
W Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN powstała stała ekspozycja poświęcona pogromowi w Jedwabnem. Na zdjęciu fragment wystawy.
Żydzi, zgodnie z głęboko zakorzenionym stereotypem "żydokomuny" stali się kozłami ofiarnymi, na których miejscowi nacjonaliści dokonywali zemsty za niedawne represje sowieckie. Niemcy, doskonale zdając sobie sprawę z tych nastrojów, starali się je umiejętnie podsycać. Na przełomie czerwca i lipca 1941 roku szef Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy, Reinhard Heydrich, wydał serię dyrektyw dla operujących na zapleczu frontu oddziałów specjalnych Policji Bezpieczeństwa w sprawie organizowania "pogromów ludowych". W jednym z rozkazów zwracał uwagę na szczególne znaczenie Polaków jako elementu inicjującego pogromy, gdyż "ze względu na swe doświadczenia ujawnią nastawienie zarówno antykomunistyczne, jak i antyżydowskie".
Czy mogło być inaczej?
Wszystko wskazuje więc na to, że w Jedwabnem, a także w niedalekim Radziłowie, gdzie 7 lipca 1941 roku w obecności kilku gestapowców doszło do zbrodni wedle bliźniaczego scenariusza, mieliśmy do czynienia z wręcz modelowymi przykładami realizacji dyrektyw Heydricha. A jeśli tak, trudno się spodziewać, by w przyszłości mogły się pojawić wiarygodne źródła diametralnie zmieniające znany dziś obraz wydarzeń. Rozkazy Heydricha wyraźnie nakazywały "nie pozostawiać śladów" niemieckiej inspiracji, co oznacza, że Niemcy powinni byli unikać bezpośredniego udziału w pogromach.
Reinhard Heydrich był organizatorem konferencji w Wannsee i jednym z głównych współodzpowiedzialnych za Holocaust. To on właśnie w 1941 roku wydał serię dyrektyw w sprawie organizowania "pogromów ludowych".
W ówczesnym wyjątkowym momencie, gdy na zdobytych terytoriach byli traktowani przez miejscową ludność jak wyzwoliciele spod okupacji sowieckiej, nietrudno im było znaleźć gorliwych wykonawców zbrodni. Jest zresztą znamienne, że w tuż powojennych procesach uczestników pogromów oskarżeni, zaprzeczając własnemu udziałowi, nie próbowali nawet przerzucać odpowiedzialności za bezpośrednie sprawstwo zbrodni na Niemców. Kiedy istniała świeża pamięć o tych wydarzeniach, taka linia obrony byłaby zupełnie niewiarygodna.
Jest natomiast prawdą, że podczas śledztwa IPN w 2001 roku nie wyzyskano w pełni możliwości dowodowych, jakie stwarzały prace archeologiczno-ekshumacyjne. Zadecydowała o tym chęć uszanowania wrażliwości religijnej Żydów. Co prawda w judaizmie nie ma jednej powszechnie obowiązującej doktryny, ale większość rabinów uznaje zasadę nienaruszalności szczątków ludzkich. Zdecydowanym zwolennikiem tego poglądu jest naczelny rabin Polski Michael Schudrich. Na jego prośbę ówczesny minister sprawiedliwości i prokurator generalny Lech Kaczyński podjął decyzję o zakończeniu prac ekshumacyjnych po tym, jak w odsłoniętym masowym grobie dotarto do zwartych fragmentów szkieletów ofiar. Nie można ich było podnieść i poddać oględzinom sądowo-lekarskim.
Jednak nawet ta niepełna ekshumacja pozwoliła potwierdzić niektóre informacje znane z relacji i zeznań świadków. Odnaleziono podmurówkę stodoły, w której spalono jedwabieńskich Żydów oraz dwa groby zbiorowe. W mniejszym, położonym wewnątrz stodoły znajdowały się szczątki kilkudziesięciu mężczyzn oraz fragmenty betonowego pomnika Lenina (dziś te ostatnie można zobaczyć w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku).
To w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku można zobaczyć fragmenty betonowego pomnika Lenina, który podczas pogromu w Jedwabnem kazano zburzyć grupie żydowskich mężczyzn. Odnalezienie ich grobu ze szczątkami pomnika pozwoliło potwierdzić wiarygodność relacji jednego ze świadków zbrodni.
Znalezisko to potwierdzało wiarygodność powojennej relacji żydowskiego świadka zbrodni, Szmula Wasersztejna, który opowiadał, że przed całopaleniem grupę żydowskich mężczyzn zmuszono do zorganizowania szyderczego "pogrzebu Lenina", po czym ich zamordowano. Z kolei analiza przepalonych szczątków kostnych znajdujących się w wierzchniej warstwie większego grobu potwierdzała, że wśród ofiar znajdowały się osoby obojga płci w wieku od niespełna roku do osiemdziesięciu lat.
Żadne ze znalezisk nie przeczyło natomiast wiedzy pochodzącej ze źródeł pisanych. Wielką sensacją stało się, co prawda, odnalezienie w pobliżu stodoły i wewnątrz jej obrysu ponad dziewięćdziesięciu łusek karabinowych. Dało to powód do spekulacji, że jedwabieńscy Żydzi zostali zastrzeleni przez Niemców i wzmocniło nurt "negacjonistyczny" w toczącej się debacie o zbrodni w Jedwabnem. Jednak szczegółowe analizy laboratoryjne wykazały, że część łusek pochodzi z okresu I wojny światowej, a część została wystrzelona z karabinu maszynowego MG-42, wprowadzonego na uzbrojenie armii niemieckiej w 1942 roku. Ich obecność w tym miejscu należy wiązać z walkami toczonymi w styczniu roku 1945 (w pobliżu reliktu stodoły przebiegała linia niemieckich okopów). Wyniki tych analiz zostały opisane w postanowieniu prokuratora IPN o umorzeniu śledztwa w sprawie zbrodni w Jedwabnem, lecz nie przebiły się do opinii publicznej.
Krzysztof Persak, TwojaHistoria.pl
Zainteresował Cię artykuł? Na TwojejHistorii.pl przeczytasz również o przedwojennym przywódcy narodowców, który po tym jak Niemcy otworzyli Auschwitz, wciąż nawoływał, że Żydów trzeba się z Polski pozbyć. Dzisiaj nazywają go żołnierzem wyklętym.
src="https://d.wpimg.pl/1521237137--677661111/snyder.jpg"/>
Zupełnie nowe spojrzenie na Holokaust w książce Timothy’ego Snydera pt. "Czarna ziemia. Holokaust jako ostrzeżenie".