ŚwiatKryzys imigracyjny. Ekspertka PISM: Polska nie może pokazać braku solidarności

Kryzys imigracyjny. Ekspertka PISM: Polska nie może pokazać braku solidarności

Ostatnia katastrofa na Morzu Śródziemnym łodzi pełnej uciekinierów z Afryki Północnej kolejny raz podniosła temat przemytu ludzi do Europy. Komisarz UE ds. migracji i spraw wewnętrznych już zaproponował 10-punktowy plan działania. Państwa południa UE domagają się jak najszybszej reakcji na kryzys imigracyjny. Czy pozostałe kraje je poprą? Ekspertka Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Elżbieta Kaca przekonuje w rozmowie z Wirtualną Polską, że nawet w interesie Polski leży choćby symboliczna solidarność z nimi.

Kryzys imigracyjny. Ekspertka PISM: Polska nie może pokazać braku solidarności
Źródło zdjęć: © AFP | Matthew Mirabelli
Małgorzata Gorol

Była noc z soboty na niedzielę, gdy rybacki kuter dryfujący po Cieśninie Sycylijskiej wysłał sygnał SOS. Łódź znajdowała się daleko od brzegów Libii, z której wypłynęła, i Włoch, do których zmierzała. Jej ładunek też był zgoła inny, niż ten, do którego przystosowano kuter. Znajdowali się na nim nielegalni imigranci, a część z nich miała zostać zamknięta pod pokładem przez przemytników. Na pomoc ruszył im znajdujący się najbliżej portugalski statek handlowy. Gdy zdesperowani ludzie zobaczyli jednostkę, najprawdopodobniej stłoczyli się przy jednej burcie, co tylko dramatycznie pogorszyło sytuację - kuter przechylił się i zaczął tonąć. Do tej pory uratowano 27 osób i wyłowiono 24 ciała, ale akcja poszukiwawcza trwa. Ale na kutrze było najprawdopodobniej ponad 800 osób - tak twierdzi UNHCR, które porównało zeznania uratowanych rozbitków. Jak podała AFP, włoska policja zatrzymała też już dwie osoby podejrzane o bycie przemytnikami.

Tylko w tym roku, nie licząc ofiar sobotniej tragedii, zginęło podczas próby dotarcia do Europy ok. 900 osób. Zaledwie dzień po katastrofie w Cieśninie Sycylijskiej u wybrzeży Grecji rozbiła się kolejna łódź z imigrantami. W tym wypadku zginęły co najmniej trzy osoby (aż 90 udało się uratować). 2015 r. zapowiada się więc gorzej niż ubiegły rok - wówczas, według danych UNHCR, życie na Morzu Śródziemnym straciło 3,5 tys. uciekinierów. W przeszłości dochodziło też już do pojedynczych katastrof, w których ofiary liczono w setkach. To ryzyko nie zniechęciło jednak dotąd desperatów, którzy próbują z brzegów Północnej Afryki, głównie Libii, dostać się do Europy. Ani przemytników, którzy upychają ich na nieprzystosowanych do takich przepraw łodziach. Właśnie dlatego kraje południowej Europy, jak Włochy, Grecja i Malta, które są celami dla nielegalnych imigrantów, zażądały od UE jak najszybszych działań. Państwa te są przekonane, że ciężar radzenia sobie z problemem nielegalnych uciekinierów przez Morze Śródziemne
zbyt długo spoczywa głównie na ich barkach. Ale co UE może zrobić, by minimalizować ryzyko tragedii z udziałem imigrantów na morzu?

Morskie patrole i centra azylowe

W październiku 2014 r. zakończyła się prowadzona przez włoską marynarkę roczna operacja patrolowania Morza Śródziemnego "Mare Nostrum". W ramach tej akcji uratowano ok. 140 tys. imigrantów z Afryki Płn. i Bliskiego Wschodu. Zastąpiła ją unijna misja "Tryton". Problem w tym, że program UE ma trzy razy mniejszy miesięczny budżet (3 mln euro) w porównaniu z "Mare Nostrum" (9 mln euro) i boryka się z wieloma ograniczeniami. - W tej sytuacji Unia powinna zwiększyć środki finansowe na operację "Tryton", która jest zarządzana przez Frontex (agencję koordynującą współpracę przy ochronie zewnętrznych granic UE - red.), oraz częściej wysyłać w jej ramach jednostki patrolujące południową granicę UE na Morzu Śródziemnym - ocenia w rozmowie z Wirtualną Polską analityczka PISM Elżbieta Kaca. Ekspertka wymienia również wśród krótkoterminowych rozwiązań poprawę infrastruktury centrów recepcyjnych imigrantów na terenie państw członkowskich UE.

- Co więcej, UE powinna zwiększyć środki na zabezpieczanie granic strefy Schengen i w większym stopniu pomagać krajom sąsiadującym z UE w ich reformach służb granicznych oraz dążyć do podpisywania kolejnych umów o readmisji z państwami trzecimi - dodaje Kaca. Jednocześnie ekspertka przyznaje, że Unia wielokrotnie starała się przerzucać ciężar finansowy radzenia sobie z uciekinierami na kraje trzecie, także wykorzystując umowy readmisyjne. Porozumienia takie oznaczają, że nielegalni imigranci mogą być odesłani do kraju, z którego bezpośrednio przybyli. Tymczasem kraje Afryki Północnej mogą nie być zwyczajnie w stanie zapewnić odpowiednich standardów w ośrodkach dla imigrantów.

Wydaje się jednak, że Bruksela ma coraz większą świadomość, że kontrolowanie rosnącej fali nielegalnych uciekinierów po prostu wymaga większych nakładów. Już w marcu brytyjski dziennik "The Guardian" opisywał, że unijni politycy rozważali wsparcie finansowe i szkolenie sił morskich Tunezji i Egiptu, by brały większy udział w patrolach i misjach ratunkowych na południowych brzegach Morza Śródziemnego. Zatrzymani nielegalni imigranci, jak opisywała gazeta, trafialiby do portów krajów, które je uratowały, lub byli odsyłani do ojczyzn. Taką propozycję wysunęły Włochy, licząc, że zniechęciłoby to uciekinierów do morskich przepraw. Pozostawiłoby jednak uchodźców z ich problemami. Innymi opcjami, nad którymi dyskutowano, było utworzenie na terenie Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu centrów recepcyjnych imigrantów i biur, w których można by się ubiegać o europejski azyl - informował "Guardian". To wymagałoby jednak porozumienia między członkami UE, do którego kraju i w jakiej liczbie tacy azylanci by trafiali. A
zgody w tej kwestii między unijnymi państwami nie ma.

Wspólna polityka imigracyjna?

Jednak zdaniem ekspertki PISM Elżbiety Kacy, to właśnie dążenie do integracji polityki imigracyjnej powinno być częścią długofalowych działań Brukseli wobec problemu nielegalnych uciekinierów. - Obecnie Unia nie ma wspólnej polityki imigracyjnej, jest to obszar kompetencji dzielony między UE i państwami członkowskimi. Wiele krajów, które nie mają problemu z imigracją, po prostu nie chce ponosić ciężaru finansowego walki z nielegalną imigracją na równi z państwami południa, Włochami, Hiszpanią czy Grecją - mówi Kaca.

Tymczasem według danych Frontexu, z 276 tys. nielegalnych imigrantów, którzy dotarli w 2014 r. do UE, 220 tys. wybrało drogę przez Morze Śródziemne. Problemy południa Europy muszą więc być brane pod uwagę także przez pozostałe państwa. - Z perspektywy Polski trudno popierać daleko idącą integrację polityki imigracyjnej ze względu na niewielkie ryzyko migracyjne na wschodniej granicy Schengen, ale jest to problem polityczny na poziomie UE, którego nie można zbagatelizować. Polska nie może pokazać braku solidarności z krajami południa, bo to ważna kwestia w agendzie unijnej. Powinna przynajmniej symbolicznie poprzeć te państwa, np. akceptując zwiększenie funduszy na operacje morskie czy budowanie centrów recepcyjnych. Jeśli zastopujemy postęp w integracji polityki imigracyjnej na poziomie unijnym, inne kraje mogą zablokować np. sankcje wobec Rosji, ponieważ dla nich z kolei konflikt ukraiński nie jest problemem bezpieczeństwa - wyjaśnia Kaca.

Ekspertka PISM podkreśla także, że kwestia nielegalnej imigracji to dużo szerszy problem, bo wiąże się z nią przecież rozwój międzynarodowych gangów przemytniczych, a także handel ludźmi czy organami. Dlatego UE powinna zadbać o ulepszenie metod walki z przestępczością zorganizowaną na poziomie wspólnotowym oraz ściślej współpracować z krajami trzecimi w tym zakresie - dodaje Kaca.

"Jak Srebrenica"

W poniedziałek premier Włoch Matteo Renzi, porównał katastrofę w Cieśninie Sycylijskiej do masakry w Srebrenicy podczas wojny w Bośni, od której "odwrócono wzrok". - Dzisiaj nie możemy tego zrobić. Nie możemy pozwalać na zniewalanie ludzi i na to, by ich przemytnicy wygrali - przekonywał Renzi, którego cytowała Polska Agencja Prasowa. Podobnie wypowiadał się szef rządu Malty Joseph Muscat, który specjalnie przyjechał do Rzymu, by przedyskutować kwestię nielegalnej imigracji. - Tym przestępcom nie może to ujść na sucho, nie mogą spać spokojnie myśląc, że Europa nie jest w stanie podjąć decyzji - przytaczała jego słowa PAP.

Szef Rady Europejskiej Donald Tusk zwołał na czwartek nadzwyczajny szczyt UE w sprawie kryzysu imigracyjnego. Być może ostatnia tragedia zjednoczy unijnych polityków. Komisarz UE ds. migracji, spraw wewnętrznych i obywatelstwa Dimitris Awramopulos zaproponował w poniedziałek 10-punktowy plan, który zakłada m.in. wzmocnienie morskich patroli, zintensyfikowaną walkę z przemytnikami, wysłanie urzędników imigracyjnych do krajów trzecich, którzy zbieraliby informacje o ruchach migracyjnych, współpracę z krajami sąsiadującymi z Libią, ale też projekt przyjmowania uchodźców przez państwa UE.

Jakkolwiek by jednak politycy nie byli zgodni w swoich działaniach, sama UE będzie mogła tylko odpowiadać na napływ imigrantów, ale nie na jego źródła. A te leżą w ojczyznach uciekinierów: Syrii, Iraku, Erytrei, Somalii, Mali...

Źródło artykułu:WP Wiadomości
włochyueimigranci
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (204)