Kryzys kryzysów, czyli co mają wspólnego takie wydarzenia jak w Syrii, na Ukrainie i w Grecji?
Na pierwszy rzut oka dzisiejsze wielkie kryzysy międzynarodowe nie mają ze sobą wiele wspólnego. Niektóre z nich, takie jak dramatyczne zadłużenie Grecji, to katastrofy ekonomiczne. Inne, na przykład rozpad Syrii, cechuje brutalność i polityczny chaos. Jeszcze inne, zwłaszcza trudna sytuacja Ukrainy, mieszczą się gdzieś pośrodku. Jednak wbrew temu, co chcieliby widzieć politycy, nie są to wydarzenia od siebie niezależne. Wręcz przeciwnie - świadczą o głębokim kryzysie międzynarodowej integracji i współpracy - piszą w komentarzu dla Project Syndicate Szelomo Jeremy Adelman i Anne-Laure Delatte.
W ciągu ostatnich 60 lat świat przeżywał bezprecedensowy okres pokoju i dobrobytu z tego prostego powodu, że państwa dobrowolnie połączyły się w międzynarodową wspólnotę zbudowaną w oparciu o wspólne zasady i normy. Tendencja ta jednak ustąpiła miejsca chaotycznym reakcjom kryzysowym - czy to w formie drastycznych środków, czy lokalnego ograniczania szkód - w oparciu o niedorzeczne założenie, że problemy takie jak Grecji, Syrii i Ukrainy ostatecznie rozwiążą się same.
Światowi przywódcy, którzy liczą na zażegnanie kryzysu tymczasowymi zabiegami, zapominają najwyraźniej, że nasz glob opleciony jest siecią wzajemnych powiązań. Wstrząsy lub zastój w jednej części tego złożonego systemu mogą mieć ogromne konsekwencje gdzie indziej, w formie na przykład kryzysu uchodźczego lub drobnego wzrostu nierówności.
Niemoc Europy, utrzymująca się po części dlatego, że jej przywódcy nie szukają kompleksowych rozwiązań, tylko uparcie łatają dziury, ma poważne konsekwencje dla Ukrainy, która jest o krok od katastrofy. Szacuje się, że pod koniec tego roku gospodarka tego kraju będzie o 15 procent mniejsza niż w roku 2013; wskaźnik ukraińskiego zadłużenia osiągnął 200 procent PKB, czyli przekroczył najgorszy wynik Grecji. A stan bezpieczeństwa wschodnich rejonów kraju jest coraz gorszy.
Nie należy oczekiwać, że wierzyciele okażą się dla Ukrainy łagodniejsi niż dla Grecji, należącej do strefy euro. Jednak twarde stanowisko wobec Kijowa, który toczy wojnę z Rosją, może zagrozić strategicznemu buforowi Europy ciągnącemu się od Bałtyku po Bałkany.
Albert O. Hirschman, ekonomista, powiedział kiedyś, że kryzys może być dezintegrujący albo integrujący. Wobec przeciwności losu jednostki i organizacje, które nie ufają politykom, mogą albo wyjść z krępujących je instytucji i społeczeństw, albo połączyć wysiłki, by je ożywić i odmienić. Na razie obecne kryzysy wydają się, niestety, głównie dezintegrujące. Wystarczy przyjrzeć się ucieczce kapitału, która zmusiła Grecję do nałożenia środków kontroli. Tego rodzaju mechanizmy wyjścia mogą oczywiście mieć pozytywne skutki. W XVIII wieku ucieczka kapitału hamowała poczynania okrutnych władców. Adam Smith widział w zwiększaniu kapitału ruchomego siłę, która pobudzi oświeconą politykę publiczną służącą interesom ogółu.
Jednak w dzisiejszym wzajemnie powiązanym świecie kapitał może przepływać szybciej i w wielu kierunkach, przekraczając granice za jednym kliknięciem myszki. Ponadto globalna branża finansowa ma znaczną autonomię i kieruje się własnym interesem, a nie dążeniem do budowy wspólnego dobra.
Jak widzieliśmy w Europie od roku 2010, a na Ukrainie i w Portoryko całkiem niedawno, możliwość szybkiego wyjścia w dowolnej chwili sprawia, że inwestorzy nie mają motywacji do kompromisu. Politycy usiłują osiągnąć konsensus w sprawie programu reform, ale widoki na ożywienie układów i polityki stanowiącej podstawę integracji i współpracy marnieją.
Integracja lub dezintegracja
Jednak światowy ład nie jest w żadnym razie skazany na pogrążenie się w chaosie. Obecny kryzys międzynarodowej integracji może okazać się katalizatorem nowego lub odnowionego systemu globalnego. Tak już się zdarzyło. Dzisiejszy porządek świata wyrósł z Wielkiego Kryzysu i II wojny światowej, gdy zbudowane przez wiele państw układy społeczne i instytucje ekonomiczne na kilkadziesiąt lat zapewniły pokój i dobrobyt.
Kryzys może spowodować tak konstruktywną, integrującą reakcję tylko pod warunkiem, że zmieni się sposób myślenia polityków, którzy powinni w nim dostrzec szansę na postęp, a nie tylko problemy do opanowania.
Dziś pewne ważne decyzje integrujące są w zasięgu ręki. Na froncie ekonomicznym politycy powinni skończyć z pompowaniem publicznych pieniędzy w działania ratunkowe służące prywatnym wierzycielom kosztem podatników i z drastycznymi programami oszczędnościowymi, które zabijają szanse wzrostu gospodarczego i nie likwidują ogromnego długu publicznego. Muszą też zreformować systemy podatkowe i polepszyć współpracę, by zapobiegać oszustwom podatkowym, a dodatkowe dochody przeznaczyć na inwestycje w infrastrukturę materialną i edukację. Takie działania stworzą miejsca pracy dziś i zapewnią pomyślność jutro.
Konieczne są też środki polityczne. Europa potrzebuje bardziej demokratycznych ram, które utrzymają finansistów przy stole negocjacji. Zważywszy, że szanse przyjęcia Ukrainy do NATO są czysto teoretyczne, Zachód powinien podjąć kroki w celu złagodzenia napięć w stosunkach z Rosją, by zapewnić jej dalsze uczestnictwo w międzynarodowych działaniach na rzecz zlikwidowania najpoważniejszych zagrożeń (jak to było podczas negocjowania niedawno zawartego porozumienia w sprawie zastopowania irańskiego programu nuklearnego).
Łatanie dziur może prowadzić wyłącznie do dezintegracji. Tylko wtedy, gdy światowi przywódcy rozpoznają wspólne źródło i wzajemne powiązania obecnych kryzysów międzynarodowych, będą w stanie skutecznie je zlikwidować.
Jeremy Adelman jest dyrektorem Global History Lab Uniwersytetu Princeton Anne-Laure Delatte jest pracownikiem naukowym Narodowego Centrum Badań Naukowych Francji; wykłada też na Uniwersytecie Princeton.
Tytuł i śródtytuł pochodzą od redakcji