"Krwawa Litania" - konflikt religijny w międzywojennej Jugosławii
Próba podpisania konkordatu w międzywojennej Jugosławii doprowadziła do dymisji premiera i antykatolickich zamieszek w całym kraju, które zapisały się w historii jako "Krwawa Litania". Prawosławni duchowni nie chcieli dopuścić, aby Kościół katolicki znalazł się na uprzywilejowanej pozycji. - W Sarajewie doszło do licznych demonstracji, na które żandarmeria odpowiedziała ogniem raniąc około 100 osób. W zamieszkach ucierpiało też około dwudziestu żandarmów. Demonstracje miały również miejsce w innych miastach serbskiej i bośniackiej części Jugosławii. Protestujący dokonali podpaleń kilku kościołów katolickich - pisze dr Konrad Morawski.
Ponadto patriarcha Barnaba protestował przeciwko postanowieniu konkordatu, według którego dziecku urodzonemu w jugosłowiańskiej rodzinie mieszanej wyznaniowo (katolicko-prawosławnej) nadawano wyznanie rzymskokatolickie. Duchowny sprzeciwiał się także ustanowieniu specjalnych przywilejów edukacyjnych i wojskowych dla wyznawców katolicyzmu w Jugosławii, podczas gdy takich udogodnień nie mieli wyznawcy prawosławia
Pod koniec czerwca 1935 roku regent Jugosławii książę Paweł powierzył objęcie rządu Milanowi Stojadinoviciowi. Ceniony ekonomista, stojący w zasadzie na uboczu dotychczasowych rozgrywek politycznych w międzywojennej Jugosławii, miał być gwarantem przebudowy jugosłowiańskiej polityki zagranicznej, a także normalizacji stosunków wewnętrznych w tym wielonarodowym i wielowyznaniowym państwie. W istocie Stojadinović zdołał dokonać częściowej normalizacji stosunków narodowościowych w państwie Karađorđeviciów, ale też uwikłał Jugosławię w silne stosunki z Niemcami i Włochami, czym skompromitował wielkie dzieło polityczne pozostawione przez zamordowanego w październiku 1934 roku króla Aleksandra I.
To w okresie rządów premiera Stojadinovicia w prasie międzywojennej, m.in. polskiej, serbskiej i francuskiej, pisano o narodzinach "jugofaszyzmu", a politykowi nadano nieformalny przydomek Vođa (Lider). Zbliżenie na linii Belgrad - Berlin - Rzym postępowało nawet gdy jeden z wiodących architektów tej koncepcji, nie kto inny tylko Stojadinović, znajdował się od lutego 1939 roku poza rządem. On więc ponosi ważną część odpowiedzialności za fiasko polityki Jugosławii na arenie międzynarodowej w drugiej połowie lat trzydziestych i na początku lat czterdziestych XX wieku. Niemniej prawdziwą klęską Stojadinovicia było doprowadzenie do kryzysu religijnego w Jugosławii, który uwidocznił siłę patriarchy Serbskiego Kościoła Prawosławnego oraz jego wyznawców. Siłę będącą czynnikiem sprawczym paraliżu państwa, zachwiania stabilności rządowej i zagrożenia popularności miłościwie panującej dynastii Karađorđeviciów.
Zdominowani katolicy
Jeśli nadmierna ambicja może być słabością to Stojadinović był tego najlepszym przykładem. Polityk pragnął zrealizować cel, który nie powiódł się jego znakomitym poprzednikom, a przede wszystkim wytrawnemu dyplomacie i mężowi stanu Nikoli Pašiciowi. Tym celem było uregulowanie statusu wyznawców Kościoła Rzymskokatolickiego w Jugosławii poprzez zawarcie konkordatu ze Stolicą Apostolską. W Królestwie Karađorđeviciów najliczniejszą grupę religijną tworzyli wyznawcy Serbskiego Kościoła Prawosławnego (ok. 47 proc. populacji państwa w 1931 roku) zlokalizowani w przeważającej ilości na serbskiej części terytorium państwa. W każdym razie katolicy - przede wszystkim mieszkańcy ziemi słoweńskiej i chorwackiej - również stanowili ważną grupę religijną, tj. zdeklarowanych wyznawców Kościoła Rzymskokatolickiego (ok. 39,5%). Tyle, że grupę niewpisującą się w nurt serbskiego etosu kulturowego, który zdominował podstawowe płaszczyzny funkcjonowania międzywojennej Jugosławii.
Wycinek artykułu "Ilustrowanego Kuryera Codziennego"
Kiedy więc dochodziło do kryzysów narodowościowych w państwie, co akurat było powszechne w stosunkach serbsko-chorwackich, często przybierały one równoległą formę kryzysu religijnego. Stojadinović rozumiał więc, że aby ostudzić separatystyczne nastroje i zjednać sobie choćby małą sympatię wśród Chorwatów i Słoweńców, musi najpierw uregulować ich status prawny w sensie religijnym. Wykazać się więc troską o ich pozycję w ramach państwa, a zarazem uporządkować ich interesy na arenie międzynarodowej, czemu przecież służyła próba zawarcia konkordatu ze Stolicą Apostolską. Ewentualna pomyślność tej próby odbierała ważną część argumentów chorwackim i słoweńskim przywódcom politycznym, którzy m.in. w oparciu o jedność katolików dążyli do uzyskania szerokiej autonomii terytoriów chorwackich i słoweńskich wobec Jugosławii, a w konsekwencji nawet odłączenia tych ziem i utworzeniu własnego państwa.
Tymi samymi motywacjami w próbie zawarcia umowy ze Stolicą Apostolską kierował się wcześniej wspominany Nikola Pašić, który w 1924 roku zdołał nawet wypracować projekt konkordatu w rezultacie negocjacji z przedstawicielami papieża Piusa XI, ale dokument nie został ratyfikowany ze względu na protesty złożone przez hierarchów Serbskiego Kościoła Prawosławnego. Podobny scenariusz został powtórzony w 1931 roku, kiedy ratyfikację konkordatu próbował przeforsować generał Petar Živković na osobiste polecenie króla Aleksandra I. Bez skutku. Zwierzchnik Serbskiego Kościoła Prawosławnego, którym od maja 1930 roku był patriarcha Barnaba, zaprotestował przeciwko planom zawarcia konkordatu nawet w okolicznościach autorytarnej władzy, którą w Jugosławii ustanowił i sprawował król Aleksander I.
Zarówno Pašić, jak również Živković, a w szczególności król Aleksander I, rozumieli iż "siłowa" próba ratyfikacji konkordatu doprowadzi do konfliktu władzy z Serbskim Kościołem Prawosławnym. Pod tym względem inne stanowisko prezentował Stojadinović, który w lipcu 1935 roku (zaledwie miesiąc po objęciu rządu!) doprowadził do wypracowania kolejnego projektu konkordatu ze Stolicą Apostolską. Według historyka Jozo Tomasevicia premier rządu jugosłowiańskiego zawierając umowę z Watykanem chciał w ten sposób wzmocnić swoje poparcie na terytorium chorwackim i słoweńskim, aby zbudować trwałą i mocną pozycję nie tylko rządu, ale też w szerokiej perspektywie zapewnić sobie niezależność wobec księcia Pawła, rzeczywistego władcy Jugosławii po śmierci króla Aleksandra I.
W rzeczywistości działania Stojadinovicia stały się przyczyną głębokiego kryzysu wewnętrznego w Jugosławii. Rząd został zmuszony do przesunięcia ratyfikacji umowy konkordatowej wypracowanej 25 lipca 1935 roku z uwagi na protest złożony przez patriarchę Barnabę. Duchowny przeciwstawił się "skrajnie katolickiej" wymowie konkordatu, która według niego stawiała w krzywdzącym położeniu Serbski Kościół Prawosławny. W ścisłym sensie patriarcha Barnaba oskarżył Stojadinovicia o doprowadzenie do uproszczenia procedury w zakresie zgłaszania nominacji watykańskiej na katolickiego biskupa Jugosławii, wobec której rząd jugosłowiański nie mógł wnieść zastrzeżeń, podczas gdy miał prawo do odrzucenia nominacji na patriarchę Kościoła Prawosławnego w państwie. Ponadto patriarcha Barnaba protestował przeciwko postanowieniu konkordatu, według którego dziecku urodzonemu w jugosłowiańskiej rodzinie mieszanej wyznaniowo (katolicko-prawosławnej) nadawano wyznanie rzymskokatolickie. Duchowny sprzeciwiał się także ustanowieniu
specjalnych przywilejów edukacyjnych i wojskowych dla wyznawców katolicyzmu w Jugosławii, podczas gdy takich udogodnień nie mieli wyznawcy prawosławia. W sumie więc w szerokim sensie istotą protestu był sprzeciw wobec zwiększeniu wpływów Watykanu w Jugosławii.
Diabeł Stojadinović, heretyk i wróg prawosławia
Procedura ratyfikacyjna konkordatu wymagała zatwierdzenia umowy w obu izbach parlamentu jugosłowiańskiego. Tymczasem podstawowym problemem Stojadinovicia była wielka popularność patriarchy Barnaby, który mógł liczyć na poparcie najbardziej wpływowych duchownych Serbskiego Kościoła Prawosławnego, a także zaufanie bogobojnego społeczeństwa serbskich wyznawców prawosławia. Te dwie grupy społeczne skutecznie oddziaływały na jugosłowiańską legislatywę stanowiąc realną groźbę delegitymizacji władzy parlamentarzystów. Sam Stojadinović nie mógł więc pozwolić sobie na otwartą rywalizację z patriarchą Barnabą, ponieważ w ten sposób ryzykował utratę stabilności gabinetu i de facto kres własnej kariery politycznej. W każdym razie premier próbował przekonywać parlamentarzystów do ratyfikacji konkordatu odwołując się do ich rozsądku. Podczas jednego z posiedzeń parlamentu Stojadinović stwierdził: "Konkordat oznacza porozumienie. Z kim panowie? Ze Stolicą Apostolską. Kogo reprezentuje Stolica Apostolska? Reprezentuje 400
milionów katolików, spośród których 5 milionów żyje w naszym państwie". Kwestia ratyfikacji konkordatu przeciągnęła się w atmosferze napięcia aż do lipca 1937 roku, kiedy stosunki pomiędzy rządem Stojadinovicia a Serbskim Kościołem Prawosławnym znajdowały się w fazie ostrego zaognienia. Zresztą o nastawieniu patriarchy Barnaby do ekipy rządzącej świadczyło noworoczne orędzie wygłoszone przez duchownego w styczniu 1937 roku. Treść wystąpienia zawierała liczne akcenty antyrządowe i antykatolickie. Patriarcha Barnaba nałożył klątwę i ekskomunikę na Stojadinovicia, a także ekskomunikował prawosławnych członków rządu i groził tym samym wszystkim parlamentarzystom. Wtedy do Stojadinovicia przylgnęło określenie diabeł (djavo), zaś jego partię nazywano herezją (jereza), co było parafrazą skrótowca nazwy Jugosłowiańskiej Unii Radykalnej.
Pomimo takiego obrotu spraw Stojadinović nie ustawał w wysiłkach nad ratyfikacją konkordatu, doprowadzając do pogłębienia niepokojących stosunków wewnętrznych w państwie. Złość, która wzbierała w prawosławnym społeczeństwie serbskim znalazła ujście 19 lipca 1937 roku, gdy na ulicach Belgradu zorganizowano procesję modlitewną w intencji zdrowia schorowanego patriarchy Barnaby. Wzięło w niej udział około osiem tys. osób, którym przewodziło czterech biskupów i czterdziestu duchownych niższej rangi. Procesja przerodziła się w wielki manifest antyrządowy, wobec którego interweniowała policja. W rezultacie starć ciężko ranny został wpływowy biskup šabacki Symeon, a rany poniosło też w sumie około dwustu uczestników protestu. Po rozpowszechnieniu się informacji o zamieszkach na ulicach Belgradu, doszło też do bójki w parlamencie pomiędzy prawosławnymi zwolennikami rządu a katolickimi parlamentarzystami. Wydarzenia tego dnia zostały później utrwalone w prasie i literaturze jako "Krwawa Litania".
Protestujący duchowni prawosławni podczas tzw. "Krwawej Litanii" w lipcu 1937 roku, zdjęcie opublikowane m.in. na łamach serbskiej "Politiki" i polskiego "Ilustrowanego Kuryera Codziennego"
Następnego dnia, tj. 20 lipca 1937 roku, wbrew wspominanym protestom rozpoczęły się obrady w sprawie ratyfikacji konkordatu. Według relacji prasowych posiedzeniu parlamentu towarzyszyła ponura atmosfera. Na ulicach Belgradu zorganizowano tym razem kilka małych demonstracji antyrządowych i antykatolickich, a z przyozdobionych czarnymi chorągwiami cerkwi wybrzmiewało bicie dzwonów żałobnych. Tymczasem w Šabacu, miasteczku biskupa Symeona, podpalono szereg budynków na znak protestów przeciwko rządowi. Nastroje próbował tonować minister spraw wewnętrznych Anton Korošec, ale przewodniczący partii słoweńskich ludowców był przecież katolikiem, a więc można przypuszczać iż wszelkie jego działania Serbski Kościół Prawosławny traktował jako prowokacyjne. Sytuacja w Jugosławii była trudna.
Płonące kościoły
Eskalacja konfliktu pomiędzy rządem Stojadinovicia a Serbskim Kościołem Prawosławnym nastąpiła 23 lipca 1937 roku. Tego dnia izba niższa parlamentu przeforsowała ratyfikację konkordatu stosunkiem głosów 166 do 129. W ten sposób projekt ratyfikacji umowy miał zostać następnego dnia przedłożony pod głosowanie senatu. Tymczasem nocą z 23 na 24 lipca 1937 roku, dwie minuty po północy, patriarcha Barnaba zmarł. Duchowni i serbscy prawosławni byli przekonani, że prominentny hierarcha został otruty przez agentów rządu Stojadinovicia. Zresztą takie stanowisko utrwaliło się wśród Serbów na długie lata, o czym świadczy fakt, że w 1996 roku sam biskup Sava Vuković napisał, że kwestia ewentualnego otrucia patriarchy Barnaby nie została dotąd należycie wyjaśniona. Tę dwuznaczną sugestię częściowo kwestionuje fakt, że zaledwie cztery dni przed śmiercią duchownego zorganizowano przecież procesję modlitewną w intencji jego powrotu do zdrowia. Kłopoty zdrowotne patriarchy 57-letniego Barnaby traktowano więc jako poważne,
nawet pomimo względnie młodego wieku.
Pogrzeb hierarchy Serbskiego Kościoła Prawosławnego, zgodnie z oczekiwaniami rządu, przemienił się w wielki protest polityczny, choć początkowe etapy ceremonii nie wskazywały możliwości zamieszek. Przebieg wydarzeń tamtego dnia według doniesień prasowych wyglądał następująco: "O godz. 9 rano rozpoczęło się nabożeństwo żałobne w katedrze królewskiej [...] Kościół wypełnili po brzegi wysocy dostojnicy kościelni. [...] Nabożeństwo żałobne trwało do godziny 11 przed południem, po czym biskupi wynieśli na ramionach trumnę ze zwłokami patriarchy, składając ją na karawanie, który ciągnęli sokoli oraz duchowni. Kondukt żałobny otwierał duchowny prawosławny, niosąc chorągiew kościelną, rozdartą ubiegłego tygodnia podczas incydentów, jakie wynikły w czasie aresztowania członków procesji. Po obu stronach trumny kroczyło 50 biskupów w złotych ornatach. Ludność ustawiona w tysiącznych masach na ulicach w czasie przechodzenia konduktu żałobnego, padała na kolana [...]".
Podczas przemarszu konduktu żałobnego stopniowo narastały niepokojące incydenty. Ludność obrzuciła kamieniami policję i żandarmów, którzy zostali zmobilizowani właśnie w obawie przed rozległymi zamieszkami. Wznoszono hasła antyrządowe i antykatolickie, które nie ustawały do momentu złożenia trumny z ciałem patriarchy w cerkwi św. Sawy. Równolegle w Sarajewie doszło do licznych demonstracji, na które żandarmeria odpowiedziała ogniem raniąc około 100 osób. W zamieszkach ucierpiało też około dwudziestu żandarmów. Demonstracje miały również miejsce w innych miastach serbskiej i bośniackiej części Jugosławii. Protestujący dokonali podpaleń kilku kościołów katolickich. Ponadto o napiętych stosunkach Serbskiego Kościoła Prawosławnego z rządem świadczył fakt, że Cerkiew Prawosławna odmówiła sfinansowania pochówku patriarchy Barnaby na koszt państwa, zaś na pogrzeb duchownego nie przybył ani jeden członek gabinetu Stojadinovicia, co zresztą wyniknęło z zakazu hierarchów serbskiej Cerkwi Prawosławnej. Tymczasem
regencję reprezentował Ivo Perović. Książę Paweł chciał w ten sposób uniknąć ewentualnego konfliktu ze wzburzonym tłumem, który dotąd koncentrował swą niechęć wobec rządu, ale w rezultacie obecności regenta Jugosławii istniało ryzyko zorganizowania otwartego protestu przeciwko samym Karađorđeviciom.
Konkordat nie dla Jugosławii
W tej sytuacji rząd Stojadinovicia odrzucił projekt konkordatu, co oficjalnie uzasadnił obawą przed trwałym paraliżem państwa. Rolę mediatora pomiędzy ośrodkiem rządowym a Serbskim Kościołem Prawosławnym przyjął sam książę Paweł, którego starania zdołały załagodzić dwuletni spór. Punktem zwrotnym w tej materii był list przesłany w sierpniu 1937 roku przez regenta do Stojadinovicia. Dokument zawierał ostrzeżenie o możliwej dymisji premiera w razie zachowania jego nieustępliwej postawy w stosunkach z hierarchami Kościoła Prawosławnego. Było to równocześnie potwierdzenie faktu, że system rządów autorytarnych w Jugosławii nie uległ pełnemu skruszeniu wbrew zapowiedziom księcia Pawła, gdy ten obejmował władzę w październiku 1934 roku. W rezultacie toczącego się sporu religijnego w Jugosławii panujący monarcha zdążył rozpoznać ambicje polityczne Stojadinovicia. Grożąc mu dymisją bronił więc swej pozycji w państwie, a zarazem autorytetem władzy Karađorđeviciów potwierdził fundamentalne znaczenie Serbskiego Kościoła
Prawosławnego w Jugosławii.
Niedługo później, 2 marca 1938 roku, następcą patriarchy Barnaby został metropolita Czarnogóry i Przymorza Gabriel V, który zdjął klątwę i ekskomunikę z premiera Stojadinovicia, a także z pozostałych polityków obłożonych zaklęciami patriarchy Barnaby. Ambitny premier zdołał utrzymać się na stanowisku ze względu na prowadzone wówczas negocjacje z dyplomacją włoską i niemiecką w sprawie porozumień ekonomicznych i politycznych, ale jego los był przesądzony w rezultacie utraty zaufania księcia Pawła.
Otóż oprócz klęski w konflikcie religijnym, Stojadinović w ocenie regenta zaczął budować wokół siebie atrybuty władzy zagrażające monarchii. Książę Paweł sądził, że premier projektował taki system władzy w Jugosławii, jaki funkcjonował we Włoszech, gdzie monarchia sabaudzka została zepchnięta na margines rządów. Regent Jugosławii obawiał się, że Jugosłowiańska Unia Radykalna zostanie wkrótce przekształcona w partię niezwiązaną z reżimem Karađorđeviciów, któremu wtedy groziłaby utrata zaplecza politycznego. W sumie więc dobrym pretekstem do zdymisjonowania Stojadinovicia były nieuzgodnione z monarchią negocjacje w sprawie rozbioru Albanii prowadzone przez premiera z szefem dyplomacji włoskiej Galeazzo Ciano pod koniec stycznia 1939 roku.
W ten sposób 5 lutego 1939 roku książę Paweł zdymisjonował Stojadinovicia i definitywnie zakończył jego rządy w Jugosławii. Kwestia zawarcia konkordatu pomiędzy państwem jugosłowiańskim a Stolicą Apostolską nigdy więcej nie została wznowiona. Dopiero w 1996 roku taką umowę zawarła niepodległa Chorwacja, w 2004 roku jej śladem poszła Słowenia, a w 2006 roku Bośnia i Hercegowina.
dr Konrad Sebastian Morawski
dr Konrad Sebastian Morawski - specjalizuje się w historii państwa bałkańskich. W 2014 r. obronił na Uniwersytecie Rzeszowski pracę doktorską o historii Jugosławii w latach 1918-1941.
Materiał nadesłany do redakcji serwisu "Historia" WP.PL.