Krystyna Danilecka-Wojewódzka i Beata Chrzanowska walczą o Słupsk. Za pierwszą stoi Biedroń, za drugą - PO

Krystyna Danilecka-Wojewódzka i Beata Chrzanowska walczą o Słupsk. Za pierwszą stoi Biedroń, za drugą - PO

Krystyna Danilecka-Wojewódzka i Beata Chrzanowska walczą o Słupsk. Za pierwszą stoi Biedroń, za drugą - PO
Źródło zdjęć: © Instagram.com | Robert Biedroń
Michał Wróblewski
25.09.2018 16:35, aktualizacja: 25.09.2018 20:19

To ona ma największe szanse zastąpić Roberta Biedronia w słupskim ratuszu. Krystyna Danilecka-Wojewódzka ma podtrzymać "efekt wow" w mieście. Z kampanią ruszyła w momencie, gdy opisywane w ostatnich tygodniach przez ogólnopolskie media afery w Słupsku - pedofilska i mobbingowa - zniknęły z politycznej agendy.

Poniedziałek. Na ulicy Nowobramskiej - jednej z głównych w Słupsku - wyrasta scena. Jest rozmach. Koncerty, atrakcje dla mieszkańców, darmowe jedzenie, tańce. Dzieje się.

Na scenę wkraczają gwiazdy - Robert Biedroń i jego zastępczyni w ratuszu, Krystyna Danilecka-Wojewódzka. Przedstawiają swoją drużynę: 30 kandydatek i kandydatów do Rady Miasta. "Mamy naprawdę świetny team. Są to osoby, które pochodzą z różnych środowisk, mają różne oglądy, są bezpartyjne. Ale wszystkich łączy jedno: są zakochani w Słupsku" - zachwala swoich ludzi wiceprezydent.

Nie przypadkiem to ona ich prezentuje: bo to ona ma być teraz tą "pierwszą". Następczynią Roberta Biedronia. Spadkobierczynią jego sukcesów.

Efekt "wow"

Gdy z ust przewodniczącej Rady Miasta w Słupsku Beaty Chrzanowskiej z PO w trakcie rozmowy z nami po raz pierwszy pada słowo: "wow", zastanawiamy się, o co chodzi. Słyszymy, że to styl prezydentury Roberta Biedronia: ma być spektakularnie, "kreatywnie", a kluczem w zarządzaniu ma być "progresywność".

No właśnie: zarządzanie. Sformułowanie typowe dla korporacji. - Bo tak też wymyślił sobie prezydent Biedroń: miasto ma być jak korporacja. Taką koncepcję zarządzania Słupskiem wymyślił Robertowi jego najbliższy współpracownik, doradca strategiczny Marcin Anaszewicz. Nazywany w mieście "wiceprezydentem" - wyjaśnia Chrzanowska.

Jak słyszymy, to Anaszewicz ma teraz największy wpływ na kampanię i wizerunek Danileckiej-Wojewódzkiej. - Gdyby trzymać się procedur i wymagań formalnych dotyczących urzędników, pan Anaszewicz nie mógłby być nawet sekretarzem. A jest - rzecz jasna zaraz po prezydencie - najważniejszą osobą w ratuszu. Ma ogromny wpływ na Roberta. Teraz z jego rad czerpie pani wiceprezydent - dodaje Chrzanowska.

Wojewódzka Krysia

Danilecka-Wojewódzka w słupskim magistracie zajmuje się oświatą, kulturą, sportem, opieką społeczną i służbą zdrowia. Jeszcze w 2010 r. chciała być prezydentem miasta. O ten fotel walczyła z poprzednikiem Biedronia Maciejem Kobylińskim. "Nie mamy województwa, ale mamy Wojewódzką Krysię. Na nią postawmy" - brzmiało hasło jej kampanii wyborczej. W czerwonym kostiumie na teatralnej scenie, pełnej białych balonów i słoneczników, prezentowała swój komitet wyborczy. Przegrała.

Drogę do ratusza otworzył jej Biedroń, który Danilecką-Wojewódzką zna od kilkunastu lat. Dzięku niemu została pierwszą "wiceprezydentką" w historii Słupska.

- Krystyna odwalała za Roberta czarną robotę. W ratuszu bywał rzadko, a ona za niego zasuwała, nawet po godzinach - mówi jej znajoma.

Dodaje, że takiego natłoku spraw, problemów, jakie działy i dzieją się w mieście, czasem nie da się ogarnąć, bo to po prostu "fizycznie nie jest możliwe". A ona dawała radę. Tyle że przy takiej intensywności pracy nawet najbardziej ogarnięty człowiek traci czasem głowę.

I tak było - ubolewają nasi rozmówcy - w przypadku pani wiceprezydent.

Pedagogiczny instynkt

Kilka miesięcy temu wybuchły w Słupsku dwie afery: pedofilska i mobbingowa. Napisano o nich właściwie wszystko. Dzieci w Miejskim Ośrodku Kultury molestowano, a pracowników miejskiej biblioteki mobbingowano. Sygnały o tych skandalicznych sprawach - jak pisały lokalne i ogólnokrajowe media oraz sygnalizowali radni - docierały do ratusza.

Prokuratura Okręgowa w Słupsku zaczęła więc badać, czy wiceprezydent Danilecka-Wojewódzka powinna ponieść odpowiedzialność za niepowiadomienie organów ścigania o fakcie seksualnego molestowania nieletnich.

- Ratusz dużo wcześniej był proszony, by przyjrzeć się pracy placówki. Do urzędników miały trafiać jakieś anonimowe donosy. Wtedy nie zrobiono nic, nawet do teraz władze miasta niechętnie komentują całą sprawę - mówi WP słupski radny Robert Kujawski.

- Pani Danilecka-Wojewódzka była obciążona natłokiem pracy. Powód? Oczywisty. Częsta nieobecność prezydenta Biedronia. Zawiódł ją pedagogiczny instynkt, dlatego nie zrobiła tego, co do niej należało. Nie zapaliła jej się czerwona lampka. No i jest za to odpowiedzialna - dorzuca radna Chrzanowska.

"Biedroń jako prezydent miasta mógł zrobić więcej w sprawie afery pedofilskiej w Słupsku. Choćby - czego domagała się opozycja - zawiesić dyrektorkę Słupskiego Ośrodka Kultury (...) Kobieta pozwoliła na to, by podejrzany tuż po wyjściu z aresztu spotkał się z dziećmi, co mogło być wywieraniem presji na nieletnich. Mimo to pani dyrektor do dziś kieruje ośrodkiem" - pisała niedawno Renata Grochal w "Newsweeku".

O zarzuty wytoczone przez tygodnik (jakoby Robert Biedroń mógł dopuścić się zaniedbań w tej sprawie) sam zainteresowany był pytany kilka tygodni temu w "Kropce nad i". Stwierdził w rozmowie z Moniką Olejnik, że publikacja - właśnie teraz - jest próbą uderzenia w jego nowy projekt polityczny.

- Zrobiłem wszystko, żeby, po pierwsze, zabezpieczyć los tych dzieci, po drugie, zwolnić tego faceta, i po trzecie, żeby udostępnić wszelkie możliwe materiały prokuraturze - przekonywał Biedroń.

- Nie byłoby tego artykułu, gdyby prezydentem Słupska nie był gej - oświadczyła w rozmowie z dziennikarką "Newsweeka" wiceprezydent Krystyna Danilecka-Wojewódzka.

Prezenty od prezydenta

Czy o aferach pedofilskiej i mobbingowej wciąż mówi się w mieście? Mieszkańcy tym żyją? - pytamy miejscowych radnych.

- Jak mam być szczery, raczej nie. Przynajmniej ja nic nie słyszę. Ludzie żyją zupełnie czymś innym - odpowiada jeden z rozmówców.

- Na ulicach nie porusza się tych tematów. Mieszkańcy mówią o sprawach, które ich dotyczą bezpośrednio: że któryś raz z rzędu zmieniono reorganizację ciągów komunikacyjnych. Że była próba likwidacji przystanków autobusowych. Że tuż przed wyborami zaczęto nagle remontować kilka ulic, blokując kompletnie przejazd po mieście. To ludzi denerwuje. I ludzie oskarżają o to ratusz. Mieszkańcy są wściekli, gdy w jakimś biuletynie przeczytają o prezydencie Biedroniu chwalącym się budową mieszkań komunalnych. Bzdura! W czasie jego kadencji miasto nie wybudowało żadnego mieszkania komunalnego - mówi nam przewodnicząca Rady Miasta w Słupsku.

Prezydent zostawił swojej zastępczyni (następczyni?) kilka "prezentów". Biedroń, twierdzą lokalni radni PiS i PO - wbrew temu, co opowiadał w ogólnokrajowych mediach - nie oddłużył miasta. Przeciwnie - zaciągnął długi, emitując obligacje miejskie. - To klasyczna, jak to mówią, "kreatywna księgowość", ja to nazywam inżynierią budżetową - mówi Beata Chrzanowska. Długi spłacać będą następcy Biedronia.

Rozmówca z rady miasta: - Jedna ze spółek, którą powołały władze Słupska, przejęła koszty budowy aquaparku. Zaciągnęła kredyty. Ponad 50 mln zł. Kto to spłaci? Miasto. Kiedy? Za kilka lat. Po 2020 roku zadłużenie miasta może osiągnąć rekord, może nawet 150 mln zł.

- To jest ten "efekt wow" - dorzuca nas rozmówca. - Ludzie z rozpie...nymi kanalizacjami i wciąż podnoszonymi czynszami w mieszkaniach komunalnych mają w nosie "progresywność" i "wielkie projekty". Jak słyszą o tych mitycznych "inwestorach z Ameryki", których miał sprowadzić prezydent, to ich krew zalewa.

- Prezydent Biedroń chwali się fikcyjnymi osiągnięciami. Ani oddłużenia miasta, ani inwestorów. Mówi, że wprowadził program finansowania in vitro. No nie on, tylko Rada Miasta, a pieniądze pochodzą z pieniędzy mieszkańców, bo to oni to finansują. To samo mówienie o ekologicznych autobusach: to nie Biedroń w nich tu wjechał, tylko pojawiły się w mieście jeszcze za poprzedniego prezydenta - wylicza radna Chrzanowska.

Walka o lajki na fejsie

Teraz ona sama zamierza odebrać władzę w ratuszu tandemowi "wow". W sondażach przewodnicząca Rady Miasta depcze Danileckiej-Wojewódzkiej po piętach.

W Słupsku starcie o fotel prezydenta będzie jednym z najbardziej wyrównanych w nadchodzących wyborach. O wadze tego miasta na samorządowej mapie Polski niech świadczy fakt, że Chrzanowska - kandydatka Koalicji Obywatelskiej - wystąpiła na konwencji obok kandydatów w takich miastach jak Gdańsk, Szczecin czy Warszawa.

Portal lokalnapolityka.pl szanse obydwu kandydatek w Słupsku ocenia na 60 proc. do 40 proc. na korzyść obecnej wiceprezydent. Wszystko więc może się jeszcze zdarzyć.

- Moja kampania ma się opierać na merytorycznej pracy, a nie na walce o „lajki” na fejsie. Nie mój styl. Jasne, kampania rządzi się swoimi prawami, staram się w pewnym stopniu do nich dostosowywać, ale dla mnie najważniejsze jest jedno: robić swoje. To, co do tej pory. Bo nie mam się czego wstydzić - twierdzi Chrzanowska.

I dodaje: - Wybory w Słupsku to będzie plebiscyt. Albo podobały ci się rządy prezydenta Biedronia, albo nie. A liczba mieszkańców, która czuje się oszukana przez prezydenta, jest coraz większa. Nie tylko przez to, że opowiada niestworzone rzeczy na temat tego, jak to Słupsk za jego rządów niebywale się rozwinął. Ale też przez to, że Robert również dziś oszukuje, kandydując na radnego. Przecież wie, że za chwilę ucieknie do krajowej polityki. Nawet się z tym nie kryje.

Polityk PO Zbigniew Konwiński: - To jest szczyt hipokryzji. Nie wiem, jak Robert Biedroń pogodzi bycie radnym i tworzenie ogólnopolskiego ruchu politycznego. Cała jego kadencja była podporządkowana zaistnieniu w tak zwanej "wielkiej polityce".

Poseł ze Słupska zachwala Chrzanowską: - Przede wszystkim jest stąd, żyje tym miastem. Ponadto doskonale orientuje się w sprawach samorządu. Drugą kadencję zasiada w radzie, której obecnie przewodzi. Takiej osoby miastu potrzeba, a nie celebrytów - twierdzi Konwiński.

****

Chcieliśmy porozmawiać z Krystyną Danielecką-Wojewódzką. O jej kampanii i wizji na miasto. Poinformowaliśmy o tym w ubiegłym tygodniu Roberta Biedronia. Nie było chęci.

Wiemy jedynie to, co jego zastępczyni stwierdziła kiedyś w jednym z wywiadów: że "chce kontynuować kurs ostatnich czterech lat".

Robert Biedroń ma wkrótce zostać szeregowym radnym. Potem - wejść do wielkiej polityki. Krystyna Danilecka-Wojewódzka jest dla niego gwarantem, że komisarz z PiS namaszczony przez partyjną centralnę nie przejmie miasta.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (272)
Zobacz także